Zanim przeczytasz recenzję, zerknij na wstęp tutaj.
„Luksusowego” zaprawia się podobno miodem, wanilią i pomarańczami. Brzmi to smakowicie i zdrowo, bo oprócz słodyczy mamy trochę witamin. Co do pozostałej zawartości, bez niespodzianek. Do tego stopnia, że można uznać to nawet za niespodziankę. A przynajmniej mnie to uderzyło.
Tytoń i jego palenie
Bo postawić obok siebie otwarte puszki Sweet Killarneya, Sunset Breeze i Luxury Blend, to jak rozłożyć stary „Przekrój” na rozrywkowym, zaznaczonym zszywkami środku i oddać się zabawie: „wytęż wzrok i znajdź 20 szczegółów różniących oba obrazki”. Człowiek się chwilkę pomęczy i wszystkie w końcu namierzy, ale w przypadku trzech obrazków made in Peterson percepcja pozostaje bezsilna. To dokładnie to samo. Kropka w kropkę i listek w listek.
Jako że tytoń nie jest do oglądania (chyba, że ten „kolekcjonerski”), warto uruchomić inne zmysły. Na początek paluchy. Pogmerać, zamieszać, pomiętosić i przynajmniej jedną różnicę mamy. Luxury Blend jest minimalnie bardziej suchy. Przez to lepiej i szybciej się rozpala. Co nie oznacza jednak, że nie zechce czasem przygasnąć. Tu, niestety, nie ma postępu, więc zapalniczka za bardzo nie odpocznie. Dawka w fajce spali się szybko, więc nastawcie się raczej na krótkotrwałą przyjemność.
Smak i aromat
Potem warto wsadzić nos w swoje sprawy, to znaczy, pardon, tytonie. Konia z rzędem temu, kto rozpozna te wszystkie ingredienty, ale trójca pachnie słodko-kwaśno-landrynkowo. „Luksusowy” jakby najmniej intensywnie i… naturalnie? Chyba tak, a to za sprawą nowej, niespodziewanej nutki. Wyobraźcie sobie Państwo, że spod trochę oszczędniej polanego zapachu do pieczenia ciast (stąd pewnie też mniejsza wilgotność) wydobywa się bardzo delikatnie i nieśmiało, ale jednak, aromat…tytoniu!
Smaki są, oczywiście, rozwodnione. Podczas palenia dominują kwaski. Jeżeli pykamy wolno, towarzyszy temu odrobina słodyczy, ale przeciągnięty „luksusowy” natychmiast raczy kondensatem i doprawia całość goryczą. Łatwo się tego tytoniu, wbrew pozorom, nie pali. Lubi mocno nagrzać fajkę, za to jej bardzo nie brudzi. Mimo to komorę na filtr (jeżeli ktoś używa, ja tak) warto po każdej sesji wyczyścić papierową chusteczką. Room note jest przyjemny i, co może jeszcze ważniejsze, bardzo dyskretny, lekki.
Moc
No i znowu zawiał halny. Moc jest śladowa, a złudzenie, że nikotyna jest w drodze do płuc wynika głównie z efektów przeciągnięcia, o co bardzo łatwo. To taki tytoń…Właśnie. Do czego? Do palenia, pykania, a może… „petersonienia”? Czyli używania fajki w celach smakowo-ceremonialnych, z jak najmniejszą szkodą dla otoczenia. Mimo to, czuć w nim zawartość naturalnych liści, za co ma u mnie plusik.
Czytam recenzję po raz drugi i nie mogę znaleźć jednej rzeczy. Jak ten tytoń wg Ciebie smakuje?
Witam. Czytam i zgłębiam ten portal od dłuższego już czasu… spodobał mi się bardzo :) Tak bardzo, że Maciej Stryjecki swoimi recenzjami zmusił mnie do wyrażenia słowa krytycznego. Pomijając cokolwiek możliwy tekst o Amphorze (choć odniosłem wrażenie, że autor jest bardziej audiofilem niż fajczarzem)… pozostałe teksty to jednowymiarowe, suche i płaskie opisy, często mało merytoryczne w treści. Stojące w nieprawdopodobnej opozycji do zdecydowanej większości recenzji znajdujących się w zasobach fajka.netu. Odkrywały one (te recenzje :)) jak dotąd skomplikowany świat naszych gustów i guścików tytoniowo-smakowych, niejednokrotnie zmuszając/zachęcając do wyrobienia swojego własnego zdania. Opisywany tytoń często prowadził ścieżką do następnego i następnego, czasami zwodząc, zawsze jednak rozszerzając nasz tytoniowy horyzont. Dyskusje, które pod nimi się odbywały były właśnie tymi krótkimi, często dosadnymi opiniami (patrz np. recenzja TNN). To co kiedyś było pod artykułem i go znacząco ubarwiało, Maciej Stryjecki umieścił w głównej treści. Recenzje kolegi Macieja, produkowane hurtowo i według ustalonego szablonu przypominają bardziej wpisy zamieszczane na tobaccoreviews.com. Są tak subiektywne (czym szczyci się autor), że często aż hejterskie!!! Dobrze, że nie kończą się przyznawaniem gwiazdek!!! Efekt… początkujący, czy też nie mający jeszcze wyrobionego swojego „guściku” fajczarz nigdy (nie daj Boże!!!) nie sięgnie po żadne tytonie Petersona, SG czy GH. Na pewno będzie „smakował” Malthausa (co za entuzjastyczna opinia przeciętnego w sumie tytoniu) i aż strach, gdy Maciej weźmie się za recenzję Alsbo Cherry :) Te recenzje są zbyt jednowymiarowe, by do czegokolwiek zachęcić, mogą jedynie zniechęcić… a przecież: „fajka.net to portalik miłośników fajki tradycyjnej” i dzięki Wam jak dotąd, naprawdę można było zasmakować w tej przygodzie i odnaleźć drogowskazy wskazujące własną przezeń ścieżynę.Jeśli to być następne tobaccoreviews.com to moim zdaniem nie tędy droga.
