Witam! Na początek chciałbym powiedzieć kilka słów wstępu. Moim zdaniem, należą się gromkie brawa za przeprowadzenie akcji promocyjnej Panu Piotrowi z Białegostoku. Szczytny cel, który spotkał się z ogromnym zainteresowaniem większości „fajkanetowiczów”. Liczę na więcej tego typu akcji i ogłaszam, że z niezwykłą chęcią wezmę w nich udział. Fajkę palę od niedawna, a w dodatku jestem stosunkowo młody. Ciągle się uczę. Tak uczę nie studiuję. Dlatego fajkę palę rzadko i spróbowanie tylu różnych smaków zajęłoby mi wieki. Z zapałem wystukuję klawisze klawiatury chcąc przekazać jak najwięcej treści, którą zainteresowani, mam nadzieję, będą mogli z łatwością przyswoić.
Do owego tytoniu mam monstrualny sentyment. Był to bowiem mój pierwszy tytoń fajkowy. Dodatkowo uwielbiam czekoladę i wszystkie dobra spożywcze bądź też nie, które są z nią związane. Ale koniec o mnie czas przejść do konkretów.
Tytoń doskonale się prezentuje. Czarny, smolisty dark Cavendish przez którego prześwituje złota Virginia. Ta wybuchowa mieszanka niemalże od razu po otwarciu słoiczka atakuje nas apetycznym zapachem ciemnej deserowej czekolady połączonej z orzechowym zapachem tytoniu. Nawet wyrafinowany nos kobiety przyznał aprobatę. Niemożność zaprzeczenia tego werdytku zmusza mnie do omówienia części praktycznej. Dość długo zachowuje wilgoć i walory smakowo/zapachowe w przypadku lekkiego „przesuszenia”. Spala się do białego, lekko szarego popiołu. Smakuje wyśmienicie. Doskonale czuć aromat czekolady połączony ze smakiem prawdziwego tytoniu wysokiej klasy. Jak jing i jang w kulturze wschodu, te dwie wartości równoważą siebie na wzajem. Kiedy jedna ze stron wiedzie prym, nagle ekspresji ulega druga strona. W ten sposób równowaga w mikrokosmosie fajczarza zostaje zachowana, a sam fajczarz może rozkoszować się walką ciemnej masy deserowej czekolady ze złotymi wstęgami słonecznej Virginii.
Room note to moja ulubiona cecha, którą wprost uwielbiam oceniać. W tym wypadku się od tego powstrzymam i posłużę się opinią mojego Ojca. Chodzą słuchy, że sam kiedyś nosił miano fajczarza. Nikt nie wie ile jest w tym prawdy lecz niewątpliwie miał styczność z legendą – Amphorą. Gdy tylko do jego nozdrzy dotarł aksamitny dym to od razu odwrócił się i z płomieniem w oku zapytał się: „Amphora? Skąd ją masz?”. Niestety ze wspomnianym wcześniej tytoniem nie miałem styczności, czego żałuję. Zaistniała sytuacja mówi sama za siebie.
Zaprzeczeniem powyższych zdań, jest jedyne słuszne prawo natury. Entropia układu dąży do maksimum. Przekłada się to na ukazanie rzeczywistych ciemnych cech tego tytoniu wcale nie związanych z czekoladą, ani Cavendishem. Tytoń podczas palenia lubi mieć katar i zostawia po sobie dość nieprzyjemny aromat w samej fajce. Mało tego jego moc nie jest na pewno zniewalająca, a ja lubię za każdym pociągnięciem fajeczki coraz głębiej i głębiej zapadać się w fotel i w tej całej dymnej otoczce wysilać się, by przeczytać kolejne wersy swojej ulubionej lektury. Nieważne czy to fantasy, biologia czy chemia. Po prostu lubię i kropka.
Mam nadzieję, że się Wam przyjemnie czytało i z niecierpliwością czekam na recenzję innych użytkowników. Adiós!
Witam serdecznie najmłodszego (chyba) wśród nas. Mam tylko nadzieję, że kolega o krasnoludzkim nicku jest pełnoletni…
Moje doświadczenia z w/w tytoniem nie były tak przyjemne. Pozazdrościć!
Raczej oscylowały w okolicy wspomnianej przez szanownego Ojca Amphory. A takiego porównania w stosunku do stajni GH, nie można zaliczyć do komplementów.
Życzę radosnego i smacznego zabłębiania się w arkana sztuki fajczarskiej.
Pozdrawiam serdecznie
P.S.
Przyjemnie się czytało.
Tak, tak. Jestem pełnoletni. Użyłem porównania względem Amphory jako legendarnego tytoniu, kiedy to jeszcze był produkowany przez bodajże Duńczyków. Kiedy to cala wieś wychodziła na ulicę czując jej zapach powitać gościa.
Ta oryginalna przez Holendrów (Douwe Egberts). Weź pod uwagę, że dla naszych ojców to był powiew zgniłego zachodu – na tle polskich wyrobów to był raj. Teraz jest robiony lokalnie (np. w Polsce). Żebyś nie wpadł na pomysł kupowania rzeczonej – to ordynarna, sprasowana papierosówka (IMO oczywiście) lekko podlana czymś, co w room-nocie jest odblaskiem odblasku tamtego zapachu.
A to się różnimy. Moim zdaniem Amphora to FAJKOWY tytoń budżetowy. Prawda: dosyć surowy, z przewagą Bu. Ale znam gorsze „petony”. Np. taki Dunhill EM nowej edycji. Nia matam Bu a podobne do papusiów.
I jeszcze jedno na Amphorze mozna się nauczyć palić.
Wypaliłem ze dwie fajki i poszedł do słoja. Choć jak mówię, cień tego starego zapachu gdzieś tam się pałęta. Fakt, że dawno nie wracałem do tego słoika, ale jakoś nie mam ochoty szczerze mówiąc… Z moim niedzielnym popalaniem uważam, że są lepsze rzeczy do roboty niż amphora. A EMP jeszcze nie spróbowałem, próbka od Krzysia czeka. Dotychczasowe doświadczenia z Dunhillami są bardzo na plus – jak spróbuję to się pochwalę :).
Fajny tekst!
No to nie jestem sam, pełnoletni, uczący sie, palący..;) tekst zdecydowanie zachęca mnie do spróbowania tego tytoniu zwłaszcza pod katem porównania go z…. RUM FLAKE! Na pewno napisze recenzje tego tytoniu jednak pragnę nadmienic ze dawno pożegnalem sie z obiecywanym aromatem rumu.. Ladujac ten tytoń do fajki zwyczajnie myśle ze zaraz poczuje bardzo ciemna czekoladę z orzechami wloskimi. Co z czekolada w DVC? Zobaczymy! Świetny tekst! Pozdrawiam!
„deserowa czekolada” to trafne określenie. Tytoń smaczny, dzięki uprzejmości Mira wypaliłem kilka próbek, ale sam pewnie puszki nigdy nie kupię. Wolę podwędzaną czekoladę z pod tego samego szyldu, czyli Bob’s Chocolate Flake.