To tytoń dla tych, którzy mają dość mieszanek zbyt aromatycznych, a chcieliby niekiedy zapalić deserowo między Virginiami i Latakiami. Chocolate Flake to spełnienie takich umiarkowanych pragnień – podstawą jest Virginia, dla mocy dodano trochę Burleya, dla smaku Latakii, a na deser – już do pociętych i wymieszanych liści – gorzkiej czekolady. Potem pod prasę, trochę dojrzewania i cięcie na płatki…
Zapach po otwarciu puszki słodkawy, przyjemny – z przewagą owocowych różnorodności charakterystycznych dla dobrych Virginii. Czekolada niezbyt wyczuwalna…
I niezbyt widoczna, nawet pod lupą, co jest oznaką, że tytoń przed cięciem w płatki dojrzewał w prasie na tyle długo, by temperatura się podniosła i rozpuściła czekoladę. Z pewnością ten fakt wpłynął na to, że zawartość puszki to nie są elegancko cięte i ułożone flake’i. Trzeba je odrywać niczym papierek od wedlowskiego pierrota przechowywanego w kieszeni spodni. Ale inaczej być nie mogło – czekolada do czekolada.
Szczególnie po otwarciu nowej puszki – potrzebuje podsuszenia. Palę go w niewielkiej fajce i najwyżej raz na dzień lub co dwa dni, deserowo – pod koniec puszki można formować w kuleczki bez podsuszania.
Czuć ją podczas palenia. Szczególnie jeśli odłoży się na chwilę fajkę i nieco „poćlamka” i pomlaska. Potem to już podczas całego palenia będzie się czuć tę gorzką – szczególnie, że smaczek jest dyskretny, bynajmniej nie słodki, a wręcz ściągający jak mocno wytrawne wino i wciąż się chce go wymlaskiwać. Raz wyczuty – kusi aż do dna.
Słodkość to zasługa Virginii, i to wysokiego sortu, ze zróżnicowanymi, delikatnie owocowymi, ale czysto tytoniowymi akcentami.
Latakia ledwo zaznaczona – jak gdyby sygnalizująca orientalne dodatki. Przebija się głównie pod koniec palenia, kiedy do głosu dochodzi umiarkowana i całkiem przyjemna goryczka.
Moim zdaniem, Chocolate Flake jest dość mocny, choć na Tobacco Reviews otrzymał notację średnią. Nie powoduje, co prawda, zawrotów głowy, ale syci nikotyną. Nie miewam po niewielkiej nawet fajeczce chęci na „dopalenie się” papierosem. Sama Virginia jest średnio mocna, zaś dodatek Burleya – po części chyba poddanego dojrzewaniu metodą lorda Cavendisha – wzmacnia tę mieszankę wyraźnie.
Pali się pięknie, bardzo sucho i do samego dna – nie trzeba go wystukiwać natychmiast po paleniu jak tytonie syropowe. Warto fajkę pozostawić do ostygnięcia – a wilgoć zostanie wessana przez popiół, nawet ta z szyjki.
Room note – akceptowalny do przyjemnego. To ostatnie dotyczy towarzystwa, które już przywykło do prawdziwego zapachu naturalnego tytoniu. Pozostali się przynajmniej nie krzywią. Da się wytrzymać.
Subiektywnie podsumowując – elegancki, wręcz luksusowy modern-aromat, bardzo brytyjski. Czekolada podana z umiarem godnym gentlemana. To tytoń godny najwyższego szacunku, a więc warto dla niego przeznaczyć nowiutką fajkę i właśnie ChF ją opalić. Od biedy można wybrać fajkę opalaną jakąś prostą, wręcz surową mieszanką czystych Virginii.
W fajce po aromatach – nawet z wydartym kominem – nie ma szans na poczucie wszystkich wartości Chocolate Flake. A jest ich naprawdę wiele.
