Paul Winslow (64 l.) już w wieku siedemnastu lat rozpoczął przygotowanie do fachu fajkarza pod okiem innego Duńczyka, Prebena Holma – znanego mistrza sztuki fajkarstwa, z którym dość szybko nawiązał współpracę produkcyjną. Po kilku latach ich zakład zatrudniał 25 osób, do momentu śmierci Holma, po którym Poul Winslow musiał budować własną firmę od nowa. Dziś jest cenionym na całym świecie fajkarzem i podobnie jak większość firm fajkarskich, które osiągnęły międzynarodowy sukces, Winslow prócz wyrobu fajek oferuje własne tytonie.
Ojciec Poula Winslowa był malarzem, który swe zamiłowanie do tworzenia obrazów przekazał synowi. Ma to swoje odzwierciedlenie w wiekach od okrągłych puszek tytoni z serii Winslow No. 1-3, zdobionych malunkami Poula W. Zdecydowanie najlepszy z obrazów umieszczony został na wyróżnionym poprzez kwadratowy kształt, blaszanym opakowaniu Winslow Harlekin. Elegancką, czarną puszkę zdobi wypukły, złoty napis z nazwą tytoniu o czcionce typowej dla stylu art deco. W podobnym stylu jest sam malunek prezentujący (również uwypukloną) kolorową fajkę na bliżej nieokreślonym tle. W ocenach fajczarzy z całego świata Winslow Harlekin jest bardziej „ładny” niż smaczny – zarówno skrajnie zniesmaczeni jak i miłośnicy tego tytoniu zwracają uwagę przede wszystkim na jego opakowanie. Niesłusznie, gdyż mieszanka broni się sama swoją zawartością.
Tytoń aromatyzowany, lekki, acz nie nijaki: smakuje jak niedosłodzona angielska herbata (czyt. taka, którą posłodzono o jedną łyżeczkę cukru za mało). W którymś momencie palenia zastanawiałem się czy nie znosi smaku na niebezpieczne wody mydlanego posmaku, jednak kurs szybko ustabilizował się. Skład: Virginia, Black Cavendish i Burley, jednak tytoń nie ma w sobie nic z typowych duńskich mieszanek. Lekki, niewyraźny, choć jednocześnie przyjemny i bardzo dobrze wyważony posmak porzeczki. Pomimo duńskiego rodowodu nie szczypie gdzieś po języku, podobnie zaskakuje Burley nie gryzący gardła. Fajka palona niespiesznie zachowa ten smak do końca. Przegrzanie fajki spowoduje lekkie pieczenie języka, smak utraci swoje walory acz nie zmieni się negatywnie, co najwyżej zneutralizuje. Wypala się dość dobrze. Sam tytoń prosto z puszki jest już gotowy do nabicia – nie trzeba go wcześniej suszyć ani nie gaśnie jak np. palone przeze mnie równolegle wilgotne tytonie od Savinellego. Jednocześnie jest odporny na przedwczesne wysuszenie się liści, co być może zawdzięcza magicznemu opakowaniu.
Muszę podkreślić największą zaletę Harlekina: room note. Jak żaden – a pykam przy moich bliskich od 7 lat – zdobył najwyższe notowania wśród domowników jeżeli chodzi o zapach. Puszka Winslowa jest przez nich wyjątkowo często otwierana w celu zaciągnięcia się przyjemną wonią, podobnie zresztą zachwalany jest sam zapach dymu. Z jednej strony nieco mnie to dziwi, gdyż pamiętam intensywniejsze i wyraźniejsze aromaty białych kłębów wydobywających się z komina, acz może właśnie z tego samego powodu Winslow Harlekin cieszy się szczególną estymą pośród otoczenia fajczarza.
Winslow Harlekin to dość drogi i wykwintny tytoń. Stonowany smak, przyjemny i nienachalny zapach dymu, wyjątkowo eleganckie opakowanie. Na pierwszy rzut oka wydaje się być w Polsce niedocenionym (brak wcześniejszych jego recenzji), jednakże już parokrotnie odwiedzałem nadaremno krakowskie trafiki, skąd wykupowano go dosłownie na godzinę-dwie przed moim planowanym zakupem.
Fajna recenzja – i na dodatek aromatu. Czyli gatunek na Fajkanecie ginący. Trzeba docenić, dziękujemy!
Za Krzysiem. Choć od siebie dodam ten cytat: „Pomimo duńskiego rodowodu nie szczypie gdzieś po języku, podobnie zaskakuje Burley nie gryzący gardła. Fajka palona niespiesznie zachowa ten smak do końca.”, bo tak przyszło mi do głowy, czy my przypadkiem nie jesteśmy skrzywieni w ten sposób, że mówiąc „duńczyk” mamy jednak na myśli „niemca”… bo tak nas przez lata karmiono schwarzkawendischową syropiozą…
PozdrY,
Ps. Czekamy na kolejne! Cieszymy się, że znów dla nas piszesz!
Brzmi zachęcająco, kulturalny i nienachalny tytoń aromatyzowany to ciekawy nabytek.
Che, mam dokładnie takie same spostrzeżenia, co do joty. Porzeczki, lekkość palenia i fantastyczny room-note. Właśnie kończę puszkę, druga już czeka. Fajna recenzja, Kamerlingu.
O, fajnie że wróciłeś :)
Tekst fajny, choć ten tytoń to najpewniej kompletnie nie moja bajka.
Do Harlekina najlepiej pasuje określenie „elegancki aromat”. W ciągu 15 lat mojego fajczenia niewiele takich spotkałem – spokojny, zbalansowany i nienachalny, wyróżnia się zdecydowanie.
Dziękuję Wam za dobre słowo i ciepłe powitanie :) Zgadzam się też odnośnie wymienionych uwag tytoniowych.
Właśnie po wizycie „Brodatego Świętego” mam wreszcie okazję zapalić ten tytoń. I powiem krótko…wart swojej opinii i swojej ceny! Co prawda nie mógłby być moim codziennym, ale w chwilach wyjątkowych jak znalazł. Idealny na Grudzień…
Otworzyłem trzecią puszkę. Miłe zaskoczenie – kupiony w 2016 trzyma się świetnie w odróżnieniu od tanich landrynek tracących zapach w mgnieniu oka. Wanilia i porzeczka w fajnej proporcji, nie za słodki, nie gryzie nawet przegrzany, roomnote nader przyjemny. Najlepiej mi wchodzą mieszanki Va-Bur i lejklandowe scenty, nie jestem „aromaciarzem”, ale Harlekin IMO to aromat znakomity.