Szkoci to naród posiadający kilka interesujących rzeczy. Pierwszą z nich stanowi szkocka, oryginalna whisky, choć co prawda niektórzy nie przepadają za jej smakiem. Drugą może być muzyka – celtycka, folkowa – ciekawa dlatego, że inna. Jest w niej coś smutnego, ale i radosnego zarazem. Trzecią jest Scottish Cake od Roberta McConnella.
Co prawda aktualnie Scottish Cake jest bardziej niemieckim bratwurstem, jakby powiedzieli złośliwcy, gdyż za produkcję McConnella odpowiada Kohlhase & Kopp, jednak w przypadku akurat tego konkretnego tytoniu byłby to zarzut nietrafiony. Szkockie ciasteczko jest bowiem produktem wyjątkowo udanym.
Zacznijmy tradycyjnie od składu – Virginia pochodzi ze Starego Pasa, co już samo w sobie stanowi duży plus. Ze wschodniej Karoliny pochodzi Kentucky, równie dobrej jakości. Do tego mocny Perique. Wszystko dojrzewające pod prasą, formowane we flaki, a potem rozrywane na broken flake. Suszone w technice flue cured. Mieszanka o kolorach mocno brązowo-czerwonych, ciemniejszych. To zapowiedź smaku – słodyczy tutaj niewiele, jest za to wytrawność, dojrzałość.
Tytoń wymaga długiego suszenia. Duża w tym zasługa Perique, którego właściwości (jak sądzę na podstawie obserwacji własnych – choć równie dobrze może być to użycie tajemniczych substancji w etapie produkcji) pozwalają na przechowywanie wilgoci przez długi czas. Zanim więc nabijemy ciasteczkiem komin naszej fajki warto odstawić odpowiednią porcję gdzieś koło kaloryfera na około pół godziny (czasem nawet dłużej). Palić można od razu, jednak wtedy często gaśnie i potrafi być trudny w obsłudze. Cięcie zapewnia możliwość bezpośredniego nabijania, mimo to można jeszcze rozdrobnić w palcach na ready rubbed. Łatwiej wtedy wyczuć wszelkie niuanse.
Zapach jest właściwy mieszankom va/per jednak przełamany jest lekko czającym się w tle mocnym, ziemistym Kentucky. Ów Kentucky nie daje o sobie zapomnieć nawet podczas palenia. Dzięki niemu całość jest mocniejsza i bardziej sycąca nikotyną. Scottish Cake nie bije co prawda rekordów mocy w żadnej kategorii, ale jest solidnym zawodnikiem. Opisałbym to w kategoriach bokserskich – nie ma kończącego ciosu, nie załatwia przeciwników w pierwszej rundzie, ale jest na tyle silny, że może zamęczyć w późniejszych odsłonach walki. Z nóg nie zwali, ale sponiewierać może. Przy okazji warto wspomnieć, iż Scottish Cake nie piecze w język, nie daje w kość. Jeśli już – to cichy zabójca tych, którzy go nie docenią i będą palić bez należytej ostrożności. Za to traktowany właściwie, czyli powoli i z umiarem, będzie naprawdę smaczny. Palacze wyszkoleni w mieszankach z domieszką Perique wyjdą na ring przygotowani i takich zaskoczyć już nie sposób. Inni… No cóż, takim radzę zacząć od czegoś słabszego.
Tym bardziej, że oprócz Kentucky jest właśnie Perique. Nie jest on tylko dopełnieniem całości. Jest go całkiem sporo, co czuć tak w zapachu, jak i smaku. Przy pierwszym paleniu ma się nawet wrażenie, że jest to zbyt duża ilość. Później organizm przyzwyczaja się, by zacząć rozkoszować się doskonałym balansem między Pq, a Va. Virginia bowiem ma na celu załagodzić wszystko. Nie ma ona dużej zawartości cukru, a w procesie dojrzewania i suszenia traci złocisty kolor na rzecz ciemniejszych odmian brązu. Jest wytrawna. Słodycz więc nie osiada na ustach podczas palenia, ale zamiast tego pojawia się gama ciekawych posmaków, które na wierzch wydobywa ostrość Perique.