Chocolate Flake w fajkowo.pl
mniam mniam i tyle :-)
W końcu się na niego połaszczyłem i się nie zawiodłem. Bardzo smaczny tytoń, lekka latakia i ta pyszna czekolada. Mój księciunio Guildhall też bardzo ChF polubił.
Nie znam tego tytoniu, natomiast „czekoladowy” jest jednym z określeń, które nasuwają mi się podczas palenia „Royal Yacht” Dunhilla. Nie jako dominujące wrażenie, tylko raczej jako jedno z objaśnień jego aromatu. Z tym, że RY jest tytoniem wyraźnie słodzonym, jedną z nielicznych aromatyzowanych mieszanek, które moje kubki cenią. Znasz go może?
Niestety, jestem w Dunhillach mocno ograniczony. Znam tylko dwa smaki :) Napiszesz recenzję? Może być z listkiem z Twoją historią tytoniową. Zresztą możesz o tym napisać także w swoim profilu – jeśli zechcesz się zarejestrować w takim rozbałaganionym interesie.
Popracuję nad recenzją, raczej w styczniu, bo koniec roku jest straszny. To samo z rejestracją. Nawiasem mówiąc, niedawno sprowadziłęm z USA niemal pół kilo tytoniu, bardzo różnorodne rzeczy, teraz je próbuję. Na razie najbardziej smakują Epiphany, Bayou Morning (ten ostatni 50% Perique!) i Balkan Supreme Stokkebye’s, a najstraszniejszy to Frog Morton in the Town od MacClelland’s. To akurat chętnie przeznaczyłbym do trucia pluskiew, ale TOZ prawdopodobnie wezwałoby policję. Wszystko mam prawie w Warszawie – uwaga do chętnych.
Wymieniasz ciekawe nazwy z drugiego „obszaru celnego”. Pozostanę więc obśliniony jak pies Pawłowa do czasu jak się skoczy ten okropny 2010 rok. A potem może poczytam coś o tych mieszankach w cywilizowanym języku polskim. Tak więc życzę jak najszybciej mijających dni. To tylko kilkanaście.
To może pełna lista :-)
C&D Epiphany (podobno udana kopia starego „Revelation” Philipa Morrisa), C&D Bayou Night (nie Morning!), McClelland Black Shag, McClelland Frog Morton in the Town, Stokkebye Balkan Supreme, Balkan Sasieni, R.Lewis Wingfield Mixture i dwa Dunhille. Tyle pamiętam, ale coś tam jeszcze w szufladzie leży z poprzedniej dostawy. Przesyłka z USA szła o dwa dni krócej, niż z Anglii.
No, kiper z Ciebie co niemiara :) Cieszę się, że się odezwałeś.
Akurat tędy przechodziłem… A, mam tam też Esoterica Tobacciana „Dorchester” – zawód roku. Silny przyjemny owocowy „tin aroma”, dym ostry i duszący (duszący dym po 30 latach palenia fajki!), room note słabe i bez związku z zapachem świeżej mieszanki. Poza tym, mokry jak podkoszulek. Do dziś nie rozumiem, co jest grane. Może ejst dobry, tylko chemia między nim a mną nie zadziałała, czy jak?
To się rozwiązuje bardzo prosto. Robisz paczuszkę, wysyłasz Jackowi, mija tydzień i dostajesz obiektywną recenzję. W zależności od preferencji w barokowej staropolszczyźnie, madagaskarskim albo ogólnożołnierskim kurwamaciowym.
I już wszystko normalnie wiesz ;)
Chyba trzeba będzie. Dodam jeszcze Frog Morton O.T.T., który w mojej skromnej opinii stanowi bobki Belzebuba aromatyzowane szczyną Lucyfera chorego na cukrzycę, a który mimo to ma dobre recenzje. Czego się nie robi, aby zabawić kolegę. Ale słowo skauta, ze dodam też coś dobrego dla osłody.
Nieśmiało dodam, że Frog Morton (nazwa bez dodatków) też tak ma. Słodkie i nijakie. Zapaliłem raz, wrzuciłem do słoja i liczę, że coś zyska po latach :)
Jestem zafascynowany zapowiedziami. Jakbym po raz kolejny miał się żenić.
