Złe miłego początki, czyli Sentymentalna wizyta w Białym Domu

27 lutego 2014
By

Przeglądam niekiedy pytania jakie zadają koledzy zaczynający z fajką przygodę. Czytam jak starzy wyjadacze z ojcowską niemal troską i cierpliwością wyjaśniają im z czym, w czym się co kopci, tak by pierwsze smacznie, dymnie i sucho. Wspominam wtedy moje fajkowe rozdziewiczanie, 3 może 4 lata temu. Wiem że gorzej nie dało się chyba zacząć.
Fajka zawsze mi się podobała, jako idea, rekwizyt, przyrząd epikurejsko-medytacyjny, dostrzegałem w niej pewną mistykę.

Pochodząc z rodziny w której nikt nie pali nie miałem jednak z nią ani papierosami jakiegokolwiek kontaktu..  Dziś nie wiem nawet w jakich dokładnie okolicznościach podjąłem decyzję o zakupie fajki. Po części wiązało się to z upodobaniem do sziszy i chęci by posiadać jej kieszonkowy substytut ( o naiwny )  Zapewne kierowała mną też potrzeba szpanu, i to potrzeba skoro bez jakichkolwiek przygotowań pobiegłem do sklepu mydlano-chemiczno-papierosowego obok Ostrołęckiego dworca PKS i zakupiłem taki oto zestaw..

DSC02775

 

Istny sprzęt jeźdźca apokalipsy.
Dodam że fajczyna jest wyposażona w skraplacz a średnica komina to około 1,7 cm Pamiętam że paliło się w niej koszmarnie, wtedy jednak sądziłem że tak właśnie ma być.
Po pewnym czasie stwierdziłem, czemu się dziś nie dziwię, że fajka jest nie dla mnie. Cały zestaw oddałem na przechowanie swej przyjaciółce. Podczas ostatnich świąt moja dziewczyna ( jak widać z frend zone da się czasem wyjść ;-) robiąc porządki znalazła na dnie szuflady moje fajczarskie przybory. Trafiły do mnie z powrotem i stąd pomysł na niniejszy tekst.

Chciałem opowiedzieć o mej prywatnej legendzie. BIAŁYM DOMU ŚLIWKOWYM. Szybko jednak zrozumiałem że napisanie klasycznej recenzji i przyznanie jednoznacznej oceny nie miałby sensu. Podczas tych kilku lat w szufladzie tytoń przesechł i wywietrzał tak bardzo że nie wiem nawet, na ile przypomina on wciąż produkt który można kupić w… sklepie chemicznym. Opiszę go więc pół na pół. Jakim zielem jest teraz zawartość pogniecionej koperty  i jak ją pamiętam.
A pamiętam pomarańczowe słońce późnego lipca, gdy przysiadłem na ławce w przykościelnym skwerku i drżącymi dłońmi rozerwałem granatową kopertę. Wiedziałem już że to dobry wybór. Cudny aromat kwaśnych śliwek ? książek ?, starego, drewnianego domu ? Może to nawet nie tyle pachnie tymi rzeczami ile budzi takie skojarzenia, zaciągam się ( bez zapalania ) i widzę secesyjny dworek za miastem, cały porośnięty bluszczem. Jest późny maj, dopiero co przeszła burza, z młodych liści wciąż kapie woda ale słońce przebija się już przez chmury. Jego promienie wpadają też przez otwarte okno gabinetu, tańczą w nich drobiny kurzu. Obok okna stoi mężczyzna w średnim wieku, wciąga w nozdrza ozon i fajkowy dym. Jest spokojny, świadomy siebie i świata, żony i dzieci gdzieś w głębi domu, i mimo stabilizacji wciąż bogowie wiosny żyją w jego duszy.

Widziałem to i widzę wciąż , nawet gdy wącham zwietrzałe ziele. Tego typu aromaty są chyba tylko po to by ładnie pachnieć, ten  uwielbiam i już, nawet mistyczny zapach latakii tego nie zmieni.
Z samym paleniem było gorzej. Okazało się że nie wystarczy po prostu wepchnąć ile się da do komina i przytknąć ognia, pół paczki zapałek poszło, napiłem się soku, ale dym jest, 5 minut pieścił eterycznym drutem kolczastym moje gardło po czym fajka zgasła. Kolejne 10 zapałek, znów dym, znaczy że dobrze idzie, tak ma być. Jęzor poparzony, morda wykrzywiona ale uśmiechnięta , zostałem fajczarzem !
Smaku na szczęście nie pamiętam.