Przepadam za takimi mieszankami. Pozwalają mi wsmakować się nie tyle w sam tytoń, ale w myśl blenderów, którzy to stworzyli. To bowiem tytoń zaplanowany od podstaw, zbalansowany, przemyślany. Brak w nim skrajności, choć jest moc i spora zawartość nikotyny. Scottish Cake nie należy do sklejających usta cukierków. To przysmak z innej półki. Nie tandeciarskie galaretki, nie toffi, czy waniliowo-owocowo-brokatowe torty weselne. Nie. To dobre ciasto, które będzie się pamiętać jeszcze długo po zjedzeniu. W pierwszej chwili jego smak dziwi, później już tylko fascynuje.
No panie, ale żebym ja musiał poprawiać po Tobie każdą nazwę tego tytoniu, choć masz ją pięknie wypisaną na puszce… ;)
Od jakiegoś czasu chodzi za mną jakaś dobra mieszanka Va z Pq, ale zależy mi na „słodkiej pikanterii”. Paliłem ostatnio dwie nowości McConnella i powiem szczerze, że zbalansowaniem składników nie powalają. Albo to tylko smaki nie moje. Niemniej tego ciasteczka bym z czystej ciekawości chętnie spróbował.
Paweł, Dunhilla pal, Dunhilla ;).
Tyle dobrych nowości jest i będzie, a nam ciągle mało… ;)
Dzięki, Alan ;)
„zasługa Perique, którego właściwości pozwalają na przechowywanie wilgoci przez długi czas.”
Mogę poprosić jakieś źródło? Tzn. jakieś omówienie tej konkretnej własności Perique?
Źródło tkwi w praktyce. Ponad pół roku mam czystego perika z Torben Dansk – dalej genialnie trzyma wilgoć.
To może równie dobrze oznaczać tylko tyle, że producent siknął nań obficie glikolem propylenowym. Myślałem, że masz jakieś poważniejsze źródła.
Rozumiem, że ja to źródło niepoważne?
Jeśli producenci obficie sikają glikolem propylenowym na mieszanki z pq, to znaczy, że to proceder nagminny, bo wszystkie mieszanki z pq, które miałem przyjemność palić bardzo długo zachowywały wilgoć (oprócz Marlin Flake, ale tam ilość pq jest właściwie homeopatyczna).
Niepoważne, bo jednostkowe. Dowód anegdotyczny.
Dziwię się, że muszę to tłumaczyć naukowcowi.
Ja nie neguję tego, że tytoń jest wilgotny i może to faktycznie jest zasługa Perique. Tyle, że równie dobrze może to być zasługa glikolu, szczelnej puszki, nawilżenia przez producenta… zyliona rzeczy.
Dlatego prosiłem o jakieś źródła, które wskazywałyby bardziej jednoznacznie na takie, a nie inne cechy Perique i wykorzystanie jej w mieszankach do utrzymania właściwego poziomu wilgotności. Jej inne zalety znam, o tej nie słyszałem, stąd ciekawość.
http://tobaccodocuments.org/nysa_ti_s1/TI56720085.html?pattern=&ocr_position=&rotation=90&zoom=750&start_page=1&end_page=75
Zerknij na stronę jedenastą, tam jest nieco o periku. Bezpośrednio o jego właściwościach utrzymywania wilgoci informacji nie ma, natomiast myślę, że gdybyś chciał przeprowadzić na ten temat śledztwo (ja nie muszę, choć jeśli będzie potrzebna pomoc, to mogę się dołączyć do poszukiwań), to trzeba byłoby zacząć od ciekawego akapitu „It is cured in its own juice”, w czym upatrywałbym potem nadwyczajnej wrażliwości na wilgoć.
