To nie jest tytoń dla kiperów, smakoszy i miłośników Ferrero Roche. Typowa mieszanka do pracy lub telewizora. Nie do „wsmakowywania się”. Poznaje się go w pełni po kilku paleniach. Niespodzianek nie ma. Ot, słodycz Virginii dość mocno przełamana mocniejszym burleyem z Kentucky i doprawiona Perique jak dobry paprykarz.
Nie zajmuje, nie fatyguje zanadto, można palić przy okazji innych zajęć. Raczej do nieprzesadnie pojemnych fajeczek trzymanych w zębach i do drobnego pykania. Nie jest to siekiera, ale pod koniec palenia może zaszumieć przyjemnie w błędniku.
Pali się łatwo, równomiernie i do dna. Nie za gorąco. Zresztą, jak go się przeciągnie, to na ogół dostaje się czkawki. Nie wymaga specjalnej uwagi ani turniejowych kołeczków czy kominkowej stylistyki. Podobnie jak smak. Ale ogólnie jest w smaku przyjemna – virginiowata.
Nie jest to jednak mieszanka, której palenia się nie zauważa i po kilku minutach ma się chęć na kolejną fajkę. Hal O’The Wynd nie jest do palenia mimochodem. Nawet najbardziej zaaferowanemu siedzącą pracą lub mało ruchliwą rozrywką fajczarzowi przypomni o tym, że właśnie pali.
Zapach z puszki delikatny, tytoniowo-owocowy, naturalny. Przyjemny. Nie zapowiadający absolutnie pikantnych smaczków i ostrości, a nawet pewnego rodzaju wulgarności podczas palenia. Jednak w język nie gryzie, warg nie wysusza. Jest w sam raz.
W żadnym wypadku nie jest to slim i light. Jak by określić grupę docelową, dla jakiej mieszali go blenderzy?
Dla nałogowców, moim zdaniem. To jedna z niewielu mieszanek, po której nigdy nie miewałem chęci na „dokończenie się” papieroskiem. Jednym słowem jest to blend sycący nikotyną, a znakomicie dobrane proporcje tytoniów składowych mogą – jak kolegom wyżej – kojarzyć się z papierosowatością. Nie do smokingu, do drelichów.
Ale to jednak zupełnie inny styl, no i fajka w zębach – moim zdaniem, to doskonały tytoń, głównie dla nikotynistów, którzy już nie chcą palić papierochów, ale niespecjalnie mają czas i ochotę na skomplikowane smaki. Także dla tych, którzy nie chcą tytoniu o złożonych smakach zużywać przy rąbaniu drewna, tudzież przy przerzucaniu węgla.
Palę go w niezbyt mocno nabitym Falconie lub wrzoścowym Brogu – 45 minut najwyżej. I to jest w sam raz – dłuższe palenie grozi „zbrzydzeniem”. Odłożenie fajki w czas i nie dopalanie jej na siłę może uczynić HOTW stałym i lubianym blendem do pracy czy na aktywny poznawczo spacer.
Sięgam poń głównie wówczas, kiedy „zakręcę się” pracą i palę za przyczyną nałogu. Przy komputerze, przy domowych porządkach, podczas majsterkowania.
Nada się również na spotkania klubowe z kolegami, te z grzechem opilstwa i czystą wódką lub nienajlepszym whiskaczem
Hal O’The Wynd to mieszanka jak ze szkockich podzamczy czy przypałacowych czworaków. Zapach i smak wiatru z Highlandu nie przypomina śródziemnomorskiej bryzy czy egejskich zefirków. Daje po ryju – i tak ma być.
Room note też raczej dla facetów – chanel nr 5 toto nie jest.
A mnie ten tytuń znudził okrutnie. Znudził mnie tak, że długo jeszcze nie będę miał ochoty. Nie, to nie jest zła mieszanka. Ona jest mniej więcej taka, jak jalens napisał. Niemniej starczyło mi entuzjazmu na trzy fajki… z duzym zniecierpliwieniem ale wypaliłem puszkę do końca… może fajka była nie do tego tytoniu? Nie wiem. Paliłem trochę w sporym bencie Lorenzo, trochę w mniejszej halfbentowej Capitello… ziew… jednak nie tego oczekuję po fajce… za rzadko palę, muszę mieć fajerwerki!
