Jedno z moich poprzednich zestawień obrałem w formę bokserskiego pojedynku. Tym razem będzie to strategiczna batalia fajkowych koalicji. Każdy ze ścierających się tytoni mieniących się szkocką mieszanką będzie brał udział w nierównej i bezwzględnej walce o tytuł najlepszego, wedle mojego subiektywnego widzimisię. Mac Baren, Gawith Hoggarth oraz BBB stoczą bój niczym tanowie klanów w szkockiej wojnie domowej z połowy XVII w.
Aby przywołać opowieść niepodległościowego powstania Williama Wallace’a musiałbym zestawić ze szkockimi miksturami mieszanki angielskie. Z racji, że zamierzam zmierzyć samych „Szkotów”, bardziej adekwatnym porównaniem będzie szkocka wojna domowa z 1644 roku. W okresie tym zarówno na tronie angielskim jak również szkockim zasiadał Karol I Stuart. Niemal od początku sprawowania władzy nie cieszył się on popularnością wśród Anglików – za żonę obrał sobie francuską księżniczkę Henriettę Marię, katoliczkę, co budziło zrozumiałe obawy ponownej, krwawej próby rekatolizacji Anglii. Jego absolutystyczne tendencje popchnęły go z czasem do rozwiązania angielskiego parlamentu, narzucenia siłą reformy ujednolicenia kościołów protestanckich na Wyspie, a także tyranicznego zwalczania wszelkich przejawów wolnościowej myśli opozycyjnej w społeczeństwie. Doszło do powstania ludu angielskiego, na którego czele stanął niesławny Oliwer Cromwell. Karol I wycofał się na tereny lojalnej wobec niego północnej Anglii. Tymczasem w Szkocji kwestia poparcia dla władcy podzieliła mieszkańców, co wywołało wśród górali wojnę domową. Klany z katolickiej północy zawiązały obóz rojalistów, podczas gdy szkoccy prezbiterianie z południa postanowili wesprzeć sprawę angielskiego parlamentu. Wojska rojalistów, pomimo serii zwycięskich bitew, nie mogły ostatecznie zdusić proangielskiego stronnictwa szkockich prezbiterian, ustawicznie dotowanego z Londynu. Konflikt się przeciągał, w obu szkockich ugrupowaniach dochodziło do rozłamów, zdrad oraz przechodzenia klanów na przeciwną stronę.
Dość podobnie prezentuje się podział stronnictw szkockich mieszanek jakie stoczą w mych fajkach bój: proangielski obóz Scotch oraz rojalistyczna frakcja Scottish. W tym miejscu warto wyjaśnić lingwistyczne różnice pomiędzy wyrazami Scotch i Scottish. „Scotch” był stosowany w XIX w. jako pogardliwy angielski zwrot wobec Szkotów (również „Scots”), dziś stosowany jest jedynie w odniesieniu do szkockiej mgły lub niektórych produktów (np. whisky). Szkoci sami o sobie mówią „Scottish” – dla zachowania kompletu uzębienia, w towarzystwie górali w kiltach lepiej używać takiej formy…
Nazwy zostały dobrane do frakcji nieprzypadkowo. Oba pykane przeze mnie Scotch’e (Scotch Mixture oraz Broken Scotch Cake) wychodzą do boju pod jednym sztandarem angielskiego producenta Gawith Hoggarth. Stawią im czoło BBB Scotish Mixture oraz Mac Baren Mixture Scottish Blend.
Do udziału w bitwie nie zostali dopuszczeni:
– Samuel Gawith Scotch Cut – próbowałem parokrotnie, mdły jeśli nie kwaśny w smaku, przypomina prędzej papierosa. Słusznie zmiażdżony w bezlitosnych krytykach innych recenzentów.
