Właściwie to już notka wspomnieniowa. Tytoń zniknął ze znanych mi miejsc w sieci i w rzeczywistości. Nie wiem, czy Promotorzy, którzy nim handlowali, mają go jeszcze w zapasie… Tymczasem sam wypaliłem 3 pełne puchy a przedwczoraj wieczorkiem przypomniałem sobie ten smak, otwierając ostatnią…
I dziś chciałbym go przypomnieć tym, którzy także polubili tę mieszankę, zaś tym, którzy go przegapili, a lubią aromaty w dobrym, naturalnym guście – opowiedzieć o ich stracie. Małpiszon ze mnie, nieprawdaż?
A jest sobie co przypominać, bo blenderzy od Petersona nie poszli w kierunku macbarenowskiego bigosu ze 150 składników, ale złożyli solidną i bardzo smaczną mieszankę aromatyczną. Określili ją jako zimową w smaku, ale jak mieli określać, skoro zaskoczyli rynek drugą edycją limitowaną w ubiegłym roku w okolicy Gwiazdki.
Pierwszą puszkę wypaliłem, przepisowo, w zimie i była dla mnie ciepła i świeża. Ta, którą palę latem, wydaje mi się orzeźwiająca i… świeża. Generalnie „Merry Xmas 2009 and a Happy New Year”, bo tak się nazewniczo rozpasali marketingowcy od Petersona, to jednocześnie skromny, ale bardzo świąteczny tytoń. I wielka pucha, i śliczna kupka słodyczy do fajki.
Zanim jednak zabiorę się za smakowite publiczne mlaskanie, chciałbym opowiedzieć o trzech sprawach ogólniejszej natury…
Po pierwsze, sprawa opakowania – otóż w kilku sieciowych recenzjach jako zarzut podnoszono fakt zapakowania Xmasa 2009 w nieszczelne blaszane pudełko oraz w półotwartą torebkę, zagiętą jedynie i zaklejoną ozdobnym plasterkiem. Nie jest to bynajmniej lekceważenie klienta czy brak maszyn hermetyzujących w fabryce – to ogromna pewność siebie producenta i istotna informacja dla każdego fajczarza…
Każdy, kto czytał drugą część artykułu Belliniego o nowych smakach, który opublikowaliśmy kilka dni temu, na pewno zauważył fragment o tym, że ostatnio wiele firm ostateczny smak blendów nadaje przez napylenie tytoniu tuż przez zamknięciem ich w hermetycznych opakowaniach.
Peterson tymczasem informuje cały świat – z naszej mieszanki smak i aromat nie ulotni się po tygodniu, nie ograniczamy się do szprajowania tytoniu, ale jej właściwości uzyskujemy w rzetelnym procesie cavendishowania, na skomplikowanych, drogich maszynach gwarantujących długotrwałe utrzymywanie się najwyższej jakości produktu…
Sam zawartość dwóch puszek na wszelki wypadek ubiłem ekstremalnie w dwóch moich ukochanych słoikach po dyni w occie, bo marketing często kłamie, ale jedną zostawiłem jak była, a nawet co pewien czas podnosiłem wieczko, by sobie trochę podwąchać. Dziś mogę z pełną odpowiedzialnością napisać – chłopaki z Dublina nie kłamali, zapach trwa, nie „wyblakł” ani na jotę, a zmiany smaku nie znajduję. Może nie jestem wielkim smakoszem, ale niczego takiego nie czuję.
Sposób pakowania tytoniu może więc sporo opowiadać fajczarzowi. Takie informacje warto umieć odczytywać, by nie wytaczać ciężkich armat krytyki lufami do tyłu.
Rzecz druga – dopiero przed napisaniem recenzji wpatrzyłem się w skład tego tytoniu. Red Virginia, czerwona wirginia. Nie miałem pojęcia, co to jest. Czy to dobra rekomendacja, czy taka sobie… Popytałem Googli i prostej odpowiedzi nie znalazłem. Bo chyba jej nie ma. Wszcząłem larum – o efektach „polowania na czerwoną wirginię” można poczytać => tutaj! Myślę że warto, bo cośkolwiek ze wspólnego śledztwa się wyłania i jest szansa na więcej.
I sprawa trzecia, autokompromitująca – w skład tego blendu wchodzi Bourbon Vanilla. Wcale nie tak dawno byłbbym przysiągł, że chodzi tutaj o nalewkę z wanilii na tej whiskey leżakowanej w Kentucky. Wszak i wanilii dodaje się do tytoniu, i rożnych trunków. O ile sobie przypominam, nie jestem jedyny na świecie, który tak myślał. A teraz kilka zdań, jak rzecz wygląda…
Wanilia pochodzi z Meksyku oraz z Ameryki Łacińskiej. Uprawiali ją już i namiętnie spożywali Toltekowie i inny azteccy indianie. Wanilia to storczyk zapylany przez kilka gatunków pszczół. Kwiat jest podobny do tych owadów, a one nie występują nigdzie indziej na świecie poza tym rejonem. Do dzisiejszego dnia jest to druga co do ceny przyprawa po szafranie. Trudno się więc dziwić, że na początku XIX w nasiona wanilii docierały w inne strefy świata i podejmowano próby uprawy. Tak też dotarła na dzisiejszą wyspę Renion na Oceanie Indyjskim w pobliżu Afryki. Należała ona do Francji i nazywała się Bourbon. Tak jak wszędzie poza Meksykiem, uprawa nie zakończyła się powodzeniem. Nasiona się nie zawiązywały. Nie było tam takich pszczół, do jakich kwiat się upodobnił.