Fajerwerkowy to ten tytoń nie jest. Z pewnością nie na pełne sesje poświęcone paleniu fajki. Smakownika nie będzie rajcował.
hm…ale skąd tu burley? ja jednak obstawałbym przy napisie z puszki „pure virginian tobacco”, a smaczek perique-owszem, wyczuwalny i jeśli tak smakuje „pure virginia” wg Kohlhase.etc to jestem jej miłośnikiem i zdecydowanie wolę ją od „virgini” z opakowania MacBarena :)
ps. pozdrawiam twórczych ludzi, gratuluje strony :)
Pod *Tytoniową typologią*, podjęta została próba wyjaśnienia, co to jest tytoń Kentucky. Sam chciałbym się tego dowiedzieć jednoznacznie :) lub tylko bardziej prawdopodobnie…
Co do składów mieszanek firmowych – to ja uważam, że jesteśmy przez większość producentów waleni w rogi, pewnie trzeba było by przeprowadzać analizy spektralne na miarę ekspertyz sądowych, żeby dojść prawdy. Fajczarze mają niestety jedynie analizator wewnątrzgębowy. No i tę lupkę, której można użyć podczas przeglądu zawartości puszki.
ps. Ogromne dzięki za dobre słowo, Tomaszu.
Tomek, ten burley jest własnie z Kentucky, tak jak jalens napisał w *Tytoniowej typologii*, jest on specjalnie przygotowywany…
Jedną rzeczą jest to, co producent pisze na puszce, a inną to, co producent pisze na stronie: poszukaj sobie HotW.
Pozdrawiam
PJ
Ps. Jeśli smakuje, jesli nie truje, czy istotny jest skład?
przychylam się do przypuszczenia, że nazwy mieszanek i ich rzeczywiste składy to dwie różne sprawy …i pozostaje własne rozpracowywanie, doświadczanie-co jest całkiem przyjemną sprawą. ..ale tym tytoniem ja mogę się tylko „objadać”
Pozdrawiam :)
Fajny , prosty i nienachalny.Idealny na odpoczynek po aromacie.
Mnie tam w ryja nie wali , ale przyjemnie głaszcze płucka , bo się nim czasem sztachnę…będę go palił często.Polubiłem ten tytoń od pierwszej fajki.Mój Hilson Blackwood też…
Pozdrawiam
Krzysztof
To jest ten tytoń, który wyrwał mnie z objęć duńczyków. Proste, „męskie” palenie.
Paląc dziś od rana swoje stałe schematy czyli mocno 1792 na dzień dobry a później jakieś latakie już bardzoej zrelaksowany dla smaku, po delikatnym Jolly Jokerze nabiłem HOTW spodziewając się no właśnie… lekkiego palenia. I Paliło się lekko, i pisało się emaile również lekko i tak jakby coraz lżej, a później już tylko nie mogłem wstać z fotela co by nie mówić inaczej przymroczony. Przywalił mi jak nigdy, gdy atakuje Brown IV’ty to już widzisz te działa potężne, gdy odpalasz 1792 masz w ręku coś co mocą godne jest Twojego poszanowania a HOTW nigdy takim dla mnie nie był choć nie pierwsze to dla mnie jego palenie. Od dziś powiem że szacunku do niego nabrałem, może to Falcon z jego długim przewodem sprawił że to dziś tak chłodno i lekko się gdzieś oddalałem nie mając za bardzo pojęcia ? i tracąc je gdzieś po drodze ?.. nie wiem..w glowie mi jeszcze szumi – ale go dopaliłem … … a w smaku przyjemna – virginiowata, dodałbym nawet że lekka..
Otóż to. Nie tak dawno któś mnie wyśmiał na pogadywaczce, gdy się poskarżyłem, że HOTW na czczo to nie jest dobry pomysł na życie…
przepraszam ;( .. ale wcześniej mnie nie bił.. wiesz twardziela z niotyną na TY od wieków .. gdzie tam – ja bym podstępu nie wyczuł ? …zaszedł mnie od tyłu .. przyznaję – dobry jest ..
Wszystkie walory smakowe czy też ich brak został przez kolegów opisany idealnie.
Ja jako nowicjusz w fajkowym świecie dodam że z tym tytoniem po raz pierwszy spaliłem fajkę w całości bez ponownego podpalania i grzebania w kominie.
Czysto, łatwo i przyjemnie aż do suchego dna z odrobiną szarego popiołu.
U mnie zagości do momentu aż na dobre nie przejdzie mi tęsknota za papierosami a może i na dłużej.
„Hal o’ the Wynd, he taen the field. Alang be the skinklin Tay: And he hackit doun the men o’ Chattan; Or was it the men o’ Kay?”
Jest prosty w obsłudze i…nudny! A pale go po 5-cioletnim leżakowaniu. Prosty i jednostajny do bólu…szkoda.
Jak różnie bywa… Ulubiony, zawsze zaskakuje! Bywa że boję się że go zjem.. Syci nikotyną, wysoko cenię jego smaki.
Przepraszam, trochę poniosło mnie, nie zaskakuje, niezawodzi. To chciałbym powiedzieć.