DSC02778

Dziś gdy odpalam śliwę w gliniance pali się ładnie ( 2 lata sezonowania ;-P albo raczej wysychania ) Pewnie i wiedza zdobyta dzięki lekturze ,Jak palić aromaty, autorstwa Adama,  ma niebagatelne znaczenie. Smak przypomina bardzo wywietrzały Belini Torino, te delikatne kwaski. Skojarzenie uważam za trafne, bowiem paląc Toriniego, który bardzo mi jako cukierek smakował, nieodparcie kojarzył mi się właśnie z mym mitycznym białym domem. Ale to są tylko nutki, tło, fatamorgana na jałowej, absolutnie płaskiej pustyni smaku. Aromat utrzymuje się długo. Kondensat mimo przesuszenia i dość uważnego palenia występuje w śladowych ilościach, kiedyś było go więcej. Kończę z ulgą.

Przyznam że nie lada kłopot mam z podsumowaniem tego tytoniu. Spodziewałem się go wymieszać z błotem i w ostatniej chwili kierowany sentymentalną litością cofnąć z nad śliwkowego gardła sztylet ofiarny. Ale jakoś nie mam serca by się nad nim pastwić. Widać wraz z mającym czasem uleciała z tego ziela nie tylko wilgoć. Podobnie wyblakły wspomnienia, cukrząc się jednocześnie sentymentem i już nawet za sok z ustach i poparzone gardło Białego Domu nie winię, ba ! wdzięczny mu niemal jestem, gdyż był moim wejściem w świat fajki. A że bocznym schodami, że spodnie pies poszarpał, że kostka skręcona, to nawet ciekawiej.

Może koledzy mają na swym koncie podobne gafy, błędy, albo raczej poszukiwania fajkowej młodości, którymi chcieliby się podzielić ?

 

20 Responses to Złe miłego początki, czyli Sentymentalna wizyta w Białym Domu

  1. Antemos
    Antemos
    27 lutego 2014 at 08:21

    Przez chwilę nawet myślałem, czy by go nie zakupić w drodze z pracy. Bardzo przyjemny tekst.

  2. ajt
    27 lutego 2014 at 11:55

    Proszę o pomoc redaktorów. Eh takie efekty pisania koło pierwszej w nocy.Czytam pięć razy i zawsze coś umyka. Powinno być:

    …i to potrzeba (gorąca) skoro
    …kopci, tak by (,było, zamiast ,pierwsze, )pierwsze smacznie, dymnie i sucho…

    Przepraszam za kłopot.

  3. Mikael Candlekeep
    Mikael Candlekeep
    27 lutego 2014 at 14:03

    Bardzo przyjemny tekst. Czytając go zastanawiałem się, ilu fajczarzy (tak początkujących, jak i tych wytrawnych, którzy pamiętają swoje początki) identyfikują swoje odczucia z odczuciami opisanymi tutaj? Ja – w stu procentach (a wspomnienia początków mam ciągle żywe, nawet roku nie mają). Wprawdzie zacząłem od Amphory (śmiem przypuszczać, że jeden z najczęstszych początków), ale fajka była niemal identyczna :) I wrażenia z pierwszego fajczenia również, he he…
    Szanowny ajt-cie, jeszcze tylko ciekaw jestem Twojej finalnej oceny Białego Domu. Albo raczej deklaracji: sięgniesz raz jeszcze, wyrzucasz do kosza? A może przesezonujesz przez kolejne lata i eksperyment będzie trwał? ;)

    • ajt
      27 lutego 2014 at 19:28

      Zachowam sobie pojemnik na kliszę pełen tego cudziela. Resztę, jeśli ktoś jest chętny mogę oddać. ,Sezonować, dalej nie ma sensu, nie zamierzam też nigdy kupować ponownie Białego Domu, legenda powinna legendą pozostać.

  4. Julian
    Julian
    27 lutego 2014 at 16:18

    Pierwszy tytoń? „Kapitan”. Jak zwykle w takich razach, lepiej pachnący z koperty (a najlepiej bez otwierania), niż po zapaleniu. Obiektywnie chyba było okropny, ale mnie nie zniechęcił. Niestety albo na szczęście, nie da sie już go kupić, aby porównać dawne wrażenia.

