W drugiej połowie XIX wieku bracia Friedrich i Heinrich Kapp zakładając swój tytoniowy biznes z pewnością nie przypuszczali, że stworzą coś więcej aniżeli zwykłą firmę. Nie mieli pojęcia także, że do tego sukcesu przyłoży swoją rękę ktoś jeszcze. Do ich siedziby mieszczącej się na Graffon Street w Dublinie wszedł Charles Peterson z nowymi, rewolucyjnymi planami i pomysłami na przyszłość. I tak to się zaczęło, tak narodziła się legenda. Czy Peterson Luxury Blend można nazwać jednym z dzieci tej legendy, czy może jest to przysłowiowa „czarna owca”? Cóż, przekonajmy się.
Jak podaje producent jest to mieszanka aż trzech rodzai Virginii , Black Cavendisha oraz Burleya z aromatem miodu, pomarańczy i domieszką wanilii. Tyle z etykiety. Po otwarciu puszki otula nas bardzo przyjemny zapach. Wyraźnie czuć wcześniej opisany aromat, nie jest ani zbyt nachalny, ani zbyt płytki. Mimo tego, że wszystkie trzy walczą chcąc się wybić na pierwszy plan nic na tym nie traci. Wręcz przeciwnie. Tytoń jest odpowiednio rozdrobniony, lecz na mój gust nieco zbyt mokry. Może to sprawiać problemy przy odpalaniu, fajka może przygasać w trakcie. Po krótkim podsuszeniu wszystko jest tak jak być powinno. Pora na samą degustację. Delikatnie odpalam, pierwszy „kęs” i już czuję, że jesteśmy w domu.
Smakuje naprawdę wspaniale. Sama Va jest tutaj trochę przytłumiona za sprawą bogatego menu. Co więcej wcale mi to nie przeszkadza. Ta wybuchowa mieszanka w pełni to rekompensuje i sprawia, że krzyczę: chce dokładkę! Zastanawia mnie to i jednocześnie bardzo intryguje jak udało im się to wszystko ze sobą pogodzić. Zaprzątało mi to myśli praktycznie przez całą puszkę. Pod sam koniec stwierdziłem, że producenci wcale nie chcieli tego robić, bo i po jaką cholerę? W trakcie palenia wszystko się zmienia i nie można przez to nim się znudzić czy też zmulić. Jedno pyknięcie i zajadam się pomarańczą, drugie i mam w ustach miód z pasieki znajomego mojego dziadka, w następnym jem serek waniliowy- to fantastyczne. Czasami do głosu dochodzi też orzechowy posmak Va. Ten tytoń powinien nazywać się kalejdoskop albo jednoręki bandyta co by idealnie opisywało jego charakter. Kręcisz albo pociągasz wajchę i wszystko płynie. Jak mówiłem nie można się znudzić, tym bardziej, że owe zmiany zachodzą z iście chirurgiczną precyzją. Mają odpowiednią intensywność, kolejność czy też czas. Tak jakby ktoś tym sterował bez Twojej zgody.
Tytoń w paleniu zachowuje się bardzo różnie co nie jest jego zaletą. Dość łatwo go zbyt rozbuchać i wtedy lubi szczypnąć w język, a fajka parzy w palce. Palony za gorąco traci niestety dużo na smaku. Cała jego magia kalejdoskopowa błyskawicznie ucieka. Co pocieszające, jego przesuszenie nie odbija się na samej uczcie. Dalej smakuje tak samo świetnie. W trakcie opróżniania puszki co raz bardziej się do niego przekonywałem. Z każdym paleniem można było odkryć w nim coś ciekawego, dlatego też cieszę się, że wyrobiłem sobie o nim zdanie dopiero później. Nie miałbym możliwości wtedy do końca oddać jego charakteru. Luxury Blend nie należy do tytoni zbyt mocnych. Określam go jako najwyżej środkową półkę średniego.
Podsumowując, tego tytoniu nie polecałbym początkującym palaczom ze względu na to, że może sprawiać kłopoty. Nie mniej jednak to świetny blend, zdecydowanie nie żałuję, że go kupiłem. Mogę go polecić za to każdemu kto chce spróbować naprawdę ciekawej mieszanki, komuś kto lubi być zaskakiwany podczas palenia i niejako chce dać mu się poprowadzić. Co do pytania postawionego na początku, to nie ma znaczenia tak naprawdę gdzie go zakwalifikujemy. Dalej będzie smakował tak samo wyśmienicie.
