W swojej ostatniej recenzji Alan pisał o Dunhill Standard Mixture, iż jest przygnębiający, depresyjny, szary, etc. Mam więc nadzieję, że nie palił Celtic Talismana od Samuela Gawitha i nie poznał naprawdę tego stanu wściekłej bezsilności w połączeniu z załamaniem psychicznym. Oczywiście kpię sobie, wiedząc, iż słowa mojego kolegi po dymku dotyczyły raczej tej jasnej strony szarości. Wypowiadał się bowiem o latakii Dunhilla w samych pozytywach, a czasem nie sposób wyrazić tego inaczej, niż dobierając słowa z negatywną konotacją. Alan użył ich jednak, by uwypuklić swoje odczucia, z których czerpał radość. Ja zaś jestem bardziej prostolinijny, a w tej recenzji zapewne ujawnię wręcz swoje prostackie oblicze. Używam bowiem zwrotów „wściekła bezsilność” oraz „załamanie psychiczne” zgodnie z ich przeznaczeniem. Otóż dokładnie to czułem paląc Celtic Talisman. I nie było to miłe.
Nie jest moim zamiarem porównywanie tu tych dwóch tytoni ze wstępu. To bezcelowe. Inna klasa, inny gatunek, odmienna kategoria. Aby nie było nieścisłości wyjaśnię także, iż odnoszę się raczej do wrażeń podczas palenia. Chociaż i to zapewne mnie nie tłumaczy.
Jak widać, ta recenzja jest bardzo osobista. Wychodzę z roli recenzenta, by pokazać swoje zawiedzione oblicze. Zachowuję się nieprofesjonalnie, ale znowuż co jest ważniejsze – profesjonalizm, czy prawda odnośnie swoich odczuć? Wydaje mi się, że moim obowiązkiem jest oddanie owych wrażeń w pełni – ze względu chociażby na przyzwoitość oraz uczciwość. Nie będę więc się z tego więcej tłumaczył, za to przejdę do rzeczy, coby nie zanudzić nikogo.
Podchodziłem do Celtic Talismana kilkakrotnie. Dwa razy kupiłem w kopercie. Dwukrotnie dostałem go w próbkach podczas swoich tytoniowych zakupów poprzez sklepy internetowe. Obcowałem więc z nim dość długo, choć romans ten był raczej z gatunku tragicznych i wysysających energię życiową. Ale nie uprzedzajmy faktów…
Spece od reklamy zachwalają ów aromat jako połączenie jasnych Virginii, Burleya oraz Black Cavendisha. Wszystko poddane technice flue cured oraz cięte na gotowe, czyli ready rubbed. Według nich podstawowym smakiem ma być wiśnia. Co prawda nie wiem, co wiśnia ma wspólnego z talizmanami Celtów, ale niech będzie. A raczej – niechby nawet była.
Ten tytoń to po prostu ścinki. Myślę, że blenderzy Samuela Gawitha zupełnie nie wiedzieli, co zrobić z nadwyżką odpowiednich gatunków tytoniu i niecnie wrzucili je do jednego wora, zamieszali, podlali nieco syropem (bo, proszę Państwa, powiedzieć, żeby ten aromat najzwyczajniej w świecie „kąpał się w syropie” byłoby grzechem wobec tych aromatów, które naprawdę „kąpały się w syropie”), pozwolili przeżreć się wszystkiemu przez tydzień (co przywodzi mi na myśl prawdziwie polską sztukę pędzenia bimbru), a następnie zapakowali do kopert, puszek i rozprowadzili po świecie jako najcudowniejszy aromat, wiodący zmysły fajczarzy na polany druidów.
Oczywiście przesadzam, ale biorąc pod uwagę smak, zapach oraz wygląd tego czegoś, śmiem wątpić, aby ktokolwiek w Kendal przejmował się losem, a co za tym idzie także jakością Celtic Talisman. Jakoś ciężko mi uwierzyć, aby było to tamtejsze oczko w głowie, skoro wiśnia, jaką wyczuwam po otwarciu koperty jest chemiczna do bólu (a potem i tak traci nawet to, gdyż wietrzeje w tempie szybszym niż czas jednego okrążenia w Formule 1), smak przypomina tanie aromaty Borkum Riff (choć trzeba przyznać, że owe wyroby i tak biją na głowę omawiany tytoń), a wygląd właśnie kieruje me wspomnienia w stronę Poniatowskiego.