W 1919 roku, zupełnym przypadkiem, 12. letni niewolnik Edmond Albius odkrył metodę ręcznego zapylania wanilii. Uprawy błyskawicznie trafiły na pobliskie Komory i Madagaskar, skąd do dziś pochodzi większość światowej wanilii. Bourbon Vanilla więc – bo na wyspie Bourbon znaleziono sposób na uprawę tej rośliny w nowych regionach świata. I nie ma nic wspólnego z miasteczkiem Bourbon w Kentucky, gdzie leżakowano słynny amerykański trunek…
Ta dzisiejsza recenzja składa się niemal wyłącznie z samych dygresji, bo tak właściwie, to niewiele jest do pisania o tej mieszance i jej smakach. Kilka zdań i po recenzji!
Jak więc smakuje Xmas 2009? No więc pysznie. Tak, jak zachwalał go producent – słodkimi złotą i czerwoną wirginią i niezbyt przesłodzonymi kawendiszami z akcentami pieczonych jabłek oraz waniliowym. Plus lekkie, wirginiowe, owocowe kwaski, które ja tak bardzo lubię… Żaden wielki, wyszukany, przesadzony rarytas, nad którym musi się biedzić wielki zespół kucharzy, a po składniki którego trzeba wysyłać odrzutowce na drugi koniec świata.
Smak jest rzetelny i wspaniały jak świąteczny placek drożdżowy z kruszonką i rodzynkami pieczony przez babcię. I choć to szkodliwa dla zdrowia używka [—min. zdr. i op. społ.—-], to jest to tytoń, który mi kojarzy się z dzieciństwem – najbardziej z wszystkich dotychczas palonych tytoni. Babcie z roczników obsługujących moje pokolenie nigdy nie przesładzały nadmiernie żadnych swoich wypieków, nie sypały za wiele rodzynek i nie wlewały za dużo olejku waniliowego, bo były oszczędne i miały dobry gust.
Babcia blenderów od Petersona, którzy pracowali nad świąteczną mieszanką z 2009 roku musiała być bardzo podobna do mojej. A to była najlepsza babcia na świecie.
Ten podpis na puszce jest niesamowity!!!
Każdy fajczarz powinien wymyślić co najmniej 10 takich napisów i nakleić je na każdą puszkę, z którą wychodzi na miasto. To jego puszka! Żałuję, że tak późno na to wpadłem.
Takie naklejki powinny być do kupienia za drobną opłatą w każdej trafice, ktoś by na tym zbił majątek.
Najlepszym napisem byłoby ,,Fajka mniej szkodzi”)
„fajczarstwo odprężą”
Xmas 2009 powinien być jeszcze dostepny tu:
http://www.brucciani-ltd.co.uk/
naklejka na puszkę – cudowna!
Ustosunkuję się, bo bardzo lubię ten liść. Otóż, zdanie o cieście i świętach jest jak najbardziej trafne – zwłaszcza wzmianka o kruszonce.
Ten tytoń nigdy mnie nie zawiódł, i choć bardziej to smakołyk niźli smoła, to jednak z dużym zadowoleniem i podnieceniem do niego wracam. Mam wrażenie, że każde palenie jest … pełniejsze w smaku.
Co do szczelności puchy, to muszę przyznać, że mi zawartość torebki wyschła pod koniec, ale dało się to uratować :) końcówka starej puchy do słoja, cała nowa tamże, mieszando i… działa ;)
Jalsen jeśli chcesz to mogę Ci zakupić kilka puszek jeszcze. Sa w Krakowie, a przynajmnej były jak odwiedzałem trafikę tydzień temu.
Ogromnie dziękuję za miła pamięć. Niestety, obecnie nie bardzo mogę sobie pozwolić na gromadzenie zapasów. Przeciwnie, właśnie je sobie bezlitośnie i niechybnie dopalam, mając nadzieję na lepsze czasy.
http://www.promotorzy.pl/index.php?mod=przedmiot&id=11501# – prawdopodobnie tutaj jest X mas
I znów jest na fajkowie!
To szczerze polecam :)
A jest wersja 50 gramowa ?
Niestety nie ma, obawiam się, że wersji 100g. też już nie dostaniesz.
W wersji 100g jeszcze jest dostępna, ale szkoda że nie zrobili mniejszych po 50g pakowanych. Dziękuje za odpowiedź.
Czy mógłby się ktoś wypowiedzieć na temat tak zwanego room note? Szukam czegoś akceptowalnego przez otoczenie, a palę od niedawna i eksperymentuję nieśmiało z raczej tańszymi tytoniami, a chciałem kupić w końcu coś porządnego. A ów Xmas jest dostępny na fajkowo…
Dzięki z góry za odpowiedź
Room note – wabiący kobiety i dzieci.