Typowy Duńczyk, to niekoniecznie powalający sztucznością aromat. Niekoniecznie szokujące połączenie z kopenhaskich knajp – mielony z dorsza w ananasach. W recenzowanym tytoniu nie ma nawet czarnego cavendisha. Jest za to tajemniczy – Toasted Burley…
Kolejny zastrzegany przez firmy sekretny patent. Tym razem to nic złego – po prostu naśladowanie natury. Burleye to pikantne tytonie. Bywa że szczypią w język i wargi. Za dawnych czasów łagodzono ich smak poprzez mocne podgrzanie i następnie wystawienie na słońce. To trwający wiele tygodni proces…
Dziś, jak zawsze i wszędzie, opracowano procedury na skróty. Tostowanie burleya trwa do 8 dni. Pocięty tytoń trafia na taśmę i przesuwa się od „tostera” do „tostera”. W każdym jest „podpiekany”. Doświadczony pracownik sprawdza kolor tytoniu i zapach wydobywający się z wywiewnika. To specjalistyczna, kucharsko-kiperska robota. I w tym tkwi firmowa tajemnica. W czasie trwania podpiekania, w barwie i zapachu.
Ostatni „toster” już nie podpieka – tytoń przez pewien okres (kilka dni?) poddawany jest działaniu promieniowania UV. Co pewien czas przetrząsa się zawartość „tostera słonecznego” jak w betoniarce. Znów od doświadczenia pracownika zależy jakość produktu finalnego. Jak zapewniają producenci, cała procedura tostowania zasadza się na właściwym momencie przerwania kolejnego procesu. Podobno „niedotostowanie” lub „przetostowanie” marnotrawi całą partię tytoniu.
System jest mocno wentylowany. Cała droga na taśmie ma pozbawić burley najostrzejszych, najbardziej gryzących olejków i estrów. Żeby odnieść to do znanych na naszej szerokości kulturowej pojęć, czyli do bimbrownictwa – toasting usuwa z tytoniu wszelki fuzel.
SkandinaviK Aromatic, to najprawdopodobniej (ech, te sekrety firmowe) podstawa z toasting burley ze sporym dodatkiem starszych typów virginii, tych bardzo słodkich i z naturalnymi owocowymi kwaskami. Mają znakomity smak, ale palą się gorąco oraz mokro. Zmieszane tytonie, z niezłymi jakościowo i raczej naturalnymi dodatkami smakowymi, są prasowane pod parą na placki, lekko podsuszone i cięte na wstążki, zanim zacznie się druga fermentacja.
Naklejka w poprzedniej wersji – z żaglowcem, w obecnej z różą wiatrów z kompasu pokładowego – wyrazista symbolika: niby aromat, ale do palenia nawet dla morskiego wilka zwisającego z takielunku.
Wygląda bardzo ładnie, cieszy oko kilkoma odcieniami brązu, nie straszy czerniami.
To trudny tytoń, choć smak ma przyjemny, zrównoważony na tyle, by nie zawracać sobie głowy poszczególnymi akcentami. Jest jak prawdziwe ciasto duńskie, podkreśla Peter Stokkebye, autor blendu… Prawdziwe ciasto duńskie nie jest tym samym, co znany ogólnie duński placek przekładany smakowymi i strasznie słodkimi masami (ten Duńczycy nazywają wiedeńskim).
Prawdziwe ciasto duńskie, to najbardziej naturalny deserowy wypiek na świecie, mawiają w Jutlandii. Jajka, chlebowa mąka pszenna, cukier, drożdże… Żadnych mas orzechowych, żadnych rumów, migdałów i marcepanów. I choć Jutlandia to część Danii leżąca na kontynencie, to na granicy, jak uciął, kończą się niemieckie sztuczne smaki, a zaczyna Skandynawia.
Żadnych olejków do ciast, żadnych wanilii i żadnych naleciałości ze śródziemnomorza. Placek duński robi masło, a raczej zamrożone masło pozostawione w kawałeczkach w „niedowyrobionym” cieście drożdżowym wkładanym do piekarnika…
Za to masło w SkandinaviK Aromatic „robi” ten stary typ virginii – skwierczy wśród podpiekanego burleya, cieszy słodkościami i kwaskami kubeczki smakowe, ale niesie też zagrożenia… Że fajka się rozgrzeje, że kondensat zaleje szyjkę i zagotuje się bardzo gorzko…
Palony z szacunkiem i poprawnie technicznie, smakuje świetnie do całkowitego spopielenia. Room note przyjemny, ale raczej dla żon z dłuższym stażem tytoniowo-mężowym. Tu nie ma substancji wabiących i przepraszających. To tytoń, tytoniowy tytoń – przeznaczony dla fajczarza, a nie dla jego otoczenia.
Średnio mocny, bez fajerwerków, ale dla chcącego zrozumieć i uwierzyć – solidny i surowy jak narodowy duński kościół luterański. Białe ściany, rzadkie złocenia, ławki, organy, krzyż… I tablica z nazwiskami wszystkich proboszczów. Ostatnio rząd dusz sprawuje Peter Stokkebye, prawdziwy Duńczyk. Absolutnie nie przekładany marcepanem.
Jalensie! Od Swedish Match to zapalki ewentualnie, nie tyton, na litosc boska!
