Wbrew swojemu głębokiemu przekonaniu, że fajka została wymyślona specjalnie pod latakię, czasami mam ochotę na coś zupełnie innego. Ta dziwna chęć narasta we mnie szczególnie w tak pięknych okolicznościach przyrody, jak podczas obecnie trwającego, kwietniowego ataku lata. Tym razem zapragnąłem czegoś słodkiego i równie niezobowiązującego, zupełnie tak, jak ta najwyraźniej tylko przejściowa, letnia aura. Moja zachcianka popchnęła mnie na szlak ostatnio niepokojąco szybko pustoszejących trafik, gdzie rzutem na taśmę dopadłem puszkę SG Palace Gate. Tak więc, powróciłem ze swej wyprawy z łupem w postaci tego dość szczególnego aromatu i satysfakcją, że dane mi będzie spróbować czegoś, czego jeszcze nie znałem i, być może, nie będę prędko miał okazji ponownie zobaczyć.
Tuż za „pałacową bramą”, po otworzeniu puszki SG Palace Gate, przywitał mnie wyjątkowo złocisty kobierzec delikatnych wstążek świetliście jasnych virginii poprzetykanych tylko nieco ciemniejszymi burleyami i bardzo nielicznym, czarnym cętkiem black cavendish’a. Natychmiast tez wyczułem, szybko wznoszący się, nad tym ze wszech miar słonecznym krajobrazem, zupełnie dla mnie egzotyczny aromat kokosa zmagającego się z winogronową wonią tytoniu. Nabiłem luźno fajkę delikatnymi włóknami, przytknąłem ogień i… chyba na chwilę odpłynąłem.
Zaraz po zapalaniu SG PG objawia się smakiem nienachalnym i jednocześnie naturalnie słodkim. Coś pomiędzy brązowym cukrem, a karmelem, ze szczyptą subtelnej wanilii w dalekim tle. Równocześnie, pojawiają się momentami lekko kwaskowate, bardzo przyjemne akcenty. Na pierwszym planie króluje jednak wyrazisty, lecz równocześnie bardzo naturalnie smakujący, kokos. Pomimo całej swojej wyrazistości, nie tłumi on jednak w żadnym wypadku naturalnego aromatu dość solidnego pod względem zawartości nikotyny, wysokiej klasy tytoniu. Podczas dalszego palenia, stopniowo kokos słabnie i pozostaje jedynie wyczuwalny gdzieś w tle, a cała mieszanka nabiera jak gdyby lekko czekoladowego, gładkiego posmaku przeplatającego się z wyraźnymi winnymi akcentami virginii. Przy samym dnie komina, czekolada słodycz odrobinę gorzknieje, by pozostawić kończącemu fajkę, zamiast syropowego przesłodzenia, tylko przyjemne uczucie pełnego nasycenia.
SG PG to tytoń bezobsługowy. Nadaje się do nabijania fajki bezpośrednio z puszki, bez żadnego podsuszania. Jego delikatne wstążki, po lekkim ubiciu, świetnie układają się w kominie. Zapala od pierwszego ognia, nie podnosi i pali się chłodno oraz bardzo równo, aż do samego końca. Nie wydziela także niemal w ogóle kondensatu, nawet wtedy, gdy zostanie przez przypadek lekko przegrzany. Daje obfity, gładki i aksamitny dym. Pozostawia po sobie w fajce drobny szary popiół i dość długo utrzymujący się zapach kokosa. Room note ma co najmniej przyjemny – chociaż jako fajczarz – muszę polegać w tej materii głownie na opinii osób trzecich. SG PG to moim zdaniem świetny łagodny aromat dla początkujących, a zarazem, dzięki naprawdę oryginalnemu i umiarkowanemu toppingowi, dobra propozycja także dla wszystkich tych, którzy wszelkie duńskie słodkości zazwyczaj obchodzą szerokim łukiem. Coś w sam raz na nadchodzące, ciepłe i leniwe letnie wieczory.
Fajna recenzja. Kolejny tytoń ląduje na mojej liście wartych spróbowania.
Paliłem i potwierdzam odczucia słodyczy, kokosa i wytrawniejszego finiszu. Przyjemny aromat, do którego wracam jak mam możliwość zakupu w trafice w mniejszych ilościach. Dla mnie sprawdza się w leniwe letnie popołudnie na działce.
Tak powinna wyglądać recenzja! Nie męczy zbędnymi ozdobnikami, a jednocześnie jest pełna istotnych szczegółów i daje wystarczająco dobry obraz tytoniu. Z chęcią spróbuje, jeśli gdzieś znajdę. Pozdrawiam.
Bardzo ciekawa i zachęcająca recenzja ;) Chciałoby się napisać ze trzeba spróbować ale biorac pod uwagę aktualną dostępność tytoni to jakoś nie chce mi sie wierzyć ze uda mi sie zakupić puszeczkę :\
No cóż… Właśnie ta „aktualna dostępność” najbardziej motywuje mnie do ruszenia 4-lier i poszukiwań tytoni, które najprawdopodobniej lada moment znikną. To taka moja prywatna akcja pt. „Ocalić od zapomnienia”. A tak po za tym, to raczej nie ma sensu trzeci lub czwarty raz pisać recenzji o wszystkim znanych klasykach. :)
Zachęciłeś mnie do nawilżenia mojej próbki. Teraz tylko czekać na powrót ciepełka i porównać wrażenia.
To obok Grousemoora i Skiff Mixture jedna z moich ulubionych pozycji od S&G i zarazem chyba ich najlepszy aromat, niesłusznie niedoceniany. Choć sam trzymam puszkę na czarną godzinę, to wieloletnie sezonowanie mu nie służy – robi się wtedy kwaskowato-wytrawny przez co traci tę charakterystyczną lekką słodycz. Polecam do pykania szczególnie w chłodniejsze letnie wieczory i wczesną jesienią.
Zmartwiłeś mnie, mości Kamerlingu. Trzymam sobie w szafce puszeczkę Palace Gate z banderolą jeszcze z 2010 roku z nadzieją na wyjątkowe doznania, a tu wychodzi na to, że klops…
Mam to samo :-C
Nie mazgaić się, nie jest aż tak źle. Paliłem 4 letnią puchę, tytoń stał się nieco mocniejszy (?) niż świeżak i traci trochę na słodyczy, ale ponoć to norma u trzymanych długo aromatów.
Kokos w maśle orzechowym i gorzkiej czekoladzie:-D
Dodam jeszcze, że rosto z koperty był gryzący, mało przyjemny. Lekkie podbicie wilgotności „kamyczkiem” RAw i różnica jest przeogromna.
Niestety, „kopertówka” to już nie to samo, co stara wersja puszkowa.
Ciekawe jak smakował. Skoro z kopertówki potrafie wyciągnąć tyle przyjemności.
Presbiterian mixture pewnie podobne zjawisko w takim razie…