Daje się odczuć, iż nie przeżyłem dobrych chwil z Celtic Talismanem. Po pierwsze dlatego, że z niego taki Celt, jak ze mnie płetwonurek. Po drugie – nie wyczuwam żadnego dominującego smaku. Niby jest słodko, ale raczej właściwie powiedzieć, że jest słodkawo. Niby coś z tej wiśni tam można znaleźć, ale trzeba naprawdę wytężyć wyobraźnię, a i to nie gwarantuje efektu. Tak, czy siak, jest nijako. Powiedzieć, że źle, to może za dużo, nawet jak na rozczarowanego recenzenta, ale jest naprawdę płasko. Żadnego drugiego dna, ani widać tajemnicy, ani słychać ukrytego przekazu, ani wyczuć aromatu. Celtic Talisman bowiem chociaż spala się nadzwyczaj poprawnie, do białego popiołu (warte napomknięcia wydaje się także to, iż jest to palenie błyskawiczne, niezależnie od wilgotności tytoniu), to pachnie co najwyżej kadzidełkiem. Wiśni brak.
Nie wiem, do kogo kierowany jest ten wyrób. Na pewno nie do wielbicieli czystej Va, gdyż nie uświadczą tam smaku Va. Nie pasuje także, do papierosiarzy, bo Burley nie jest także wyczuwalny (moc tytoń ten ma nadzwyczaj słabą…). Miłośnicy BCav też nie odnajdą w nim niczego frapującego. Aromaciarze za to mogą poczuć się bardzo rozczarowani. Za tą cenę bowiem nie dostają ani smaku, ani aromatu. No, może nieco nikotyny.
Zakończę w podobny sposób, jak w przypadku mojego artykułu o BBF. Zaapeluję o zapalenie Celtic Talisman. Przekorny to apel, nie podbudowany żadnymi argumentami oprócz tego, iż recenzentom wierzyć nie należy. Zawsze trzeba sprawdzić samemu. A nuż ta wiśnia się objawi? A może kogoś przeniesie na owe polany druidów? Kto wie, czy nie zasmakuje komuś pod dębem? A jeśli to idealny tytoń na depresję? Na deszczową, przygnębiającą pogodę? Wreszcie – skoro mimo wszystko nie przyprawił mnie o załamanie psychiczne, to jednak może nie jest taki najgorszy?
Niech komuś to zasmakuje, szczerze życzę. Ostrzegam jednak, żeby w dowód wdzięczności nigdy mnie tym nie częstować. Obrażę się śmiertelnie.
Tytoń dostępny na stronie sklepu fajkowo.pl
Paliłem ten tytoń, pisałem nawet co nieco o nim na FMS. Wprawdzie nie wbudził we mnie takich odczuć jak u Ciebie, ale również nie darzę go sympatią. Jest nijaki do bólu, choć tę wisienkę czułem cały czas – jeno ledwo mgliście. Mi wystarczyła próbka, większa ilość to byłaby męka.
Ale wiem, że Krzysztof bardzo lubi Celtica…z chęcią przeczytam jego wypowiedź :)
„Krzysztof lubi Celtica”.Krzysztof przestał go lubić . Zapalę , nie obrażę się kiedy ktoś mnie nim poczęstuje , ale…straciłem do niego serce.ładny wiśniowy zapach , którym mnie czarował , zniknął gdzieś bezpowrotnie .Nagle stał się płaski , bez wyrazu,monotonny…
Nie jestem znawcą , ale jakiś smak mam.Nie przestałem nagle lubić aromatów…przestałem lubić CT.I wiem od kiedy – stało się tak ,kiedy kolega poczęstował mnie czymś , co się nazywa Olaf Poulsson 88. W tym momencie zdechł CT i BCh…
Wiśnia od SG już mnie nie kręci . Olaf Poulsson daje mi zdecydowanie więcej radochy – smaczny i jakiś taki „wielowymiarowy” .Za każdym razem czuję coś nowego,smacznego ,niekoniecznie jakieś wiśniowe reminiscencje…
A wisienki od SG są dla mnie jak żarcie w barze – zjem , ale oblizywać się nie będę.
A co to jest Bch?
Zapewne Black Cherry od SG
Witam Kolegów . Tak , to jest Black Cherry od Samuela G.
GENERALNIE ZNUDZIŁY MI SIĘ WISIENKI W FAJCE.
Natomiast Westmorland Mixture…no.
A ja bez wiśni od czasu do czasu – nie mogę żyć. Ze znanych właśnie BCh popalam w świątecznych nastrojach, choć „domieszywam” do niego swój autorski „Tortuga VaPer”, czyli wzmacniacz składający się z posiekanego 3P, Browna No 4 i Pure Perique. Z taką domieszką to prawie wszystkie aromaty są nie do znudzenia :) Poza Tym Bez Nazwy.
Cieszę się że zasmakował Olaf))) Dobrze pamiętam Krzysztofie?
Dobrze pamiętasz ,pierwszy był od Ciebie , następny od klubowego kolegi i stał się moją ulubioną wisienką.