Krycha! Więcej takich recenzji. Prawdziwi aromaciarze nie muszą być w odwrocie. Że niby tylko Va, Va, La, La. A własnie nie. Są na świecie różne tytonie, które różni ludzie lubią. Dla mnie petersonowskie przysmaki są poza spektrum zainteresowania, ale zgrabność tego tekstu wodzi na pokuszenie. Dobrze, że moja lista „must try” jest wypełniona na trzydzieści lat do przodu. Dzięki temu utrzymam status truwielbiciela tytoni niearomatyzowanych. Inaczej… :)
Dzięki!
dostałem puszkę tego wraz z puszką Sherlock Holmes’a, po skończeniu obu dokupiłem już tylko Luxury Blend, tytoń deserowy… ale przedni, aromaty naturalne – nie syropowe, nie jest łatwy ale też i daje od siebie znacznie więcej
Gratulacje, bardzo przyjemny tekst i nareszcie jakaś recenzja aromatu. Też mam puszeczkę w domu i mimo, że nie jest to mój ulubiony tytoń, palę go z przyjemnością.
Może warto przypomnieć, iż producentem tego blendu (oraz wielu innych sygnowanych marką „Peterson”) jest niemiecka firma Kohlhase, Kopp & Co. Podaję to gdyż wstęp może sugerować, iż tytoń jest produkowany – blendowany nie tyle pod marką, a przez producenta fajek Peterson, rzeczywiście początkowo trafiki.
http://pipedia.org/index.php?title=Peterson#The_Peterson_Pipe_Chronicles
Faktem jest, iż niektóre trafiki same blendowały oferowane przez siebie tytonie. Zastanawiam się, jak to było w przypadku trafiki ‚Kapp Brothers’.
To może ja też dodam, żeby otwierając każdą nowozakupioną puszkę mieć w pamięci, że większość współcześnie istniejących wielkich marek produkowanych jest w Niemczech, albo przez Kohlhase, albo Dan Tobacco, albo Plantę.
Nie wiem, jak to było w przypadku początków Petersona, natomiast wstęp tego artykułu, w mojej opinii, doskonale oddaje to, jaką Legendą jest marka „Peterson” i jaką estymą darzy się ją w Polsce. Co, przyznam, jest dla mnie zdumiewające, szczególnie w kontekście aktualnej produkcji okołofajkowej. Niezależnie od tego, jaki jest udział, tej okołofajkowej produkcji, we współczesnej działalności firmy.
UkłonY,
Ten tytoń to chyba wieloowocowy jugurcik:) Na pewno kiedyś się skuszę:) A recenzje aromatów są potrzebne, choćby dla tych, którzy je omijają szerokim łukiem… ja raczej aromatów nie palę, ale przychodzi taki czas, że czasami kupię coś w ciemno i … często tego żałuję. A dzięki takim opinią zmniejsza się prawdopodobieństwo strzelenia sobie samobója za pięć dyszek:)
Panie Pawle, a co z „wielkimi ” markami produkowanymi w Danii, np. przez Orlika (Dunhill na przykład?).
No i tak z marek wielkich na „placu boju” pozostają: Samuel Gawith i Gawith and Hoggarth – dzięki Bogu u nas szeroko znane i dostępne. Tyle, że chyba nadal u nas niedoceniane. Może zmieniły się gusta ? przecież w kategorii mówiąc nieprecyzyjnie „aromatów” – dokładniej: tytoni doprawianych zapachowo i smakowo mamy od niedawna Ennerdale by G&H.
Świadomie pozostawiam na stronie blendy/marki amerykańskie.
Panie Jacku, celowo nie napisałem o Danii, bo przyznaję, że oprócz Dunhilli produkowanych przez Orlika i samych Orlików produkowanych przez Orlika więcej wielkich marek produkowanych w Danii nie znam.
A co do gustów… hm, myślę, że one dopiero się zmieniają. Ewoluując od tego co dotychczas było dostępne, w stronę rzeczy nowych – starych. Odkrywamy je. Być może późno. Ale lepiej późno niż wcale. Nawet jeśli obarczone są piętnem wspólczesnej walki z kosztami produkcji.
Pozdrawiam
PJ
…A co do gustów… hm, myślę, że one dopiero się zmieniają… – to, moim zdaniem, bardzo celna i brzemienna w znaczenia uwaga. Pojmowanie tego procesu rozpoczął bym od zmiany sposobu obecności fajki w życiu fajczarza – od fajki – codziennego towarzysza w pracy, w domu, w podróży etc., do obiektu służącego do uprawiania specjalnego i to nie zawsze codziennie rytuału, często nie „dziedziczonego” z ojca na syna.
