„It only tastes expensive” (On tylko drogo smakuje)
Jak co miesiąc nadszedł u mnie czas zakupów. Po dwóch miesiącach kupowania tych samych tytoni, nadszedł czas na nowe doświadczenia – dla mnie i moich domowników. A jak próbować, to na całego, więc poprosiłem o kilka różnych blendów, byleby opakowanie nie przekroczyło 50g. Paczuszka z tytoniami dotarła, a ja nie zawaham się was zanudzić opisami bojów jakie z nimi stoczyłem.
Między innymi w moje bandyckie łapy wpadł, wzmiankowany kiedyś przez jalensa, Paladin Black Cherry. Muszę powiedzieć, że wizualnie tytoń wśród innych prezentował się dosyć mizernie, wyróżniając się in minus. Koperta plastikowa (42,5 g) błyszczy jak jednorazówki dla nieboszczyka. Jej wygląd kazał mi się zająć innymi tytoniami (także aromatami).
Jednak moja żona, ciekawska sroka, kazała sobie pokazać – i nie omieszkała powąchać – wszystkie nowe nabytki. Nauczyły ją doświadczenia z Latakią. Paladin więc wyszedł z kąta, w który go wrzuciłem, i został otwarty. Co ciekawe, zaraz po tym obrządku, został mi wciśnięty do łap z kategorycznym żądaniem „zapal to przy mnie”. Nie chcąc brudzić sobie „porządnego wrzośca” nabiłem kukurydziankę tym amerykańskim aromatem i… zostałem mile zaskoczony.
Może jestem przepalony aromatami, ale ten tytoń mi nie smakuje wisienką. McLintock Black Cherry, który również przyszedł w paczce, to jest landrynkowa wiśnia. Paladin to marcepan! Tak razem z żoną orzekliśmy, po wyszukiwaniu odpowiedniego określenia. I choć oboje za tym wyrobem cukierniczym, delikatnie mówiąc, nie przepadamy, to ten tytoń jest jak najbardziej mile widziany u nas w domu. Podczas palenia czasami mocniej przebije się rzeczona wisienka, czasami słodziutki Black Cav, ale nie jest to landrynka. To po prostu nadzienie w czekoladzie.
Dużym plusem jest też to, że po prostu przyjemnie się go użytkuje. Nabijać go w fajkę mogę, patrząc jednym okiem w ekran komputera, pracując czy grając. W całej paczuszce nie znalazłem żadnych łodyg czy zdrewniałych szypułek, nie brudzi też tak rąk jak niektóre czarne amerykańskie cavendishe.
Palę go, co pewien czas dociskając przybornikiem, przy zagapieniu znowu podpalam i tyle. Nie zdarzyło mi się go jeszcze przegrzać. Praktycznie samoobsługowy, spopiela się ładnie na szary popiół. Room note (zapach w pomieszczeniu) jest po prostu dobry, nawet po wypaleniu 2-3 fajek z tym tytoniem bez wietrzenia.
Jednak spoza zauroczenia widzę też jego wady, które mogą niektórych zniechęcić. Jest to zwykły Burley (oczywiście przerobiony na Cavendisha, a BlCav chyba nie uświadczyłem) zalany smacznym syropem. Żadne szały, 30 rodzajów tytoni składowych, czy dressingi-toppingi, doprawione kwiatami jaśminu, storczyka i pokrzywy zrywanej podczas pełni. Dla mnie ważne, że koń tego nie obsikał, a kombajn oleju nie puścił. Kwestia gustu, komu to będzie odpowiadało.
Inną sprawą jest, że trochę inaczej smakuje we wrzoścowej fajce, która akcenty lekko kieruje w stronę wiśni, przez co tytoń wydaje się odrobinę wytrawniejszy. Jest i będzie to jednak po prostu tytoń deserowy, podchodzący pod „szpanerski”.
Podsumowując, dodaję do mojej listy zakupowej dużą puchę tego tytoniu, bo zamierzam się jeszcze nim pocieszyć. Jednak podejrzewam, że po niej wrócę do tytoni wytrawniejszych, bez aromatów itp. bo się zasłodzę.
Tytoń w skali ocen szkolnych zasługuje dla mnie na mocne 4+. Nie dam więcej, bo nie każdy lubi ten marcepan i taką ilość słodyczy syropowej.