Co do Marlina nie zgodzę się,po przeczytaniu tego co wyżej napisałeś poszedłem otworzyć słoik z półtorarocznym Marlinem i jest on wilgotny i lepki jak w momencie przekładania go z puszki,tak więc jest to na pewno w największej mierzę zależne od szczelności pojemnika w którym tytoń jest przechowywany i nie sądzę żeby Perique miało jakikolwiek wpływ na wilgotność danego tytoniu(w tym jakość przechowywania)…
Krzysztof,
Faktycznie, tytoń ten jest wilgotny. Warto go podsuszyć lub luźno nabić sporą fajkę, wcześniej nieco go rozkruszając. Daje wówczas więcej słodyczy.
Palony wolno i uważnie smakuje nieźle. Poleciłbym go tym, którzy chcieliby przejść od cukierkowatych aromatów na np czyste Va lub mieszanki Va+Pq. Co do Pq, to ja osobiście nie wyczuwam go tak wyraźnie jak to Autor recenzji napisał. Wcześniej wypaliłem pewnie ca. 250g tej mieszanki. Room note przyjemny, sam tytoń szybko palony traci smaki i zaczyna wydzielać niezbyt przyjemne aromaty. Gryzie i przeciągnięty nadaje się do usunięcia z fajki.
Dla mnie Pq ma poprawić smak Va i tu, w moim odczuciu spełnia to założenie. Warto spróbować, choć niewprawionemu sprawi więcej zawodu niż przyjemności.
Pozdrawiam,
TomaszG
Tomku,
ale jak polecisz ten tytoń amatorowi budyniu i ten amator budyniu go przeciągnie… nigdy w życiu nie uwierzy, że te naturale są dobre.
UkłonY,
Sprostowanie: przepraszam za ten stereotyp: amator budyniu = ssak, jak odkurzacz. Ale jakoś mi się tak sam, niechcący nasuwa. Dla usprawiedliwienia dodam, że ja choć zwolennik budyniu w postaciach półstałych, a też ssak, jak jakaś latawica (jakkolwiek krzywo to brzmi).
Ano nie uwierzy. Stąd też nasz „amator budyniu” winien umieć palić POWOLUTKU :) I to jest klucz do tego tytoniu – nie zapominając o bardzo luźnym nabiciu.
Pozdrawiam,
TomaszG
Faktem jest iż posiadane przeze mnie Perique St. James (od McClellanda) znakomicie „trzyma” wilgotność. Nie pokusił bym się wszakże o stwierdzenie, iż to dodatek Pq utrzymuje wysoki poziom wilgotności w blendach wykonanych z zastosowaniem Pq. Kiedyś uważane za typowe w takiej kategorii – Escudo i Three Nuns ( w oryginalnej edycji) w moim doświadczniu nie „trzymają” wilgoci bardziej, niż znane mi blendy wirginiowe, a nawet Escudo w moim doświadczeniu charakteryzuje się tendencją do wysychania szybciej, niż inne znane mi blendy.
Ale na przykład Black Parrot McClellanda znakomicie „trzyma” wilgotność, która w moim doświadczeniu jest jednak porównywalna z zachowaniem wilgotności przez inne McC bez Pq, jak np. Blackwoods czy oferowany luzem McC 2035.
Dla kontrastu powiem, że przechowywana przeze mnie próbka (25g) tytoniu GH Louisiana Flake „utrzymywała” wilgotność podobnie, jak pozostałe, zakupione w tym samym czasie, analogiczne pod względem wielkości i kształtu, próbki tego samego producenta, ale nie zawierające perique.
Oczywiście nie mam powodu nie wierzyć Emilowi, że ta konkretna próbka (niezależnie ile tego tytoni tam jest(było)) doskonale „utrzymuje” wilgotność, niemniej wygłaszanie tak daleko idących wniosków, przy tak niemetodologicznych podstawach badawczych uznaję za, nazwijmy to, „przejęzyczenie”.