To nie znaczy, że to jest lepsze czy gorsze. To znaczy, że jest zupełnie inaczej. A jeśli daje to radość, to wedle mojego pojmowania rzeczy cel jest osiągnięty.
Bardzo dziękuję wszystkim zarówno za samo przeczytanie, jak i za dobre słowo:). To wszystko działa na prawdę mobilizująco z uwagi, że to mój pierwszy tekst. Co do dyskusji na temat produkcji to dobrze to podsumował yopas, mówiąc, że większość jest produkowane w Niemczech. Tytonie to tylko jeden z wielu przykładów, np. branża motoryzacyjna- większość brytyjski marek należy do niemieckich koncernów. Pisząc recenzję nie chciałem za bardzo rozpisywać się na temat gdzie go produkują itd. Wolałem w kilku zdaniach przedstawić mały rys historyczny o samej firmie, tym bardziej, że w pozostałych recenzjach Petersonowskich jego nie było.
Co do samych tytoni Petersona, to wygląda na to, że w tym roku pojawią się 3 nowości. Nigdzie nie rzuciło mi się w oczy żeby były już gdzieś sprzedawane, ale gdyby ktoś znalazł to proszę o korektę.
1) Hyde Park- ma to być mieszanka ciemnych i jasnych Va, Bu, rumu i jeszcze jakieś tam cuda wianki.
2)Summertime 2012-mieszanka odpowiednia do siedzenia w swoim ulubionym krześle w ciepłe, leniwe wieczory. Znajdziemy tam złocistą Va, Bu oraz Bc dodatkowo aromatyzowane kokosem, wanilią i limonką.
Bardziej mi to pasuje do jakiegoś drina ale zobaczymy:D
3)Holiday Season Tobacco 2012-ta mieszanka zaprowadza harmonię i komfort na ten gorączkowy czas. Ma się składać z Va i trzech rodzajów BC aromatyzowanych orzechami laskowymi, karmelem i pieczonymi jabłkami. Oczywiście wypuszczą go z piękną, świąteczną puszką.
Czy jest na co czekać? Wszystko wyjdzie w praniu:)
Dziękuję bardzo za tę recenzję! Jak miło, że ktoś przypomina, że fajka, to PRZEDE WSZYSTKIM aromaty, ów przemiły zapach, który ją odróżnia od smrodu popularnych… I smak przyjemny, a nie klubowe/ekstra mocne. W swoim czasie – jak pamiętam – Jalens usiłował o tym przypomnieć, ale wkrótce znów forum zdominowali arcykapłani „naturalnego rozwoju fajczarza”. Którzy nie palą fajki albo tytoniu, tylko Va albo La. A nie, ich kolej rozwoju biegnie w stronę La, bo przecież nie po prostu latakii, tylko La. No i opalają zawsze Va pod La, a może La pod Va? A może w ciszy, czego nikt na forum nie zauważy, opalaja TMMM pod TMM? Lub La pod TMMM? Nawet bym się nie zdziwił… Tym bardziej, że czytając teksty forumowe, odnoszę wrażenie, że wielkim mistrzem tego zakonu jest Rheged…
A przecież inne tytonie też mają rację bytu. Wiem, że dla innych jestem czarną owcą, zwłaszcza dla Emila – w końcu ledwo napoczętą puszkę MB Vintage Syrian z rozkoszą wyrzuciłem do kubła. Nawet kasy nie było szkoda, ważna była ta satysfakcja umieszczenia owego paskudztwa wśród zaśmierdłych śmieci letnich… I mówię to uczciwie, że lubię aromaty. Nie tylko zresztą. Obok Da Vinciego znajdzie się i SG FVF, i tegoż Black XX lub Chocolate Flake czy Sherlock Holmes od Petersona lub Ahton niejeden…
Ale miło, że ktoś się nie wstydzi, jak Ci, o których wspomniałem, co nabijaja fajkę TMM, ale mówią i pisza, że lubią każdy tytoń, byle z latakia – przepraszam – z La; i recenzuje tytoń, ktory jest po prostu dobry i smaczny. Tylko tyle? Czy może aż tyle?
Chłopie, cztery wypowiedzi, a każda ocieka agresją. I to, jak sądzę, bezpodstawnie. Nikt tu nikogo za aromaty nigdy nie dyskryminował, mało, wielokrotnie wyrażaliśmy żal, że od czasu jak Jacek przestał o nich pisać, to nie ma kogoś, kto pociągnąłby recenzje tego fragmentu rynku. Zatem, jeśli się czujesz na siłach, to zapraszam.
