Kilka dni temu przypłynęła do mnie paczka z Łodzi. Akurat w państwie zarządzono powódź, więc wraz z kolejnymi reportażami o już-prawie-tuż wzbierającej fali i przedwyborczego lansu na wałach, ja z zapartym tchem śledziłem zbliżające się do mnie tytonie. A warto było na nie czekać. Paczka stanowiła bowiem kompletny zestaw rozbitka na bezludną wyspę: książka, fajka, zapalniczka. I osiem smakowitych tytoni. Przyznaję, co nieco je przetrzebiłem, ale i od siebie coś tam dołożyłem, więc równowaga została zachowana. Niestety, w paczce nie było żadnego aromatu. Widać sami niearomaciarze tutaj. Wpisałem się więc w trend i spróbowałem amerykańskiego McClelland Frog Morton.
Nazwa ta wiele mówi miłośnikom twórczości Tolkiena, gdyż tak właśnie zwie się wioska we wschodnim Shire, leżąca w pobliżu podmokłych terenów zwanych żabim bagnem. Puszkę więc nie bez powodu zdobi rysunek pana Ropucha w surducie i binoklach, który popala sobie fajeczkę. Zakładamy, że nabił ją właśnie tytoniem z owej puszki.
Frog Morton’s Cellar to mieszanka jasnobrązowych i czarnych jak smoła wstążek virginii i latakii. Dobra, mocna i pachnąca. Zarówno w torebce, jak i w fajce. Kłęby gęstego, aksamitnego dymu i suchy, biały popiół to jej cechy charakterystyczne. Choć nie przepadam za latakią, to muszę przyznać, że ta była naprawdę smakowita. O lekko żywicznym, kremowym smaku i zapachu. Paliłem ją tak zachłannie, że fajeczka ledwo wystarczyła na kwadrans. I mimo węglowego filtra, czułem się jak na lekkim rauszu. To bardzo mocny tytoń. Jak dla mnie, zdecydowanie za mocny. Gdybym nie był takim miłośnikiem lekkich aromatów, to zapewne zapragnąłbym go mieć w większych ilościach, a tak zadowoliłem się tylko szczyptą na spróbowanie.
Niniejszym melduję, że paczka jest gotowa, by ruszyć na spotkanie swego przeznaczenia u następnego kolejkowicza.
„fajeczka ledwo wystarczyła na kwadrans”- Autorze tej skądinąd zacnej notki , gdybyśmy się kiedyś spotkali, a liczę,że szczęśliwy los do takiego spotkania nas niechybnie doprowadzi, proszę naucz mnie tej sztuki. Jakkolwiek bym nie kombinował a niektóre fajki mam doprawdy małe nie udało mi się tytoniu fajkowego w fajkowym cięciu spalić w tym czasie.
„Schippers” się nie liczy bo nie wiadomo do końca czy to tytoń stricte fajkowy.
P.S zapomniałem zapytać , z której listy kandyduje ten zielony pan. Spokojne zachowanie wobec żywiołu i godna postawa z nutką ponadczasowej elegancji w stylu Beau Nasha zwiastują wysokie kompetencje przedstawicielskie. Jak, proszę Państwa, tę żabę wybrać dla Polski i Europy?
Subiektywne poczucie dużej mocy Froga musiało być niechybnie spowodowane Twoim błyskawicznym paleniem, albo wyjątkowo pustym żołądkiem. Bo Frog ma moc znikomą. I pisze to osoba, która ma naprawdę niski prób tolerancji nikotyny.
A sam tytoń to dla mnie mistrzostwo smaku.
To ten tytoń ma jakąś moc? Teraz mam pytanie czy to był jedyny FM w tej paczce? Bo jeśli tak, to popełniłeś karygodny błąd. Może to moja wina, ale nie wydaje mi się, żebym nie wpisał tam pełnej nazwy tego tytoniu. Także grafika tj. zdjęcie puszki również jest złe.
No tak, racja. Ze wszech miar racja. To Frog Morton’s Cellar. Z inną żabą. Pokręciły mi się te Mortony. Ale ten też z virginią i latakią.
Właśnie dopalam fajkę żabolem nabitą i cóż … zgadzam się całkowicie z Ralphem jeśli chodzi o kremowość i żywiczność, jednak co do mocy, uważam że jest ona niewielka. Dodam że żabol jest szalenie łatwopalny, i trzeba się nieźle nagimnastykować kołeczkiem by rozbuchany komin uspokoić. Bardzo smaczny tytoń, szkoda że niedostępny w Polsce.