Tą recenzją chcę rozpocząć cykl krótkich opisów tytoni Petersona. Krótkich – bo markę wszyscy znają, więc daruje sobie powielanie słów kolegów, którzy napisali chyba już wszystko i wiedzą więcej ode mnie. Pozostawię sobie tylko miejsce na konkrety: jak się pali, jak smakuje, jak syci nikotyną, plus trochę przyległości. I tyle.
Uczulam – nie zamierzam się nawet silić na obiektywizm (nawet nie wiem, jak miałoby to wyglądać). Dlatego będą to opisy skrajnie subiektywne, a opinie mogą się wielu osobom wydać pochopne i krzywdzące. I niech tak zostanie. W każdym razie zawsze wypaliłem przynajmniej jedna puszkę, w kilku fajkach i różnych „okolicznościach przyrody”.
O „słodkim” napisano wiele dobrego. Według wielu recenzentów to tytoń wspaniały, przesmaczny i szlachetny. A ja się zastanawiam, czy mam aby to samo w puszce, czy Peterson obniżył loty i szoruje już brzuchem po ziemi.
Tytoń i jego palenie
Producent informuje, że w skład mieszanki wchodzi Virginia, Burley i Black Cavendish. Przeważają w nim jasne paski, a całość jest cięta dość drobno (około 1mm). Wilgotność jest w sam raz, chociaż podsuszanie dobrze mu robi. Staje się wówczas bardziej wyrazisty. Mimo tego, że lubi przygasnąć, spala się bardzo szybko. Przy łapczywym zaciąganiu średnia fajka może wystarczyć na zaledwie 15 minut! Zdarzaja się w nim resztki płatków, co sugeruje, że podstawowym surowcem mogły być flejki.
Moc
Żadna. Po prostu jej nie ma. To przysłowiowe ciepłe powietrze. Wiele tytoni Petersona (aromatów) nie grzeszy nasyceniem nikotyną, ale przynajmniej pod koniec nabierają pazurka (ale nadal tępego, jakby jego właściciel – dajmy na to, kot – biegał całe życie po betonie). Ten niestety pozostaje do końca równie satysfakcjonujący, jak e-papieros z wkładem „zero”. Nawet po wypaleniu wielgachnego benta musiałem sięgnąć po papierosa, żeby „oszukać głodnego”.
Smak i aromat
I tutaj największe rozczarowanie. Nudny, jednostajny, nijaki, mdły. O ile z puszki pachnie ładnie, to przy paleniu odniosłem wrażenie, jakbym pił przegotowaną wodę z cukrem. Żadnych tam smaczków w tle. A jeżeli cos się pojawi, to tak rzadko i dyskretnie, że trzeba być skoncentrowanym jak kierowca rajdowy.
„Słodki” to chyba tytoń dla osób, które nie mogą się zdecydować – palić fajkę, czy nie? I na pewno dla tych, które przedtem papierosa w ustach nie miały. Można więc oddać się ceremonii z namaszczeniem, nie psując innym przyjemności, bo room note jest ponoć przeuroczy. Jak dla mnie, to jednak wirtualny seks. Lizanie loda przez szybę.
Pięknie ujęte: rozczarowanie.
To jest słowo, którym mogę opisać swoje refleksje po skosztowaniu.
Poza zapachem z puszki, który faktycznie kusi, by wręcz zjeść zawartość puszki, to już w paleniu, po pierwszych dosłownie kilku pyknięciach ów aromat znika, by w drugiej połowie stać się mdłym, bylejakim, a potem wręcz gorzkim. I oczywiście, jak to w tych „zmieniających się na gorsze” w trakcie palenia tytoniach bywa, mocniejszy pod koniec.
To jeden z nielicznych tytoni, których nie dopaliłem do końca i zamieniłem na cokolwiek (a trochę różnych wypaliłem).
ROZCZAROWANIE
Może dziwne ale Peterson może Ci podziękować dzięki twym słowom:”„Słodki” to chyba tytoń dla osób, które nie mogą się zdecydować – palic fajkę, czy nie? I na pewno dla tych, które przedtem papierosa w ustach nie miały. Można więc oddać się ceremonii z namaszczeniem, nie psując innym przyjemności,”
Na pewno go kupie w niedalekiej przyszłości.
Strasznie cieszy mnie Twój komentarz. Bo oznacza on, że recenzja okauje sie przydatna. A że jest skrajnie subiektywna, to obserwacja dla jednej osoby niezbyt zachęcająca, dla drugiej obiecuje wielka zalete! I o to chodzi!!!!!!!!!!