A powaznie: nie cierpie Bu… nienawidze go wrecz. Chyba, ze jego cierpkosc (bialko!!!) i niby-orzechowosc przykryje mocna (acz dobra!) aromatyzacja. Ktorej ten tyton chyba nie ma (spalilem okolo 5-6 fajek, poczestowany), jest na pewno doslodzony mocno, bo podczas palenia pojawiaja sie karmelowe nutki, a sam Bu cukrow ma niewiele. Nie lubie nawet Peterson University Flake – bo Bu ma duzo, a nieaaromatyzowany. Z kolei mocne aromaty z Bu/Kentucky – Pet Irish Flake i SG Bracken Flake – obydwa BARDZO podobne, aczkolwiek SG BF aromatyzowany mocniej – lubie bardzo, takoz typowe, w starym stylu irlandy: Pet Sherlock Holmes i Pet Irish Whiskey. Wielce smakowite.
m.
Nie, ten tytoń nie jest mocno obudowany aromatami. Mi osobiście nie wydaje on się mocno dosładzany – jeśli, to virginiami. Jeśli jednak piszesz o karmelowych nutkach, to może paliłeś SkandinaviK Mixture, który jest o wiele bardziej niemieckawy, obficiej zlany syropami i z dodatkiem jakiegoś czarnego.
Jeśli jednak piszemy o tym samym tytoniu, to widocznie mamy odmienne smaki :) Co jest słuszne, a niekiedy bywa zbawienne, bo pozwala się nie przejmować cudzymi recenzjami.
Piszemy na pewno o tym samym tytoniu. Ale odczucia i smaki moga (musza?) byc indywidualne. Co nie przeszkadza o nich dyskutowac (nie uznaje „de gustibas…”). Gusta sa dwa – za Rotm’em: dobry i zly. Smak – to za Hot’em: kazdy ma swoj. I o to cholera chodzi!
;-)
m.
Ja uznaję gust i smak za bardzo osobiste kwestie. Lubiłem Rotma czytać, bo świetnie pisał i miał poczucie humoru, które uwielbiam. Niekoniecznie i nie zawsze się z nim jednak zgadzam.
Zresztą, jeśli chodzi o aromaty, to gusta mi się zmieniają – są mieszanki, które bardzo lubiłem, a teraz się „otrzącham”, kiedy je dziś zobaczę czy poczuję. Niespecjalnie też porusza mnie Twój stosunek do łacińskiej sentencji o gustach. Jeśli mogę Ci sprawić przyjemność, to chętnie i głośno krzyknę, że Twój gust jest dobry, a mój do dupy. Lubię bowiem, kiedy się ludzie cieszą.
Możesz więc nie znosić SkAr, ja go natomiast bardzo lubię. Nie cierpię natomiast Irlandzkiej Whisky od Petersona, bo mnie mdli. Natomiast Irish Flakie, napalam się z rozkoszą po krawędź stanów zawałowych.
Co do burleyów, to bym przestrzegał przed generalizowaniem – są różne, przykładem może być wymienione przez Ciebie Kentucky, które jest burleyem zawierającym sporo cukru a niewiele nikotyny – jest to tytoń hodowany na glebach mało zasobnych w związki azotowe i jest nazywany amerykańskim orientalem. On także bywa „toasted”.
Zapraszam do autorskich recenzji tytoniowych – choćby wymienionych przez Ciebie tytoni.
Jalensie! Rotm’a (i Hot’a) nie cytowalem dlatego, ze to Rotm (Hot), tylko dlatego, ze uznalem za bardzo na miejscu ich sentencje. I nie miala ona na celu okreslenie Twojego Gustu jako „do dupy” – bo NIE ZA TAKI GO UWAZAM (zreszta – tak naprawde go nie znam). Chodzilo o podkreslenie, ze kazdy tyton, alkohol, jedzenie, etc. sa odbierane indywidualnie. Podobnie – mojego gustu nie uwazam za sluszny, wlasciwy, jedyny, nie wiem nawet, czy jest DOBRY. Czyli: Skandinavik Aromatic mi nie smakuje, ale nic mi do tego, ze komus (rowniez Tobie) odpowiada. Nie twierdze, ze to zly tyton. Nie lubie go. Tyle. Nie porownuje go do T… N… (a i D… V…), ktory tytoniem IMO NIE JEST!!! Zeby uwypuklic subiektywnosc: moim zdaniem SG Firedance Flake, Westmorland Mixture, SG Celtic Talisman oraz wszystko od Petersona poza wymienionymi w poprzednim moim poscie – wszystko DLA MNIE(podkreslone) nie nadaje sie do palenia.
Nie sprawia mi przyjemnosci Twoje „wykrzykniecie”, bo nie o to chodzilo. Zreszta – nie o blendzie (mixt?) pisalem, tylko o Bu.
Co do pisania recenzji tytoniowych – nie czuje sie jednak na silach, choc mialem zadraftowanych kilka. Bo nawet moje komentarze wychodza nie tak, jakbym chcial.
m.
miro, luz, co i Jackowi, już gdzieś tam, wczoraj pisałem. Komentarze są dobre, jeśli wychodzą z człowieka…
jeśli prawdziwe. słowo pisane nie brzmi, nie wyraża emocji jeśli autor nie postara się, by je wyrazić. że nadmiernie momentami… można się zżymać, ale na litość, nie róbmy z siebie podśmiardujących piesków francuskich… twardym trza być, nie mientkim.
Swoją drogą: Jacku, skąd masz taką ładną łyżeczkę do Falcona? Sam ją tak pomalowałeś czy gdzieś szczęśliwie upolowałeś? Świetnie komponuje się z główką, a całość nie wygląda tak „niefajkowo” jak w przypadku srebrnego koloru.
Kupiłem w trafice na Wólczyńskiej (Wawa-Bielany) za jakąś paskarską cenę. Mam słabość do Falconów.
a to lakier czy oksyda ?
„toasting usuwa z tytoniu wszelki fuzel” – bomba ;)