Amerykanie często zaczynają od Paladina przygodę z fajką. Tak jak u nas zaczyna się od Alsbo Cherry. Opinia tzw. doświadczonych fajczarzy bardzo podobna – pink urinal cake…
A ja tego Paladina bardzo lubię, można nawet powiedzieć, że mam do niego ewidentną słabość… Smakuje mi jak wiśnie w czekoladzie. O ile różowa saszetka Alsbo to taka pralina krochmalowa ze smakiem wiśniowatym, o tyle tytoń opisywany przez Ciebie to ewidentna wisienka w czekoladzie. Może nie Wedel, może nie szwajcarska (to porównanie zostawiam BCh od S. Gawitha), ale naprawdę fajna. I nawet trochę smakuje tytoniem.
Byłem w strachu, bo dwie tytonie wiśniowe zamówiłem, ale porównaniu z McLintokiem to zupełnie inny smak. ML trzymając się twojego porównania to wiśniowy lizak/landrynka.
Tytoń mi wybitnie podszedł, ale go chyba odstawię do świąt, wtedy będzie większą, bo wyczekaną, przyjemnością.
A palisz ją w kukurydziance czy wrzoścu?
We wrzoścu.
W kukurydziance spróbuj. Efekt jest lepszy.
Z mieszanek „żeby to było czuć tytoniem” to bym polecił dodatek perique ;)
Moze to zboczenie – ale polecam: dodac 1/4 Paladina do 3/4 HH Vintage Syrian. Raz na pol roku – lubie :-) Smak dla mnie trudny do opisania, ciekawy na pewno. Nie mieszac ofkors kilogramow, wystarczy na pojedyncze palenie w stosunku 1 szypta do 3 szczypt :-)
lg
m.
„Żadne szały, 30 rodzajów tytoni składowych, czy dressingi-toppingi, doprawione kwiatami jaśminu, storczyka i pokrzywy zrywanej podczas pełni. Dla mnie ważne, że koń tego nie obsikał, a kombajn oleju nie puścił” – ta fraza mnie się bardzo, bardzo! Mocna, dosadna, wyrazista. Tak trzymać!
Ale protestuję przeciwko stawianiu ocen punktowych. Nie lubię, gdy ktoś mierzy smak cyfrowo. Słowami można oddać wszystko. Po co liczby?
Liczby są dla ścisłowców (patrz ja ;+))
Poza tym stosuję punktację szkolną, wymienną z określeniami słownymi ;) to jest tytoń „Dobry, wyróżniający się in plus” :D
Recenzja dotyczy tytoniu wiśniowego, więc zapytam tutaj: czy ktoś poleciłby mi jakiś tytoń właśnie o takim smaku? Na razie znam tylko ekstrema – Alsbo i SG – ale czy jest coś, co z jednej strony nie próbuje wygarbować podniebienia jak pierwszy, ale jest tańsze niż drugi? Sam kojarzę tylko wiśniowy i czereśniowy od McLintocka – na forum zjechane bez miłosierdzia, a na tobacco reviews oceniane skrajnie – więc da się to palić? I jest w ogóle u nas coś jeszcze innego?
Mac Baren Cherry Ambrosia/Cherry Choice – pierwsze co mi do głowy przyszło, a na dodatek chyba nawet tańsze niż alsbo czy tillbury. McLintoka spróbuj – niektórzy go lubią. Wisienkowaty aromat ma również SG Celtic Talisman.
Dzięki. W takim razie za jakiś czas spróbuję i McLintocka, i Mac Barenów, te mi jakoś umknęły.
Ja próbowałem Alsbo Cherry, Tilbury Cherry Cream, Golden Blends Black Cherry. Nigdy więcej…
Spróbowałem w końcu McLintock Black Cherry i przypasował mi. Smak wyczuwalny lecz nienachalny, brak posmaku mydła w ustach, fajka nie tonie w syropowym kondensacie. Spróbuj…
Mc Lintock jest OK, ale nie powala. Pali sie dobrze, uważac trzeba by nie przegrzac. Aromat nie jest specjalnie wyrazisty, dosc łagodny…Mam cały słoik, i pewnie dość długo będzie schodził, bo w wiśniowych tematach o niebo lepszy jest dla mnie Top Black Cherry GH