– Robert McConnell Scottish Cake – czytając co drugi jego opis/recenzję porównano go jednomyślnie do Marlin Flake czy Hal O’ the Wynd, których puszki miałem kiedyś nieszczęście nabyć. Rattray’s ma u mnie wilczy bilet i nie pomoże mu nawet podpisywanie swych produktów „Perth, Scotland”. McConnel ma zaś w takim razie pecha, choć wczoraj poczęstowano mnie jego Scottish Flake’iem i robił nawet pozytywne wrażenie.
– Comoy’s Scottish Mixture – jedyne acz typowo szkockie uzasadnienie: skończyły się fundusze na dodatkowy żołd, także nie przeprowadziłem zaciągu tej chorągwi. Prawdopodobnie popełniam duży błąd nie werbując go do walki.
Fajkowy ogień artyleryjski prowadzony będzie z niemieckich, irlandzkich i włoskich dział wrzoścowych różnego kalibru. Boże, chroń fajczarzy! Do boju!
Pierwsza faza bitwy – lewe skrzydło
Jesienna mgła powoli opadła. Nad polem ubranym w złotą wyschniętą trawę rozniosło się melodyjne piszczenie narodowego instrumentu Szkotów, dud – mylnie nazywanych kobzą – związanych nazewniczo z fajkami (dudy – ang. Bagpipes/Pipes, ze względu na elementy konstrukcji instrumentu). Armie odziane w różnokraciasty tartan zbliżają się ku sobie. Po krótkim ostrzale z arkebuzów, bez zabawy w taktyczne ceregiele, śmiało i pewnie atakuje szkocka mieszanka Mac Barena uderzając w Broken Scotch Cake Gawith Hoggartha. Zainicjowałem to starcie, gdyż oba tytonie cięte są sposobem ‘ready rubbed’ i bazują w dominującej mierze na Virginii. Szarża Mac Barena jest przepyszna i zdaje się, że zachwalane „złamane szkockie ciastko” nie da mu rady. Na pierwszy rzut Broken Scotch Cake mnie nuży, niczym nie zaskakuje. Problem tytoni fajkowych opierających się na czystej Virginii polega na tym, że proponują świetne, wręcz niezbędne tło do kompozycji smakowej. Niestety, same w sobie to za mało. Nie wyobrażam sobie palić cokolwiek co nie zawierałoby Virginii… jednak palona sama w sobie, to jak model do sklejania, którego nie pomalowano, a jedynie naniesiono pierwszą warstwę próbną farby. Podobne wrażenie odczułem wypalając kilka pierwszych fajek nabitych Broken Scotch Cake’iem. W tym samym czasie Scottish Blend Mac Barena niczym młot, agresywnie wbija przeciwnika w ziemię stając się moją ulubioną pozycją od tegoż producenta. Zwycięstwo nad „złamanym szkockim ciachem” wydaje się być przesądzona i kontynuowanie tego boju zaczyna powoli tracić sens ze względu na przepaść smakową. Szkocka mieszanka Mac Barena jest lekka a jednocześnie pikantna. Syci nie od razu, a dopiero jakiś czas po odłożeniu fajki. Zapach z puszki jest rewelacyjny: delikatny, herbaciany a jednocześnie kryjący w sobie pewną głębszą obietnicę. Dotrzymuje danego słowa honoru. Przez długi czas moje kubki smakowe utwierdzały mnie w przekonaniu, że mieszanka składa się w dużej mierze z Perique. Czytając wieści producenta uświadamiam sobie, iż sensoryczny zwiad został jednak wyprowadzony w pole natykając się na zasadzkę: nie Perique, lecz Burley. Złe rozeznanie okazuje się być złym zwiastunem dla dalszych zmagań z przeciwnikiem…
