Tekstem tym rozpoczynamy nowy cykl na fajkanecie – recenzje porównawcze. Na pierwszy ogień idzie tytoń oceniony jakiś czas temu – Old Gowrie. Na wstępie kilka słów wyjaśnienia – poniższa opinia publikowana jest po to, aby rozszerzyć punkt widzenia na dany produkt. Zdrowy pluralizm odnośnie ocen może skutkować lepszym rozeznaniem dla tych, którzy jeszcze z daną rzeczą nie mieli styczności. Również ci, którzy mieli okazję palić, mogą zmienić zdanie pod wpływem kolejnej opinii. Może się przekonają? Może ktoś ich wyprowadzi z błędu? Wreszcie – co dwie głowy to nie jedna. Komuś umknąć może to, co inny zauważy. Stąd też owe „Veto” Alana. Zapraszam do czytania,
Rheged
Z niemałą dozą entuzjazmu zapaliłem Old Gowrie. Nie przepadałem za czystą Va oraz mieszankami o takowej bazie i chciałem to zmienić.
Nastawiłem się pozytywnie – szczególnie przez recenzję Emila. Smakowa harmonia, którą ten tytoń miał tworzyć z piwkiem, przekonała mnie ostatecznie – dla mnie piwo bez dymka to jak seks bez miłości.
Paliłem Old Gowrie w kukurydziance, gruszce, wrzoścu – z początku był niezły, szybko jednak zaczął mi się nudzić, a zaraz po tym zwyczajnie męczyć. Smak wytrawny, dość kwaskowaty, a słodkość jest tak subtelna i rzadko występująca, że niech ją szlag. A tak pięknie pachniało w puszce!
Może wina leży również po stronie mojej wyobraźni…MB Va1 zaszczepił we mnie kojarzenie virginii z krakersami – nie pytajcie dlaczego, tak po prostu jest i już. Niedawno palony FVF niemalże to potwierdził – miałem ochotę wyciągnąć jeden płatek z puszki i najzwyczajniej go schrupać. Old Gowrie zdecydowanie jest jak wojskowy suchar.
Old Gowrie nie jest Va w czystej postaci. A na pewno nie jest to Va, do której jesteśmy przyzwyczajeni paląc na przykład Virginie nr 1 MacBarena, czy FVF od Samuela Gawitha. Old Gowrie to wytrawna jej odmiana, mało słodka, ale jednak słodka. Wymaga cierpliwości. Na dodatek ostre perique wespół z kentucky tworzą mocne tło, dość pikatne, jednak jak dla mnie nieprzesadne. Lubię moc w tytoniach, Old Gowrie mi ją zapewnia.
Nie wiem, skąd to skojarzenie z krakersami? ;) Nigdy bym się w żadnej Va tego nie doszukał, nawet przy największej dozie zapału i wytrwałości.
Old Gowrie był pierwszą moją mieszanką niearomatyzowaną i niejako wyznaczył kierunek moich fajczarskich poszukiwań. Polubiłem ten surowy smaczek. Kwaskowatości natomiast nie wyczułem. No, może pojawia się momentami, gdy damy fajce w kość. Wtedy każdy tytoń może zmienić nutę na kwaskową. Ja lubię pociągnąć zbyt mocno, nieco przegrzać. Old Gowrie mi to wybacza.
Czy jest nużący? Może taki być na dłuższą metę, ale tu dużo zależy od oczekiwań palącego. Nie jest on na pewno tak wielowymiarowy jak angielskie mieszanki na bazie La, ze słodką Va w składzie, doprawione orientalami. Przy nich jest nawet bardzo prosty w smaku. Jednak jest to solidna prostota. Jak ktoś poczuje bluesa, może czerpać z tego przyjemność.
Old Gowrie palił również Heretico, przesyłałem próbkę. On znowuż narzekał, że za mocne. Dla wielbicieli aromatów faktycznie może takie się wydawać, ale z pewnością jest słabsze niż inny tytoń ze stajni Rattray’sa – Hal’o’The Wynd.
Pikantne tło, o którym mówisz, jest tutaj zdecydowanie za słabe – mnie irytowało, że było ono ciągle jednostajne, nie dało rady jakoś go podburzyć żeby bardziej poszczypało w język. Moc ma faktycznie wyczuwalną – nieco powyżej średniej, to mi się w nim podobało. Co ciekawe, Hal’ o’The Wynd już mi bardziej przypasował, ma zdecydowanie bardziej skonretyzowany smak, bardzo miło czuć Perique, a moc…no dla mnie niewiele większa niż w powyższym Old Gowrie.