  5. kusznik
    kusznik
    27 lutego 2014 at 17:30

    Oj…dawnych wspomnień czar! Ja pierwszy „sztach” nikotynowy zawdzięczałem papierosom marki „SPORT” (tak,tak, były takie! Kto wymyślił tę nazwę-nie mam pojęcia).Ja kupowałem w wersji 10 sztuk-taka zgrabniutka paczuszka,łatwo było ukryć przed Ojcem lub nauczycielem w szkole.
    A do pierwszej fajki ładowałem mieszankę „Amphory” z „Najprzedniejszym” (nazwa równie trafna jak „Sport” dla papierosów)…
    Żyło się,żyło….

  6. Gal
    28 lutego 2014 at 10:11

    Bardzo miło się Ciebie czyta … Pierwsza fotka już jest sama w sobie recezją … nie wiem czy to zamierzone ale wyczytać można „Biały Dom Śliwkowy zabija” :-) Swoją drogą ciekawe skoro ten tytoń nadal produkują to ktoś go musi jednaj palić.

  7. Dexter
    28 lutego 2014 at 22:14

    Moje poczatki to lat temu chyba… 4 około, gruszka i Alsbo Black. To znaczy przejechałem wszystkie dostepne wtedy Alsbo i zostałem na dość długo na blacku. Próbując wszystkiego z tej półki cenowej zahaczyłem również o biały domek który odrzucił mnie nawet w czasach swiętego przekonania o wspaniałości AB. Potem, ze dwa lata temu trafiłem tutaj i dopiero mogę napisać, że zacząłem palićfajkę ;].

    • Mikael Candlekeep
      Mikael Candlekeep
      1 marca 2014 at 00:26

      No to ja miałem na tyle dużo szczęścia, że stosunkowo niedługo od swojego fajkowego debiutu trafiłem na tę stronę. Pozwoliło mi to uniknąć kontaktu z którymkolwiek z kolorów Alsbo ;) Z Białym Domem takoż.
      Pytanie, czy tak naprawdę to dobrze, czy źle? Ale chyba nie będę próbował tego sprawdzać :)

      • Gal
        1 marca 2014 at 08:03

        To ja miałem o wiele więcej szczęścia … Dziadek uprawiał tytoń … złotą Virginię … i za okupacji i za komuny … część na własne potrzeby bunkrował … i przygotowywał pod potrzeby fajkowe … moje pierwsze doświadczenia są jak najbardziej poprawne :-) Nigdy tych świństw typu Alsbo czy Biały Dom nie paliłem :-)

        • Dexter
          3 marca 2014 at 23:54

          to ja Wam powiem tyle: dla doświadczenia trzeba spróbować Alsbo albo innego Timma. Z ciekawości ;].

          • Mikael Candlekeep
            Mikael Candlekeep
            4 marca 2014 at 00:15

            Co do Timma NN – zgodzę się. Choćby po to, żeby śmiało i odpowiedzialnie brać udział w dyskusjach na fajka.net.pl ;)
            Jeśli chodzi o Alsbo tudzież Biały Dom – nie próbowałem. Ale nie czuję, żebym coś wielkiego stracił :)

            • ajt
              4 marca 2014 at 18:49

              To chyba tak jak z każdym przyjemnym, albo nie, życiowym doświadczeniem. I np bieda i dostanie po pysku nas w jakiś sposób wzbogaca i kształtuje. Ale chyba nikt rozsądny nie pochwali pchania się w ciemne zaułki czy rezygnacji z dobrej pracy :-)

              Bezimienny Timm nie jest moim zdaniem taki najgorszy. Miałem swego czasu w aromatycznej, pierwszej erze) przyjemność wypalenia koperty. Ładnie pachnie, słodko smakuje i wyczułem w nim posmaczek tego, co potem okazało się być smakiem virginii. Gdyby była możliwość spróbowania tych wszystkich Alsbo,Timów, wanilii, wiśni i czekolad, chętnie bym odświeżył wspomnienia i zobaczył jak te tytonie prezentują się przy bądź co bądź większym dziś obeznaniu i umiejętnościach nabijania. Ale samemu zdecydowanie żal tych 30zł na syropowate słodycze. Ciekawe jakim powodzeniem cieszyłaby się akcja pod tytułem: Wracamy do korzeni.