Żeby ocenić tytoń potrzeba mi więcej niż próbki. Na podstawie testowej ćwierci uncji mogę stwierdzić czy smak mnie zaintryguje żeby nabyć puszkę, lecz to wciąż za mało żeby go należycie ocenić. Uważam, że do zabrania zdania należy wypalić przynajmniej połowę puszki. W przypadku opróżnienia połowy obu walczących szala zwycięstwa niespodziewanie zaczęła się wyrównywać. Atak Scottish Blend Mixture Mac Barena zaczął tracić impet, zwycięstwo niemal na wyciągnięcie dłoni zaczęło się oddalać. Nie jest to tytoń codzienny, gdyż palony kilka razy w tygodniu najzwyczajniej w świecie staje się zbyt przewidywalny. To berło przechodzi nieoczekiwanie w ręce Broken Scotch Cake’a, którego dobosze zaczęli dudnić na nowo pośród melodii wojennych fletów. Mimo początkowego narzekania na ową czystą Virginię zaczynam ją doceniać. Walczy wytrwale, konsekwentnie mnie do siebie przekonując. Broken Scotch Cake często jest nazywany – podobnie jak inne bazujące na samej Virginii – mydłem. Słusznie, czuć je nieco, ale… to najlepsze mydło jakie paliłem jak dotąd. Można by rzec: mydło prosto z Aleppo, stolicy produkcji najdroższych naturalnych mydeł na świecie. Początkowa szarża Mac Barena, choć wydawało się, że nie do powstrzymania stanęła w miejscu, zaś szerząca się panika w szeregach tytoniu od Gawith Hoggartha została po czasie opanowana. Pykając dłużej szkockie „ciastko” wyczuwam wyjątkowy, maślany posmak. Smak tłustego masła wiejskiego… maślanego ciastka. Teraz pojąłem skąd nazwa Broken Scotch Cake. Choć zapach dochodzący z puszki nie robi na mnie wrażenia, to doceniam kolor wstążek. Żadna Virginia nie mieniła się tak złoto jak ta, niczym sierpniowe zboże na chwilę przed zbiorem. Próżno takiej szukać u swych konkurencyjnych odpowiedników: Mac Barena Virginia No 1 czy w Royal Yacht Dunhilla. Pod względem smaku także nad nimi góruje. Broken Scotch Cake wykorzystuje dwie słabości szkockiej mieszanki przeciwnika i przechodzi do kontrnatarcia. Szkot od Mac Barena gorzej się wypala w fajce i pozostawia po sobie mniej przyjemny zapach. Room note również zdecydowanie na korzyść Broken Scotch Cake’a, które po wcześniejszym zrównaniu szali przejmuje powoli inicjatywę. Zostały mi dwa nabicia po każdym z oponentów – dwie ostatnie salwy. Gdy strzelcy jednej ze stron mają problem z przeładowaniem wadliwie obsługiwanych muszkietów, arkebuzy przeciwnika prowadzą w tym czasie śmiertelnie skuteczny ogień. Szkockie ciacho wypala się do cna idealnie, natomiast Scottish Mixture trzeba bardziej kontrolować aby nie zgasło i palić powoli – pykany zbyt szybko mści się kłuciem w język. Mac Baren desperacko próbuje mnie do siebie przekonać po raz kolejny swym smakiem. Przypuszcza szarżę chcąc doprowadzić do bezpośredniej walki na rapiery. Finałowe starcie postanawiam rozstrzygnąć jak przysłowiowy Szkot: za argument końcowy stawiam korzystniejszą cenę tytoniu. Dzięki temu ostatecznie udaje się Mac Barenowi dokonać pomyślnego przeciwuderzenia, jednak okupionego dużymi stratami. To pyrrusowe zwycięstwo – Broken Scotch Cake zostaje pokonany, jednak nie rozbity. Wycofuje się, lecz w zwarciu mając świadomość, że szkocka mieszanka Mac Barena nie zaryzykuje pościgu. Lewe skrzydło Gawith & Hoggartha uległo lub jak wskazuje nazwa samego tytoniu – zostało przełamane. Niemniej, doceniam odwagę i upór Broken Scotch Cake’a, jeżeli najdzie mnie ochota na koszerną złotą Virginię, sięgnę właśnie po niego.