Wolałbym by ilość recenzji kolegi Macieja przerodziła się w ich jakość: subiektywnie według swojego gustu, ale obiektywnie szanując guściki innych.
To oczywiście mój bardzo subiektywny, „słowiański i prosto z mostu” komentarz…
Pozdrawiam
Janusz – tym niemniej artykuły Macieja mają jedną, poważną, niezaprzeczalną zaletę. SĄ.
Subiektywne? Według mnie takie właśnie są recenzje. Wszystkie poza naukowymi, a i to nie do końca. Nie bardzo rozumiem w odniesieniu do czego w takim razie autor jakiejkolwiek recenzji miałby wyrazić opinie na temat smaku czy też mocy tytoniu. Chyba zawsze tym punktem odniesienia jest własny gust, preferencje, doświadczenie. Właśnie dlatego, według mnie, przydatne jest nawet kilka recenzji tego samego tytoniu. Mi recenzje Pana Stryjeckiego się podobały ,a zwłaszcza porównania i właśnie te charakterystyczne wstępy, które barwnie „otwierały” tytoń. Cóż, Panie Januszu, zapraszamy do udostępnienia własnych publikacji, w których, jak rozumiem, zawrze Pan te wszystkie elementy, o których Pan wspominał.
Pozdrawiam
Nie rozumiem… pierwszego i ostatniego zdania szczególnie.
Przecież nie mam nic do subiektywności recenzji (nie da się napisać obiektywnego tekstu dotyczącego własnych czy cudzych gustów). Nie podoba mi się tylko zero-jedynkowość tych tekstów, np: tytonie typu scendet są obrzydliwe – kropka. Nasuwa mi się wtedy pytanie, po co ktoś uczulony na ten mydlany smaczek bierze się za recenzję tego typu tytoniu?
Jeszcze dokładniej: nie mam żadnych uwag co do stylu i barwności tych recenzji!!! Nie podoba mi się tylko idea tych kilku ostatnich. Jeszcze raz powtórzę, że moim subiektywnym :) zdaniem, urokiem tego portalu są recenzje różniące się celem ich powstawania – na przykład od tych w przywołanym już tobaccoreviews. No… chyba, że zdecydujemy się jednak na rankingi, gwiazdki, wartościowanie… tylko po co to dublować?
Po drugie… Maciej napisał kilka recenzji, ja napisałem swoje zdanie na ich temat w komentarzach – właśnie tutaj jest chyba miejsce na taką dyskusję? Nie rozumiem odsyłania do kąta i publikacji własnych tekstów…?
Nawiasem mówiąc był taki wątek na forum, chyba zarzucony już trochę… jak oceniać w recenzjach tytonie, jakie przyjmować kryteria, czy tworzyć rankingi, itp. Cóż… mi podoba się tak jak było/jest dotąd: opis, wrażenia, porównanie do innych tytoni – w recenzji, a wartościowanie (czasem zdecydowane) w komentarzach.
Pozdrawiam
Januszu, oczywiście że masz pełne prawo do dyskusji na ten temat. Dobrze że wyjaśniłeś swoje intencje, bo sam nie do końca byłem pewny co miałeś na myśli :).
I jedna poprawka – Maciej do tej pory nie zrecenzował żadnego scenteda i mam nadzieję że tego nie zrobi :>
Cóż. Praca nauczyła mnie, że pisać nalezy stylem prostym i komunikatywnym. Recenzja, jako krótka forma, ma zawierać niezbyt rozbudowaną warstwę informacyjną, za to przekazać subiektywne wrażenia autora (obiektywna jest statystyka). Możliwie jednoznacznie i bez zaburzania wartościowania przy formułowaniu opinii.
Esy floresy stylistyczne, to najprostsza technika pisania. Każdy początkujący dziennikarz buduje zdania wielokrotnie złożone, przestawia szyk zdania, bo wydaje mu sie, że tak jest „mądrze”. A potem bidny redaktor siedzi i tnie, przekłada na polski…
Faktycznie, moje doświadczenie to zaledwie dwa lata kontaktu z fajką. Przyznaje, że to zbyt krótko, za mało. Lepiej więc odłożyc pisanie na później.
Pozdrawiam serdecznie!
Maciek
No i cos moj (niestety w tym wypadku) imienniku najlepszego narobil?!
Pisal Maciej, przyjemnie sie czytalo to sie zacietrzewil ktos, kto ile tu napisal recenzji? Hm, szukam… szukam… i przede wszystkim czekam! Czekam na Wasci recenzje! Ciekawe jak bedzie sie takowa czytalo.
Z wyrazami szacunku,
J.
Oj, zeby mi sie nie zechciało po słowiańsku imiennikowi odpowiedzieć, bo suchej nitki na tym nadętym pustosłowiu nie zostawię.
Cóż… niektórzy mają tendencję do szukania dziury w całym, nawet wtedy kiedy prawdopodobnie jej wcale nie ma. Możliwe, że ja jestem właśnie takim przypadkiem :)
za co z pokorą i bez nadętości :) przepraszam.
Pozdrawiam serdecznie