OK, to jak to zorganizować? Mogę zostawić ma murku w centrum Wawy o umówionej godzinie :-)))
Jeśli nie żartujesz, to Ci mogę na Twojego maila posłać swój adres mailowy czy jakiś inny kontakt :) Mam spore uprawnienia na tym portaliku, więc wiem, jaki adres wpisujesz przy każdym komentarzu.
Jasne, dawaj koniecznie. Postaram się nie czuć jak ofiara CBA :-)
Zgodnie z podpowiedziami opalam tym tytoniem uzdatnioną starą fajkę BC Rallye. Po pierwszym opalaniu czasami doszedł do mnie wspaniały smak. Ale wiem, że najlepsze jeszcze przede mną i przed rzeczoną fajeczką.
Dobry Ojciec.
Jest Pyszny, polecam do porannej kawy i tak jak autor podpowiada wymaga podsuszenia – a jak wiadomo rano trzeba by ( mówi ciało )było gotowe – stąd warto mieć część już podsuszoną w szczelnym słoiczku.. Nasycił mnie przednio, znaczy nie nachalnie ale z właściwą mocą, kulturalnie…. potraktowany brutalnie – mocno wierzgnie ( co szanuję i pożądam „kto palił Gitanes’y ?”).. palony delikatnie ze smakiem wspaniale uwalnia to co w nim najlepsze a robi to w sposób fascynująco pełny i delikatny.( jak chcesz to Cię kopnie porządnie, jak się uspokoisz on się zmieni charakterem w coś na kształt Baśni Braci Grimm gdzie z odpowiednią dawką nikotyny płyniesz.. ).. poranną kawę robiłem 2 x by 2 x pić w końcu zimną tak się przy nim zapominam. Chętnie poznam do niego podobne w charakterze i mocy tytonie.. Latakia mlekiem wyczuwalna, fakt zostanie w fajce.. ale to nie ten zapach wielokrotni w koncie bramy kamienicznej moczu oddawanego.. to raczej to mleczne śmietanowe palenie, które w połączeniu z przednia gorzką czekoladą z najwyższej półki kręci i syci zmysły… o brzasku ? tak.. lubię takie poranki..
Tak, dzisiaj kolej na ten tytoń, tylko jeszcze fajeczkę muszę do niej dobrać, tytoń ma idealną jak dla mnie wilgoć, robię sobie kulki i wrzucam do fajeczki. Pychotka, ale jak wspomniałem jeszcze układam do niej fajkę, więc wielu niuansów nie mogę odkryć.
Zakosztowałem tego tytoniu i trzeba mu przyznać, że jest smakowity. Czekolada w moim odczuciu całkiem wyraźna i nadaje całości bardzo miękki, aksamitny charakter.
Lubi zgasnąć, ale ponowne odpalenie nie wpływa na smak. Więc to nie problem. Co w moim przypadku okazało się problemem, to bulgotanie. Niestety, pojawia się stosunkowo wcześnie i psuje nieco przyjemność. Być może trzeba było podsuszyć jeszcze bardziej.
Drodzy Koledzy, a czy ktoś z Was miał może do czynienia z wersją PLUG? Bo flake jest faktycznie świetny, ale co jakiś czas u p. Niedźwieckiego na alledrogo pojawia się Chocolate PLUGawy. Jak sądzicie, warto? A może ktoś to palił?
A czy któryś z PP. Kolegów byłby ewentualnie zainteresowany wspólnym zakupieniem wersji PLUG? Bo dla mnie samego 0,25 kg to trochę sporo…
ja się właśnie zastanawiałem nad tym samym, wczoraj kupiłem puszkę flake z akcyzą z 2012 r jeszcze, mniam.
tak samo zastanawiam się nad cannon plug :-)
Zdecydowanie warto, Cannon Plug świetnym jest albowiem tytoniem.