O krakersy nie pytaj…sam nie wiem czemu akurat tak, ale wiem, że bynajmniej nie chodzi tu o smak. Może o wilgotność, może o wygląd virginiowych płatków, może ta „suchość” w zapachu…cholera wie.
Co do krakersów – niezbadane są wyroki degustibusa… ;)
Widzisz – ja Hala w ogóle nie trawię. Moim zdaniem nie ma tam żadnego smaku poza pikanterią Pq. To dla mnie sajgońska zupka ekspresowa, oparta na pieprzu, pieprzu, pieprzu i innych ostrych przyprawach. Wszystko z przesadą. Old Gowrie jest dla mnie lepiej zbalansowany.
Nie lubię szczypania w język dla samego szczypania w język, a taki właśnie jest Hal. Nie ma to dla mnie uroku. Lubię moc i pikanterię, ale nie do przesady.
W ogóle nie wiem, na czym polega fenomen Hala – nie rozumiem, co jest w nich zachwycającego?…
Może ma on zwolenników głównie wśród fajczarzy jedzących Wasabi łyżką i zagryzających papryczkami Japanelo? ;)
Za wykwintne jest wasabi względem topornego Hala ;)
Dobry wieczór… Czytałem waszą stronę z szacunkiem i bez intencji wtrącania się, przynajmniej dopóki nie będę miał coś interesującego do powiedzenia, ale doznałem wstrząsu i musze go odreagować. Old Gowrnie niearomatyzowana? Bismillah… Okay, odreagowałem. To teraz wyjaśniam powód: otóż jakiś czas temu przestałem palić ten gatunek, bowiem obecnie odbieram go już jako przesłodzony.
Ależ Julianie – oczywiście, że Old Gowrie jest mieszanką niearomatyzowaną. Old Gowrie tworzy wiele odmian virginii oraz kentucky i perique, ale z pewnością nie jest aromatyzowana. To, że jest słodka, wcale nie znaczy, że jest aromatyzowana.
Po przejściu do Kohlhase und Kopp, mieszanka ta z miejsca stała się „podejrzana”. Dość naturalny dla dobrze dojrzałych wirginii słodko-kwaskowy smak rodzynek i fig może się wydawać skutkiem aromatyzacji. Na dodatek Kentucky nadaje blendowi lekko orientalnego charakteru. Ale czystsze wirginie miewają znacznie bogatszą gamę smaczków.
Faktycznie, obecne, niemieckie wydanie Old Gowrie różni się nieco od tego dawniejszego, ale, moim zdaniem, nie jest to skutek dodawania aromatów. Nie jest jednak wykluczone, że Niemcy dodali do miksu jakichś „ulepszaczy”, które ułatwiają palenie, obniżają „gorącość” i ilość kondensatu. Tu stała praktyka, nie tylko zresztą naszych sąsiadów zza Odry.
Termin „czysta Va”, czy „czysty VaPer” są obecnie mylące. Te mieszanki bez ulepszaczy i – ewentualnie – poprawiaczy smaku (są już wszakże takie „niby-glutaminiany sodu” dla tytoniu) byłyby „zbyt trudne” do palenia dla mniej wprawnych fajczarzy. Jednak obecne Old Gowrie nie jest, najprawdopodobniej, wzbogacane aromatyczną obudową.
Upraszam – o ile to możliwe – o dalsze czytanie naszej strony z szacunkiem.
Odnoszę wrażenie zarówno w stosunku do Old Gowrie, jak i Hal O’The Wynd, że są one wzbogacane (kośc. – „ubogacone”) aromatem, który da się wyczuć na świeżym tytoniu w puszce. Być może wrażenie to wiąże się z solidną wilgotnością tytoniu, którą mam podejrzenie, że zawdzięczają glikolowi. Ogólnie są to owszem, bardzo solidnie przygotowane tytonie dla zwolenników czegoś słodkawego lub słodko-kwaskowego w dużych szczapach, zwłaszcza dla kolegów, którzy mają dość sosu waniliowego a la maniere Allemagne i szukają bardziej wytrawnych doznań. Ja ostatnio palę głównie tytoń suchszy i drobniej cięty. Nawiasem mówiąc, dla opinii wyrażanych o tytoniu ważna jest „droga tytoniowa”, którą każdy recenzent przeszedł. Aby w pełni zrozumieć treść recenzji, idealnie byłoby wiedzieć, co autor palił od 15 roku życia, dlaczego przestał to palić i co było potem :-)
Fakt, można próbować „obiektywizować” recenzje. Także fajnie było by, aby recenzent się przedstawiał ramką z tytoniowym cv. Proponujesz – a nie byłbyś pierwszą osobą – zmianę formuły recenzji? Ależ napisz o tym artykuł – byłaby fajna, jak sądzę, dyskusja. Może nawet znaleźlibyśmy sposób, aby propozycję wdrożyć w życie.