Niestety podobnie, jak moi przedpiścy nie dysponuję żadnym POWAŻNYM materiałem na zadany temat, ale spodziewam się, że takie opracowanie wymaga szeregu prac (w tym laboratoryjnych) i może być przyczynkiem do przeprowadzenia przewodu doktorskiego w pewnych dziedzinach nauk przyrodniczych (oczywiście pod warunkiem, że są jeszcze na tym świecie uczelnie zdolne poświęcić środki do badań nad wilgotnością tytoniu).
Periku z Torbena miałem około 120 gram. Teraz zostało coś koło 40 (tak na oko, wagi nie mam). Przechowuję go w tym samym pojemniku, do którego go włożyłem od razu po otworzeniu paczki, czyli powietrza teraz jest tam sporo. Biorąc pod uwagę czas, jaki tam leży, powinien dawno wyschnąć na wiór. Tymczasem on dalej trzyma wilgoć. Dla porównania – każda va do tego czasu by wyschła lub mocno się przesuszyła. Z latakią to samo. Oriental w ogóle najszybciej stracił wilgoć. Inne mieszanki z pq za to trzymały wilgoć bardzo długo. Stąd mój wniosek. Nie było to tylko i wyłącznie tytonie od McConnella czy z Torben Dansk, ale i SG, czy też inne, wyjątkiem tu Marlin Flake, o którym wspomniałem.
To jest zagadka w stylu kota Schroedingera. Albo jest to naturalna właściwość pq, albo glikol. Bez badań każdy z nas ma rację – jest to jednocześnie naturalna właściwość, jak i glikol. Praktyka w moim przypadku, nie naukowca, wskazuje mi na to pierwsze. Ktoś może mieć inną praktykę. Póki nie ma źródeł laboratoryjnych to jedyny sposób na sprawdzenie, choć oczywiście mizerny i niemiarodajny. Trudno go jednak nazwać niepoważnym.
„Albo jest to naturalna właściwość pq, albo glikol. Bez badań każdy z nas ma rację – jest to jednocześnie naturalna właściwość, jak i glikol.”
Nie.
To ty postawiłeś tezę, której nie potrafisz obronić. Więc nie rozwadniaj jej teraz stwierdzeniami, typu „wszyscy się tak samo mylimy/wszyscy mamy rację”. Względnie zdecyduj się, czy to, czy to, bo stoi to w opozycji do tego, co napisałeś wcześniej.
Obserwacja nie jest niepoważna; nawet teza o korelacji obecności Pq i utrzymywaniu wilgotności blendu być może nie jest. Niepoważne jest bezpodstawne stwierdzenie, jakiego użyłeś w tekście oraz to, w jaki sposób bronisz swoich tez.
Aby dążyć do czystości wypowiedzi dokonałem erraty tekstu. Męczy mnie bezowocna dyskusja, w której używa się argumentów obosiecznych (bo Ty również, Krzysiu, nie jesteś w stanie udowodnić swojej tezy o glikolu). Chciałbym więc wreszcie ją uciąć i przeprosić czytelników za nieprecyzyjność i kategoryczność moich wyrażeń w tej recenzji.
No jak nie mogę, jak mogę.
Pierwsza z brzegu Wikipedia o zastosowaniu glikolu w przemyśle mówi:
Przemysł tytoniowy
– do regulacji wilgotności tytoniu, w nawilżaczach do tytoniu,
– jako dodatek do tytoniu fajkowego, zapobiegający jego wysuszeniu.
Krótko mówiąc udowodnić tezę, że zawartość glikolu w tytoniu na utrzymanie przez niego wilgotności ma znaczenie jest banalnie łatwo. Bo taka jest technologiczna funkcja tego dodatku.
Poza tym, ja napisałem „równie dobrze”.
Nie. Nie możesz. Bo to, że czegoś się używa, to jedno, a czy było to użyte, to drugie. Ani ja, ani Ty nie mamy informacji odnośnie perika. Domniemania oba więc słuszne. Porzućmy tę dyskusję. Do niczego już więcej nie zaprowadzi.