Pisz sobie w nich, że latakia to syf bez krępacji, jeśli ci to poprawi humor. Nie każdy musi ją lubić. W końcu mamy się pięknie różnić, podobno ;)
A – z jednym się zgodzić nie mogę – mianowicie ze stwierdzeniem, że „fajka, to PRZEDE WSZYSTKIM aromaty, ów przemiły zapach, który ją odróżnia od smrodu popularnych”. Nie, nie i jeszcze raz nie. Fajka to przede wszystkim SMAK. Ewentualnie aromat jako połączenie zapachu i smaku, a nie rodzaj tytoniu.
Nie, nie zrozumieliśmy się. Ja się tez trochę pogorączkowałem, jak to w nocy. Poirytowała mnie po prostu wypowiedź odnośnie TMM, więc ją „dostosowałem” do Syriana itp. Natomiast – to już serio – zgadzam się, że są dobre i marne aromaty. Tak samo jak dobre i marne latakie. Akurat Syrian uważam za obrzydliwy. Ale dobrą latakią też nie pogardzę, stąd i załączam pozdrowienia znad dymu Ashtonowskiej mieszanki. Aż dziw, że nikt z Panów jej dotąd nie zrecenzował…
To może Pan zrecenzuje? Bo tak się składa, że tu wszyscy Panowie i Panie mogą.
O, widzisz. I już jest szansa na dialog ;)
Do palenia Ashtona przyznał się tu póki co tylko jeden użytkownik i był nim Wojtek Pastuch. I chwalił. I też go namawialiśmy do pisania recenzji – ale jego nawet do zrobienia więcej niż jednej fajki na miesiąc nie udaje się namówić, to co dopiero do recenzji ;)
Ironią losu jest, że wspominasz Jacka w kontekście wychwalania aromatów i jednocześnie oburzasz się o opinię o TNN – bo to właśnie On był największym (i zajadłym) krytykiem tej mieszanki ;)
Kompletnie też nie rozumiem tego zacietrzewienia odnośnie użycia skrótu La. Skrót jak skrót. Jest po prostu wygodny w stosowaniu, dlatego go używamy.
Generalnie to jest tak, że my (w sensie: społeczność fajkanetowa) cieszymy się z każdego, kto zechce zostawić swój ślad na portalu i pouczestniczyć trochę czynniej w jego życiu. Bo czytających, również stale, trochę mamy. Gorzej jest z tymi piszącymi. Jak liczba aktywnych piszących jest limitowana do tych, którym się chce, to potem można odnieść mylne wrażenie, że ktoś propaguje tu jedyną słuszną linię smakową, a tak na pewno nie jest. Natomiast nikt się swoich upodobań – mam nadzieję – nie wypiera. Dlatego zachęcam do pisania. Ja z przyjemnością poczytam i równie chętnie spróbuję – co prawda Niemcy jeszcze nie przekonali mnie do tego, że potrafią zrobić Virginię, która nie byłaby trochę bezwyrazowa, ale w wypadku produkowanych przez nich mieszanek okołoangielskich zostałem ostatnio zaskoczony Red Rapparee. Dlatego zachęcam do podzielenia się opinią.
Nick jednego z wypowiadających się nawiązuje do Osoby pana de Voltaire. Znany jest On m.inn. ze stwierdzenia: „”Nie zgadzam się z tobą, ale zawsze bronił będę twego prawa do posiadania własnego zdania”. Tu – na temat tytoni fajkowych, a więc i blendów z Latakią. I cypryjską i syryjską.
Natomiast rzeczywiście wokół tzw. „aromatów” naroslo bardzo wiele nieporozumień. I tak jest to wdzięczny temat dla rozwinięcia, wyjaśnień, podania dokładniejszej typologii. Takim wstępem może być nieco informacji z popularnej Pipedii – Aromatics vs Non Aromatics i dalej. Wypowiada się w Pipedii na te tematy znany nam Greg Pease :
http://pipedia.org/index.php?title=Pipe_Tobaccos#Aromatics_VS._Non-Aromatics
a wiele interesujących i poszerzających temat wypowiedzi, w tym wspomnianego GLP oraz znakomitego blendera – Russ’a Quellette – znajdziemy np. w pipesmagazine:
http://pipesmagazine.com/
Warto też poszperać na tamtejszym forum
A banałem jest przypomnienie że fajka ma dawać dobrą radość. I tak szczery uśmiech i satysfakcja z palenia tytoniu X w fajce Y jest znacznie więcej warta niż kwaśna mina palącego „kolekcjonerski” blend z ery Murray’a czy jeszcze starszy w Dunhillu z lat ’20 czy ’30 czy w Barlingu Pre Transion.