Raport z historii tytoniowej recenzenta ma taki sam status jak, mam wrażenie, słynne pytanie z lekcji języka polskiego „co autor miał na myśli?” albo „jakie wydarzenia z życia autora możemy porównać do tego, co zawarł w wierszu?”. Te pytania są całkowicie nieuprawnione i niepotrzebne. Ważne – co „ja” mam na myśli czytając autora, jego życie poza utworem mnie nie interesuje. Tekst powinien sam się bronić.
Oczywiście nie mam monopolu na prawdę i proszę nie traktować tych tez jako krytycznych wytycznych, broń losie. Po prostu kolejny głos w dyskusji.
Emil, nie obraź się, ale napisałeś jak klasyczny, oderwany od życia „humanista”.
Dzieło się samo broni.
Dzieło-sreło.
Tak to jest, jak się człowiek zajmuje zawodowo czystym koncypowaniem i rzeczywistość go nie ogranicza. To się rzuca na mózg ;>
A teraz serio: znajomość punktu odniesienia piszącego i zasób jego osobistego doświadczenia pozwalający poznać jego gust i upodobania ZNAKOMICIE poprawia czytelność recenzji. Ty oceniasz według sprawności pióra i stylizacji. Jestem się w stanie założyć o każde pieniądze, że jak ci tu zaproszę młodego sprawnego literata, to on ci odstuka taką recenzję, że będziesz miał ślinotok. I będzie on trwał, dopóki nie przeczytasz w ostatniej linijce, że chodzi o Borkum Riff. I będzie pisał szczerze, bo to będzie jedyny tytoń, który palił. I najlepszy. I dlatego postulat Juliana jest jak najbardziej sensowny i wart rozważenia.
Ja się nie obrażam, dyskusja ma swoje prawa i zawsze robię ciche założenie o jak najlepszych intencjach rozmówcy, stąd wiem, że nie polemizujesz ze mną, jako osobą, ale z moją opinią :)
Argumenty, które wysnuwasz, są logiczne i nie sposób ich podważyć nie wchodząc w problemy natury logicznej. Wydaje mi się jednak, że taki „raport tytoniowy”, to wynalezek jednorazowego użytku. Raz przeczytamy, niewiele on nam powie (musielibyśmy jeszcze jakoś miarodajnie oceniać to, jak nam się dany tytoń podobał, bądź nie podobał, a skala punktowa to coś absurdalnego, bo nigdy nie odda naszych wrażeń z palenia), a potem i tak do niego nie wrócimy. Zresztą, recenzent mógł wypalić kilogramy aromatów, a gramy zaledwie mieszanek z latakią, ale i tak naprawdę kocha czystą virginię.
Niekoniecznie. Jestem m.in. recenzentem sporzętu audio i wiem, jak trudno jest czytać takie recenzje nie mając wiedzy o guście brzmieniowym recenzenta i o jego systemie grającym. Nie da sie napisać recenzji wyabstrahowanej od recenzenta. Jeśli czytający moją recenzję będzie wiedział, że zacząłem na poważnie karierę na początku lat 80. od Czerwonej Amphory, której dziś nie dotknałbym nawet kijem, że przeszedłem między innymi przez Captain Black (niegdyś ulubiony, dziś użyłbym go do zalepiania szpar w ścianach), że większość oryginalnych niemieckich mieszanek uważam za robione z podłego tytoniu, że całe lata paliłem Erinmore Mixture, że jestem w stanie palić Dark Twist nr.4, że za słodkie są dla mnie Old Gowrie i Hal O’The Wynd, zaś mieszanki z 50% latakii uważam za zbyt monotematyczne i nawet z lekka jadowite – to nawet po tak skrótowym CV będzie lepiej wiedział, co sądzić o moich opiniach, i na ile mu ze mną po drodze. Tylko tyle :-)
Po kilku miesiacach powrócilem do Old-a i ponownie ekstaza ,troche słodyczy ,pikanterii , mocy jakiej właśnie w tym momencie oczekujesz i nie jest nudny ,nabijasz zapalasz patrzysz w lewo patrzysz w prawo ;) ,łyk dobrej herbatki:) wena sama przychodzi i to jest to śmiejesz sie sam do siebie…..