Druga faza bitwy – prawe skrzydło
Bitwa rozpoczęła się od starcia regimentu MacBarena oraz „złamanych ciastek” Gawith & Hoggartha, które ze względu na stosunkowo lekki smak i zapach, prowadziły wymianę ognia w fajkach małego/średniego kalibru. Tymczasem, na prawym skrzydle powietrze zakłębił gęsty dym po kanonadzie cięższych dział BBB Scottish Mixture oraz Scotch Mixture Gawith & Hoggartha. Zapowiada się starcie tytanów, ciężkozbrojnych chorągwi, znacznie mocniejszych aromatem niż ich poprzednio opisani sojusznicy, a zarazem bogatszych w smaku. Nie są to co prawda eksplozje po mocarnych kolubrynach dunhillowych Latakii, prędzej większe falkonety… a jednak! Podobnie jak w europejskich bitwach pierwszej połowy XVII w., pykane przeze mnie początkowe salwy nie wskazały ani nie zapowiedziały między nimi zwycięzcy a miały jedynie na celu sprowokowanie przeciwnika do ataku lub ustąpienia z uprzednio zajmowanych pozycji. W tym przypadku obie strony postanowiły mnie przekonać do siebie jedną, rozstrzygającą szarżą kawaleryjską. Konnice obu stron zbliżają się do siebie pędząc galopem…
Kirasjerzy Scotch Mixture ograniczają tempo, ustawiając się w liniach, niemal ramię w ramię – zielona puszka od Gawith & Hoggarth’a oferuje mocno zbitą i dość wilgotną zawartość. Zwalniając jazdę do kłusa, jeźdźcy sięgają po rusznice by oddać zeń salwę do przeciwnika przed zwarciem. Nie bez powodu tytoń ten trafił do proangielskiego obozu Szkotów. Podobnie jak w przypadku ich historycznych odpowiedników, zapach tej mieszanki jak i room note przywodzi mi na myśl (nomen omen) Presbiterian Mixture. Prowadzony przez kirasjerów Scoth Mixture krótki ogień z pistoletów jest zdradziecki: powolne salwy z fajki subtelnie pieką czubek języka, jednak zbyt nerwowe rozkazy wachmistrza nawołujące do intensywniejszego zaciągnięcia się powodują lekkie łaskotanie w nosie. Przyjrzyjmy się angielskiemu prochowi w jaki londyński parlament wyposażył szkocką jazdę Gawith Hoggartha: 53% Virginii, 17% Burleya, 7,5% Black Cavendisha, 12,5% Latakii. Po wypaleniu połowy puszki kwatermistrz podpisze się pod zgodnością stanu amunicji. Połowa zielonej puszki to faktycznie złota Virginia zmieszana z drażniącym wroga Burleyem. Latakii niestety nie wyczułem zbytnio w ostrzale (przydałoby się jej nieco więcej), lecz na szczęście również czarnego Cavendisha zbytnio nie uświadczymy w smaku. Dzięki temu otrzymujemy stosunkowo niemocną, pozbawioną mdłości mieszankę potrafiącą czasem przyjemnie ukąsić fajczarza prowadzącego zbyt szybkie natarcie. Mieszanka niezła, ale nie czuję wielkiego zachwytu. Straty zadane przeciwnikowi są adekwatne do mocy tytoniu – przeciętne…
Rajtaria BBB Scottish Mixture po oddaniu Scotch Mixture pierwszeństwa w oddaniu salwy, sama niebezpiecznie dla oponenta zbliża się kłusując i mierząc z pistoletów. Otwarty ogień wydaje się być celniejszy, intensywniejszy i mocniejszy od Scotch Mixture. Nie czekając na przeładowanie broni palnej, kirasjerzy BBB Scottish Mixture chwytają za rapiery i pałasze ruszają galopem w szarży na wroga. Mnogość różnych gatunków tytoni składających się na tę mieszankę BBB widać gołym okiem po otwarciu puszki, gdy zmysł wzroku i zapachu uderza paleta istnego multi-kulti liści: Red Kentucky, Virginia, Latakia, Oriental, Perique. Paląc tę