Tak. Zdecydowanie. Nie idźcie tą drogą. Nie da się Emilu bronić swoich racji poprzez zagadanie i wbrew przyjętemu modelowi logiki. No chyba, że w swoim rozumowaniu opierasz się o logiki alternatywne… ale to należałoby zaznaczyć na początku. Niemniej dziękuję, że wycofałeś swoje, wątpliwej jakości wnioski na temat wykorzystania perique w procesie utrzymywania wilgotności. Martwi mnie natomiast upór i kompletny brak spójności w rozumowaniu.
UkłonY,
Z opisu wynika, że jest to ciacho, które by mnie odpowiadało.
Narobiłeś apetytu, i pewnie przy następnych zakupach sobie nabędę ten tytonik.
Hm… O ile jeszcze będzie, bo z zaopatrzeniem na fajkowie jest ostatnio masakra.
Początek roku, nie ma się co dziwić. Zwykle wtedy jest przestój z powodu zwyczajowych zmian akcyzy…
Przed zakupami sugeruję „brać poprawki” na autorów recenzji. Można się naciąć.
Seler – ta prawidłowość działa zawsze. Dlatego mamy akcję recenzja ;)
Też możesz coś zrecenzować :)
Paliłem ten tytoń w różnych fajkach, próbowałem coś zmienić pomiędzy poszczególnymi paleniami z prostej przyczyny-ten tytoń kompletnie mi nie podszedł. Dla mnie to porażka na całej linii. Nie chodzi o to że coś mi w nim przeszkadza, że miałem zły dzień, zła fajkę itp. Nie smakuje mi na całej linii, od początku palenia do końca, palony rano czy wieczorem, w różnych fajkach. W smaku podobny do Hal o The Wynd. który też mi nie smakował.
Jeżeli Emilowi smakował to OK. Ja nie będę więcej razy go zamawiał. Celem wyjaśnienia dodam, że mieszanki z Pq lubię.
Obawiam się właśnie, że może to być ta sama półka co bardzo przeciętne (dla mnie) Rattaray i Torbiel Danske.
Kolejarz – może jakieś porównanie z GH lub SG?
Spróbować można ale jak ktoś poczęstuje…
Ja osobiście nigdy tego nie kupię bo podobnie mi to wygląda(jak napisaliście)…
Z GH nie porównam bo to co paliłem z tej firmy to kosmos w porównaniu z Scottish Cake. Druga sprawa że niewiele tytoniu wypaliłem z tej stajni.
Co do SG to z tego co paliłem tylko St. James Flake nadaje się do porównania, bo ma nieco podobny skład(chociaż nie taki sam, bo nie zawiera tytoniu „Carolina”). Dla mnie to tytoń dobry, bardzo dobry. Mam do niego odłożoną fajkę. Jest słodki plus nieco pieprzyku z Pq. W Scottish Flake niestety słodkości nie wyczułem i może dlatego mi nie podszedł.
Porównanie do Hal’a jak dla mnie jak najbardziej na miejscu, gdybym nie wiedział co palę to pewnie wskazałbym że to Hal, bo to pierwsze moje skojarzenia po odpaleniu fajki.
Z ostatniej dostawy paliłem jeszcze Solani Silver Flake i wrażenia smakowe podobne do Scottish. Bardzo podobny smak, słodyczy niewiele, wytrawna Virginia, która widocznie nie jest dla mnie.
Czyli nam nie smakuje,co szwabem ala szkotem zalatuje!
wykluczając szkocką whisky oczywiście,bo ją akurat uwielbiam.
Bardzo zacny tytuń, przypomina mi mój ulubiony Solani Silver Flake, ta sama nienachalna elegancja i wytrawność, choć nieco od niego słabszy. Świetny room-note. Szkoda, że mam tylko jedną puszkę.