  8. adam
    adam
    1 marca 2014 at 09:10

    Cieszę się, że mój tekst o paleniu aromatów pomógł. Ja zaczynałem od Amphory ( czerwona, zielona) i Clan. Tak jest, Clan z Pewexu. Ostanio kupiłem Clan w Niemczech. Cuś jakby nie tak było z nim. O ile można to jeszcze przeżyć, to tego co stało się z Amphorą przeżyć się nie da. Ja swoją pierwszą fajkę znalazłem po 20 latach- właściwie to mama ją znalazła bo ojciec mi ją zakosił ( a palić nie mógł po zawale) i jakoś tak się znalazła po 20 latach przebywania w nicości. Ciekawe, że Bellini ci smakował, mnie jakoś nie podszedł. Nie żeby w ogóle ale za dużo kwasu. Chyba za szybko paliłem. Fajny tekst napisałeś. Pozdro.

  9. ajt
    3 marca 2014 at 12:25

    Tekst o paleniu aromatów nie tylko mi pomógł ale wręcz zrewolucjonizował całe moje fajkopalenie. Palę niewiele, raz na dzień albo trzy dni, z tego względu samodzielny rozwój techniki zachodzi bardzo powoli. Wspomniany poradnik pozwolił mi ruszyć na przód i otworzył niejako nowe horyzonty ubijania. Serdecznie za niego dziękuję. Również komentarze Perry,ego pod częścią praktyczną bardzo mi pomogły.

    Alsbo Black to chyba był mój 3 tytoń, po śliwce i Amphorze. Pamiętam że bardzo mi wtedy smakował i cudnie, delikatnie pachniał. Wątpię żeby teraz wzbudził entuzjazm ale chętnie bym go spróbował

  10. adam
    adam
    5 marca 2014 at 20:28

    Dzięki wielkie za słowa uznania:) Wiesz gdybym pisząc ten tekst wiedział jak bardzo się ludzie z tego forum znają na fajce to bym się nie odważył tego napisać co napisałem. Serio. Miałem do czynienia z Alsbo Fuit coś tam Whiskey itd. Koszmar. Koszmar mrocznym swym horrorem się koszmarniący. No ale cóż, zdarza się.

  11. Paweł90
    8 marca 2014 at 20:50

    Witam. Śledzę tą stronkę od jakichś 2-3 lat, a informacje z niej pomogły mi postawić pierwsze kroki na drodze do przygody z fajką. A że pierwsze kroki, szczególnie bez pomocy kogoś doświadczonego, zazwyczaj są jakie są. To i ja mogę się pochwalić, póki wspomnienia świeże, pierwszym odpaleniem.
    Wiosna, może przełom wiosna-lato, słońce przebija się nieśmiało przez chmury. Siedzę na pieńku, nad stawem za domem, kryjąc się niczym zając w krzakach na grobli. W dłoni trzymam starą fajkę (real briar) ojca, która używana była przez niego dawno temu tylko w okresie świąt (niestety papierosy zwyciężyły).
    Nabita już tytoniem, którego czerwona paczka, o nazwie tilbury cherry cream, leżała głęboko w kieszeni kurtki tak, aby nikt się nie zorientował że tam jest.
    Pierwsza zapałka, pierwsze trzy „pyknięcia” i … Zawód? Chyba tak. „Jak to może sprawiać przyjemność?!” „Może robię coś źle?” 5 zapałek, szum w głowie, niesmak w ustach i zniesmaczenie. Potem znalazłem tę stronę i wiele rzeczy stało się jasne. (No prawie wszystkie :) )

  12. Rafalgdansk87
    27 kwietnia 2018 at 13:07

    Mały offtop – orientuje się ktoś czy są jakieś godne polecenia śliwkowe tytonie, dostępne w sprzedaży w PL? Próbowałem tego białego domu, ale zawiódł moje oczekiwania, liczyłem na bardziej wędzonkowy aromat, więcej słodyczy, a tu typowa świeża, kwaśna śliwka, zresztą sam tytoń jako taki nie najlepszej jakości.

    • Puffalo Bill
      Puffalo Bill
      27 kwietnia 2018 at 16:03

      To może zamiast aromatu spróbuj jakiejś mieszanki z latakią?

  13. Puffalo Bill
    Puffalo Bill
    27 kwietnia 2018 at 16:05

    Z Latakią i Perique miało być…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*