fajkę ma się wrażenie brania udziału w wiecu szkockich klanów zebranych pod jedną chorągwią. Czuję jak przy ognisku dobywającym się z mojej fajki przekrzykują się różni tanowie: w smaku nieco słodkawo, ciut szczypiąco, czasem mocno, nieraz surowo a po chwili chłodno i delikatnie zarazem, by na końcu niespodziewanie wydać z siebie o dziwo kawowy posmak. Ma coś w sobie z delikatnej tabaki – podobnie jak przeciwnik drażni nozdrza przy mocniejszym buchu, jednak w szlachetniejszy sposób. Właśnie tak powinna smakować szkocka mieszanka – za każdym razem zaskakiwać. Właśnie tak walczy i smakuje BBB Scottish Mixture. Nie ma przesadnego komplementowania w reklamie, gdzie jest opisywany jest jako „wykwintna mieszanka, z najlepszych liści co czyni tytoń bezkonkurencyjnym wśród klasycznych szkockich mieszanek”. Honor słodkości tej chorągwi niesplamiony jest żadną sztucznością, to wykwintna, szlachetna i nienachlana w intensywności słodycz okolona subtelnym laurem pozostałych smaków. Scotch Mixture nie jest w stanie temu sprostać, nie ma szans na kontraatak w tej fazie batalii by spróbować mnie uwieść smakiem dlatego trębacz Gawith & Hoggartha gra sygnał do odwrotu. Ucieczka cwałem kieruje się w stronę dział i obozu, gdzie pikinierzy Broken Scotch Cake’a mogliby zatrzymać ścigającego i pozwolić na przegrupowanie. Jak pamiętamy lewe skrzydło Gawith & Hoggarth’a również jest w odwrocie. Scotch Mixture ma chwilę na złapanie oddechu – Scottish Mixture BBB zmienia ofiarę pościgu uderzając w cofające się Broken Scotch Cake. Ten z kolei o ile w starciu z Mac Barenem zachował rezon, tak w przypadku szarży szkockiej mieszanki BBB ulega jej zdecydowanie. Nie mogąc powstrzymać naporu, „złamane szkockie ciastko” już nie tyle złamane co dobitnie pokruszone, schodzi z pola walki uciekając w nieładzie i panice. Dało to jednak czas pobratymczej Scotch Mixture na przegrupowanie i kontrnatarcie.
Trzecia faza batalii – bitewny kocioł
Ty poprzesz powstanie na północy kiedy ja je będę gasił na południu: dzięki temu zyskamy najwięcej –
Robert de Bruce, szkocki baron na Annandale
Scotch Mixture od Gawith & Hoggarth’a próbuje jeszcze raz szczęścia desperacko uderzając we flankę BBB Scottish Mixture. Szkockie mieszanki ścierają się ze sobą w zmieszaniu: pałasz siecze rapier pośród pojedynczych wystrzałów z samopałów. Obie chorągwie, zmęczone już walką mają świadomość, że ostatnie, decydujące już starcie Pykam to raz jednego to drugiego. Scotch Mixture to delikatnie cierpko-kwaśny posmak, Latakię wyczuwam jedynie w zapachu mieszanki, a szkoda – jej mocniejszy akcent wzmógłby wrażenia smakowe i zwiększył możliwości ataku. W finałowej walce warto odpowiedzieć sobie na pytanie czym powinna się charakteryzować szkocka mieszanka? Jak właściwie ocenić procent szkockości takowej w smaku? Najczęściej spotykany opis typowych szkockich mieszanek wskazuje na dominację Virginii wraz z drugoplanowymi rolami Black Cavendisha i Perique lub Orientali oraz gościnnie występującą Latakią w paru scenach. Scotch Mixture jako tło oferuje Burleya i Black Cavendish, podczas gdy Scottish Mixture w ich miejsce wstawia Red Kentucky i Orientale. To wyjaśnia, dlaczego Scotch nigdy nie pokona Scottisha. Naturalna i wykwintna słodycz u BBB bije na głowę gorzkawość Gawith & Hoggartha.