Czyli zdanie mamy podobne: http://www.fajka.net.pl/rec_tytoniu/peterson/peterson-sweet-killarney/
Jednak nie rozumiem trochę – piszesz o wyrazistości po podsuszeniu, a potem że nijaki i w ogóle bez smaku?
Troszke mu to pomaga, ale niewiele.
Można to zdanie nawet dodać w nawiasie. Tylko, jak ludzie przesuszą, to bedzie siano…
Macieju!
Kolejna swietna recenzja, przyjemnie sie Ciebie czyta. A co do tytoniu, to podpisuje sie pod recenzja obiema rencami! Zastanawiam sie skad tyle pozytywnych recenzji na TR?
Pozdrawiam.
Janusz
Fajkanet duzo mi dał na początku przygody, kiedy czytałem, czytałem i cztałem. Teraz pora spłacic długi, czyli cos napisać :)
W anglosaskim kręgu kulturowym nie wypada narzekać. Stąd w każdym fachowym pismie (nie tylko na portalu), czy to hi-fi, czy to moto, czy to tytonioto jakiekolwiek uwagi krytyczne znajda sie głównie między wierszami. Nawet język to warunkuje, zawiera mnóstwo sprytnych wybiegów. Slowianie sa bardziej prostolinijni, więc walą „z mostu”.
Ja kiedys zastanawiałem sie nad tym fenomenem w dziedzinie sprzętu grającego i chyba tylko w tak znajduję wytłumaczenie.
Tytonie Petersona dzielą się na dwie bardzo odmienne, jakby to napisali Anglicy, dywizje. Roboczo określiłbym to jako tytonie tradycyjne i tytonie nowomodne (nie: nowoczesne). O tradycyjnych nie ma co się rozwodzić, mieszanka orientalna (Old Dublin), virginia (Irish Oak), klasyczne aromatyzowane (Sherlock Holmes czy Whiskey), aromatyzowany plug w stylu Murray’s (P3). Parę lat temu producent postanowił poszerzyć krąg odbiorców o niedzielnych palaczy i umieścił w ofercie serię mieszanek w stylu niemiecko-duńskim. Są to mocno posłodzone, słabe mocowo tytonie z udziałem czarnego cavendisha, całkowicie różne od pozostałej części oferty. Kto lubi jedne, nie będzie lubił drugich i odwrotnie. Osobiście tego typu mieszanki, których w obfitości dostarczają nam Planta i Poschl, paliłem czasami 20 lat temu, a potem mi bezpowrotnie przeszło.
Opinia cudownie prawdziwa. Niestety. Jedna zaleta jednak jest. Puszka po tym tytoniu świetnie nadaje się na popiół z innych tytoni na ogródku.
Odswiezam recenzje „cukiera”. Znalazlem wlasnie w otchlaniach mojej kanciapy hermetycznie zamknieta puszke tytulowego „specyfiku”. Jako ze jakos nie zrobil specjalnie dobrego wrazenia, kiedy palilem go poprzednio, to sie zastanawiam czy dojrzewanie SK ma sens i trzymac to dalej, czy moze pozbyc sie odrazu. Moja puszka ma nieco ponad rok od momentu kupienia.
Mi osobiście ten tytoń bardzo smakuje, ale – no właśnie ALE, poddaję go pewnemu uszlachetnieniu. Kupuję puszkę i ją otwieram żeby się podsuszył. Kiedy mam już „sianko” – to nawilżam łyżeczką szkockiej whisky (w moim przypadku Famous Grouse), dokładnie mieszam i zamykam puszkę. Po pewnym czasie (pojęcie względne), kiedy już wilgotność jest odpowiednia do palenia – palę. Staje się odrobinę bardziej „szorstki w smaku”. Mi podchodzi – polecam.
Jeszcze jedno – stara „wędkarska” puszka podobała mi się bardziej. Subiektywna uwaga wędkarza muchowego ;)
No i bęc…dostałem w prezencie ten produkt. Ofiarodawca (niepalący) kupił, bo sprzedawca mu powiedział, iż „tytoń jak jest w puszce, to jest dobry!”. Przyjąłem, podziękowałem, ucieszyłem się odpowiednio (darczyńca takoż)…
Cóż tu rzec? Nooo…nie jest dobrze! Ale wszyscy ewentualnie obdarowani tym produktem, nie traćcie nadziei! Da się go spożytkować, nie trzeba od razu „w kibel”!
Ja nabyłem cygaro. I teraz pocięte w plasterki mieszam ze szczyptą „Sweeta” i spopielam bez większej męki.
Można….