Na razie jednak wolę wiśnie w płynie – własnoręczie „upędzonym” zresztą.
Podejrzewam , że kolegą tym jest niejaki Beckett – też zarażony Olafem swego czasu. Jeżeli mylę się – proszę o małą korektę. Pozdrawiam.
Nie , to nie Rafał , to kolega z poznańskiego KKF.
A ja lubię Tego Bez Nazwy.I też robię rożne mieszanki na jego bazie i mi się nie nudzi…
Dodam i swoje 2 grosze…
Pierwsze palenie było z „podkradzionej” szczypty z puszki mego ojca. Miało to niesamowity smak (w porównaniu z BlCav które wówczas paliłem), ale w żadnym wypadku nie kojarzył mi się z wiśnią. Smak był słodkawy, nieduszący, z lekką goryczką jakby Guinessa ;)
Ostatnio razem z nową fajeczką zakupiłem puszkę i jestem straszliwie zawiedziony. Nie dość że trafił mi się w puszcze LIŚĆ (arghhhhh) to jeszcze poznałem to co określacie mianem „utopienie w syropie”. Rozumiem że mogło mi się trafić „nieszczęśliwe” pudełko z końcówki partii produkcyjnej gdy czyścili taśmociąg, czy co tam innego mają. Ale takiej ilości bulgoczącego aromatu w moim pottku moja dusza nie dzierży i od 2 miesięcy 2/3 puszki leży i czeka na lepsze czasy.
Mam tylko nadzieję, że nie zawiodę się równie sromotnie, licząc że fajkę jeszcze uratuje inny, próbowany w tamtym okresie tytoń.
CT jest u mnie niestety skreślony na całej linii.
A ja, troszeczkę z dziennikarskiej przekory, podejmę się próby obrony tego tytoniu. Kolega schlastał go biczem krytyki niemiłosiernie, ale czy Celtic aż na takie baty zasłużył? Myślę, że rozczarowanie kolegi spowodowane jest w dużej mierze marketingowym strzałem w skroń, jakim było nazwanie wiśniowego mixa tak intrygującym mianem: Celtic Talisman – czuć, czuć w tej nazwie Latakię, czuć jakąś surowość czystej Va, może whiskey?; ale Cherry? Chciałbym jednakoż zauważyć, że jest to jeden z lepszych wiśniowych tytoni na naszym rynku. O ile w smakach „linii waniliowej” przebierać możemy jak w ulęgałkach, o tyle dobrych wisien ci u nas niedostatek. Proszę wymienić trzy lepsze wisniowe tytonie, ale takie stricte… Mi przychodzi na myśl tylko Torben Dansk No. 999, który uwielbiam, pomimo ogólnej niechęci do wszelkich „aromatixów”. Tak się złożyło, że równocześnie z Celtem gościły w mojej fajce SG Black Cherry oraz Mc Lintock Wild Cherry i uczciwie przyznam, że Celt z tej trójcy smakował mi najlepiej. To nie jest zły tytoń.
Celtic na baty zasłużył. Tego się nie da palić, jest doskonale mdłe. Dostałem jako próbkę, z Mostexu bodaj. Próbowałem, nie dałem rady. Resztę zasuszyłem w pudełku po negatywie, wywaliłem pół roku temu. Pudełko śmierdzi nadal ;)
Miałem nieprzyjemność palić ten tytoń 2 dni temu. Mdły, słabo wyczuwalny smak jakichś owoców, na pewno nie wiśni. Do tego jakiś taki mydlany posmak w ustach utrzymujący się nad wyraz długo i kapeć w ustach następnego ranka… takie coś miałem tylko po zapaleniu jakiegoś kiepskiego aromatu.
Współczuję koledze, że wydał na to 40 zł, ale przynajmniej ja wiem, że nie wezmę choćby mnie częstowali.
Nie polecam !
Skuszony i zaciekawiony tak negatywnymi opiniami (plus kilkoma nie tak dramatycznymi) na temat Celtic Talisman wykorzystałem okazję, jaką ostatnimi czasy jest możliwość kupienia próbek tytoni po 10 g (od Samuela Gawitha) i zaspokoiłem ciekawość względem tego tytoniu.
Niestety, już zapach z torebki okazał się nawet nie mało zachęcający, co odpychający. Skojarzył mi się bowiem… z nie pierwszej jakości szamponem do włosów czy jakimś mydłem w płynie. Co jeszcze smutniejsze – w smaku tytoń jest dokładnie taki sam! Eeeeech, trzeba było zwalczyć przekorę i posłuchać ostrzeżeń. ;) Nie przypuszczam, żebym kiedykolwiek jeszcze miał sięgnąć po ten Talizman.