Wyobrażając sobie miłośnika Scotch Mixture widzę kawalera koło 60tki, z brodą i okularami, słuchającego ze skrzeczącego odbiornika radiowej audycji Dwójki, popijającego herbatę w swoim antykwariacie. Na pewno okaże się ciekawą personą przy długiej, może wielogodzinnej rozmowie. Jednak po tygodniu obcowania ze sobą zaczniemy się nudzić. Podobnie jest z tym tytoniem. Dobry do popykania raz na miesiąc, jednak nie częściej – za mało zjawiskowy żeby porwał. To raczej kupka nielicznych zeszłorocznych liści, odkryta wiosną z pod topniejącego śniegu Gór Kaledońskich, podczas gdy Scottish Mixture jest gamą świeżo zerwanych złoto-karmazynowych listków latających z jesiennym wiatrem po Nizinie Środkowoszkockiej. Szkocka mieszanka w wykonaniu Gawith & Horrarth to końcówka listopada, podczas gdy BBB oferuje posmak przełomu września i października. Mimo dzielnej postawy Scotch Mixture nadal smakuje tak samo, dostrzegam jego zalety (polecam go do herbaty niźli kawy), jednak Scottish Mixture stosuję asertywną obronę by po chwili przejąć inicjatywę. Dalsza walka przestaje mieć większy sens, lecz Szkot od Gawith & Hoggartha to nadal dumny tytoń, nie hańbiący się ucieczką za wszelką cenę, uznaje wyższość BBB składając broń na honorowych warunkach.
Oba skrzydła zielonych puszek rozbite – Broken Scotch Cake w panicznym odwrocie, zaś Scotch Mixture mimo mężnego starcia nie podołał… Choć na polu bitwy pozostały dwa sojusznicze Scottish Mixtures, nie oznacza to jednocześnie końca batalii. Po co dzielić się glorią, skoro można ją zachować dla siebie? Poza tym: obiecałem wybrać ten najlepszy z wojujących dziś. Sean Connery uczył w „Nieśmiertelnym” drugiego Szkota, Connora MacLeoda : „there could be only one”. BBB Scotish Mixture ma specyficznie źle dobrane barwy na swym szarym sztandarze/puszce. Każdy trzymający go w dłoni przyzna, że aby uwidoczniło się niemrawo złote logo producenta trzeba nań spojrzeć pod odpowiednim kątem. Mac Barren utwierdzony w przekonaniu, że BBB podobnie jak on sam wyprodukowany w Danii , za późno spostrzega wyłaniający się na jego chorągwi herb BBB z dwoma lwami, koroną i… dewizą „ Established in London 1847”. Nie bez powodu skrót tego tytoniu jest przez niektórych – choć mylnie – rozwijany jako „Britain Best Briar”. To wszak od pierwszej połowy XIX w. jedna z popularniejszych londyńskich firm fajkarskich. A zatem: zdrada i rozłam dotychczasowej koalicji! BBB Scotish Mixture dokonuje niespodziewanego zwrotu w bok szarżując na zdezorientowanego Mac Barrena. Chociaż oba tytonie zwą się identycznie, dysproporcja między nimi jest olbrzymia i wysoce odczuwalna w starciu. BBB Scotisch Mixture to tytoń szlachetny tak w smaku jak i aromacie, dlatego można rzec, że w jego szeregach bije się dobrze uzbrojona szkocka szlachta, której wystawienie do boju odpowiednio kosztuje. Chorągiew Mac Barena złożona jest raczej szkockich górali – żołdem dwukrotnie tańszych niż jego były sojusznik, zajadlejszych w boju dzięki pikanterii dodatku . Jednak to nadal za mało, żeby utrzymać pozycję. Zaskoczony zdradą tan klanu Mac Barren widząc beznadziejność swojego położenia, aby zapobiec pełnej zagładzie przystępuje na bezwzględne warunki Scotish Mixture składając hołd lenny i uznając go swym wasalem. Oba te Scotish Mixtures są warte polecenia , jeżeli jednak będę musiał wybrać jeden z nich – wybiorę szkocką mieszankę od BBB. Po Mac Barrena sięgnę zaś w momencie ochoty na coś lekkiego z jednoczesną odrobiną pikanterii.
Na pobojowisku wciąż unosi się gęsty zapach gorzkich mieszanek szkockich, dla których batalia okazała się w istocie gorzkim doświadczeniem. Na pobliskim wzniesieniu powiewają zwycięskie chorągwie Scottish Mixture, przy których wypuszczane są z fajek równie gęste kłęby zwycięskich salw o słodkim posmaku – tak jak słodko smakuje zwycięstwo. Do Edynburga pędzi goniec obwieszczając wynik bitwy, nakazując miejscowym trafikom wystawienie w gablotach szarych puszek BBB ze wszelkimi honorami.
Kamerling
nie znam tych tytoni ale recenzja genialna, jakbym mial chlopiece potomstwo, czytalbym mu zamiast andersena :) naprawde, gratulacje.
Rzeczywiście recenzja super. Literacko majstersztyk. Aż chce się zapalić :-) Nie mniej ni więcej odzwierciedla moje organoleptyczne spostrzeżenia. Właśnie przeczytałem inne recenzje kamerlinga i przyznaję że autor trzyma poziom. Gratuluję talentu.
Recenzja genialna. Natomiast jak dla mnie – MacBarena scottisch lend – jedna z najgorszych mieszanek; kwasne (przede wszystkim) i gorzkie. Nigdy wiecej; Oba tytonie GH – znajduje bardzo dobrze. BBB nie mialem okazji palic.
Ale sama lektura powyzszej recenzji – bardzo przyjemna.
Oby takich wiecej.
Cieszę się, że się podoba. Jednak jest to mój ostatni już fajkowy felieton tutaj.
Wielka szkoda, pytanie dlaczego ? Mi również bardzo się podoba
Ale dlaczego ostatnia ? Jest świetnie!
Jako zbiorcza recenzja bardzo mi odpowiada. Jakkolwiek porównawczo …udowadnia ,że nomenklaturalna „szkockość” to pojęcie nieokreślone. Albo naduzywane Albo poprostu wyłacznie marketingowe. .
Dzisiaj po raz pierwszy w życiu paliłem MacBaren SM. Było bardzo normalnie a właściwie całkiem dobrze. Żadnego S/M;)
Nie pytam o powody, bo wiem, że te bywają różne i czasem niekoniecznie chce się o nich dyskutować publicznie.
Wypada podziękować za dotychczasowe fajne artykuły. Oraz napisać, że gdyby znowu naszła cię chęć napisania czegoś na Fajkanet – czekamy z otwartymi ramionami.
Jestem pod dużym, pozytywnym wrażeniem jak można połączyć przeszłość i teraźniejszość gdzie „historia jest przeplatana smakami tytoni a wśród bitewnego gwaru i szczęku oręża słychać delikatne pykanie fajeczki”
Przykro, że autor planuje opuścić scenę. Widownia wciąż stoi i prosi o bis.
Niski ukłon z podziękowaniami za wspaniałe recenzje. Gratuluję bogatej wyobraźni połączonej z wysoką erudycją.
Pozdrawiam serdecznie.
BBB, niby smaczny ale jednak mocy mu brak oraz ta latakie to glownie w puszce czuc. I ciagle mnie zastanawia ta mietowa nuta… Jak ona się tam znalazla a moze to tylko moje spaczone odczucie?
Mam miętę, gdy palę Balkan Flake.
I ja! I ja!