Co to jest takiego? Skusiłem się na torebkę 10g i dobrze, że tylko tyle i że znalazłem znajomego aby mu to odstąpić. Palił się nawet nie najgorzej (tytoń, a nie znajomy), ale ten smak, po którym pozostaje jedynie niesmak.
Cóż, słuszna kara – jako racjonalista nie powinienem szukać pomocy talizmanów…
P.S. Teraz już wiem, dlaczego Rzymianie pokonali i zromanizowali Celtów. Aby zabrać i zniszczyć im te talizmany. Szkoda, że SG znalazł jakieś stare ich zapasy i zarzucił nimi nie do końca zromanizowaną i barbaryzująca się w ten sposób Europę.
Dzięki uprzejmości Zyrg`a miałem szansę spróbowania tego tytoniu.
Uuuu….mocne doświadczenie! Chwała Bogu, próbka była mała i spalona na tarasie….mam to już za sobą. A ja tak lubię aromaty wiśniowe…
Celtic Talisman to nieporozumienie. Niesmak po tym tytoniu udało się zrehabilitować dobrym SG Black Cherry.
Chłopaki! Ale za to jaki room note! A tak serio ja męczę ten słoik ponad trzy lata. Obdarowałem nim już pół fajkanetu, rodzinę, znajomych i nawet Antemosa. I dalej jest coś koło połowy. Kapeć w paszczy jest nieporównywalny do niczego. Dla mnie (cóż poradzić) zapach po paleniu też. Więc czasem się przemęczę dla przyjemności gawiedzi…
Zyrgu! Daj wszystkim tym z wymienionych, którzy go nie opisali, jeszcze raz po próbce. Może za mało otrzymali i nie maja wyrobionego zdania.
3/4 mojej puszki poszło do ssypsłoja. Cały ten ssypsłój został mi ostatnio zabrany przez znajomego, który wizytował jiedawno Pekin.
Odkryłem przed nim świat fajkowych smaków jakieś dwa lata temu i podobno od tamtej pory coś tam w kraju pykał. Ale czegoś takiego jak mój ssypsłój, nie palił jeszcze nigdy.
On dostał pyszny (dla niego) tytuń, ja odzyskałem słój.
Też mam taki słoik :) Ale spokojnie. Ja mam do niego sentyment, bo to był pierwszy tytoń jaki kupiłem po lekturze FN i zakupie „prawdziwej” fajki i tytoniu. Naczytałem się że SG dobre to kupiłem SG :) „Chcieli mnie barany zmylić!”
He he…nawet Ci chyba smakował, jeśli mnie pamięć nie myli ;)
Tak. To było przed La i scentami, a po Ålsbo i Tilbury. Nadal mi się zdarza go zapalić. Jego główną wadą jest ponadnormalne wysuszanie jamy paszczowej. I nadal to najlepszy dla mnie roomnote w kategorii „wiśnia” :)
Kupiłem zapaliłem i tez jestem trochę rozczarowany. Wygląda ładnie pachnie intrygująco, ale na pewno nie wiśniowo. Trochę , ale tylko trochę ten zapach podchodzi mi pod grousemoor’a. I to trochę robi różnicę…. nazwa obiecuje wiele… nie dostajemy tego w smaku i zapachu dymu z fajki. Gdzieś na drugim planie delikatne „mydełko” i to jest Ok, ale co jest na pierwszym – nie mam pojęcia. Room note niezły, ja rozpoznaję tylko geranium… Jakaś eklektyczna mieszkanka…. w sumie może być, nie jest to coś czego się nie da palić, jednak nie tak sobie wyobrażałem ten tajemniczy celtycki talizman…
Zromanizować wszystkich Celtów! Zabrać im talizmany!
Własnie miałem zakupić , ale mówię wejdę i poczytam na Fajka.net , i jednak nie skoro taki kapeć
Oj tam, oj tam, a mi nawet smakował po 1 próbce ba… Teraz nawet zakupiłem puche. Założe się, ze niektórym z Was tez pewnie smakuje tylko po takich komentarzach i recenzji nawet nie śmiecie się przyznać :D. Parę słow prawdy tu jest, brak mocy, ledwo wiśni ale pali się bezobsługowo, jest bardzo poprawny w smaku i według mnie to dobra baza do mieszanek aromatyzowanych.
Nie dodałeś że wysusza papę na podeszwę góralskiego kierpca…
To tylko taka niepisana sugestia ażeby o suchym pysku przy nim nie siedzieć.
Ja nie jestem w stanie aż tyle wypić…
Dokładnie takie same odczucia miałem. Płaski, szorstki, twardy, drażniący. Wylądował w czeluści wiecznego blendowania – po ogórkach „Rolnik”.