Fajka Dunhilla – obiekt westchnień niejednego fajczarza i jednocześnie pretekst do nazwania jej posiadacza mianem szpanera (nawet w uchodzącym już i tak za snobistyczny światku fajczarzy). Rok temu otrzymałem takową w prezencie i uznałem, że dla tak hojnego podarku wypadałoby zadedykować jeden z nowych tytoni fajkowych również od Dunhilla.
Czarną serię fajek Dress Dunhill wprowadził w 1973 r. Producent reklamował tę wersję fajek jako „specjalnie zaprojektowanych kształtem i kolorem tak aby elegancko wpasowywały się do smokingu lub innego wyjściowego odzienia w sposób wyrafinowany i wyszukany”. Zaiste: grube ściany komina, pierścień ze srebra czy rozszerzający się ustnik dają wyraz porządnej, zgrabnej i szykownej fajki. Palę z niej wedle zaleceń producenckich okazjonalnie lecz jednocześnie bez robienia wielkiego święta gdy ją nabijam. Na kilku filmach zaobserwowałem jak kolekcjonerzy obchodzą się z tym modelem w białych, lnianych rękawiczkach. Cóż, lutnicy Stradivariusa pracowali nad skrzypcami nie po to żeby je trzymano w sejfie lecz aby na nich grano, tak samo fajka Dunhilla służy do pykania. Tylko jakiego tytoniu?
Dunhill, najbardziej znany producent prawdopodobnie najdroższych fajek na świecie wypuszcza także swe równie legendarne tytonie fajkowe. Jednak o ile fajki są faktycznie rzeźbione w angielskich manufakturach, tak tytoń jest produkowany przez Duńczyków, co Dunhill skrzętnie maskuje nieuściślając konkretnie miejsca, podając w zamian swój szczegółowy adres londyński jako licencjodawcy (bawi mnie to niezmiernie) „Manufactured in the EU under the authority of Dunhill Tobacco of London Limited, 1A St. James, London, SW1A 1EF”. Z racji, ze dla ulubionych dunhillowych mieszanek z latakia mam już zadedykowane im fajki, dopuściłem kandydatury kilku nowych pozycji pozbawionych syryjskiego dodatku. Do randki w ciemno zaprosiłem:
De Luxe Navy Rolls – na białej puszce widnieje dumne logo z koroną i lwami, zwieńczone (czytelną dopiero dzięki lupie) inskrypcją „Made to Dunhill’s standards of perfection internationally renowned since 1907”. Tytoń reklamowany jako legenda fajczenia. Pod nazwą tytoniu na puszce producent zawarł charakterystykę jego przygotowania „hand crafted from the world’s finest tobaccos”. Zaiste, mieszanka porządnej Virginii i (jak dla mnie zbyt) pikantnej Perique zwiniętych w prasowane gniazdka łechta estetyczne wrażenie każdego fajczarza. W smaku i cenie przypomina mi nieco Davidoff Royalty bez dodatku lataki. Charakterystycznym dla De Luxe Navy Rolls jest łaskotanie w gardło i kwaskowatość w smaku. Podsuszony szczypie w nos acz zbyt suchy chwyci zdradziecko za gardło niemal jak Nightcap. Nie przypadł mi do gustu jego wyjątkowo papierosowy dym. To z pewnością ciekawy tytoń, acz niezrozumiały do końca w swych arystokratycznych wywodach . Choć nie poświęcę dla niego dunhillowej fajki, to ponadprogramową puszkę od ponad roku sezonuję w szufladzie czyli „parą nie będziemy, ale zostańmy przyjaciółmi”.
Three Year Matured Virginia – jak nazwa wskazuje mamy do czynienia z sezonowaną trzy lata Virginią, a więc dojrzałą dziewicą. Od stuleci dziewictwo panny na wydaniu było jej największym skarbem, w tym przypadku jednak mam zastrzeżenia co do jakości wnoszonego przez nią posagu… Aromat z puszki niczym w wiejskim brogu: zapach świeżo skoszonego siana, podobne do Royal Yacht acz tam nie było tak intensywne. uczucie które wzmaga zaakcentowanie obrazka z liśćmi na papierowym drugim wieku w puszce. Nie trzeba podsuszać. Dobrze wypala się go na chłodno, pozostaje wręcz delikatnie mentolowy posmak… palona odrobine szybciej stanie się nieprzyjemna. Trzyletnia Virginia jest tak wyjątkowo ciemnym tytoniem, być może proces kilkuletniego dojrzewania ją tak zabarwił lub dodatek bałkański? Nie jest to tytoń rewelacyjny i obawiam się, że to jak dotąd najsłabszy z dostępnych na rynku tytoni Dunhilla. Daje kolejne szanse, jednak każda randka kończy się klapą: kwaśnym posmakiem przy wypaleniu połowy nabicia fajki. Smak 3YMV nasuwa skojarzenia ze smakiem jej prawdopodobnych rodziców : mieszanka pretensjonalnego, angielskiego Royal Yacht z tanim, francuskim Saint Claude – zbyt koszmarni teściowie jak dla mnie. Nasuwa skojarzenie z urzędnikiem popijającego wystygłą, gorzka herbatę przy pisaniu wezwań do zapłaty. W połowie puszki poddałem się i zaserwowałem czarna polewkę.
Ready Rubbed – mało oryginalną nazwą tego Dunhilla jest określenie jednej z najpopularniejszych form cięcia tytoniu (wstążkowego). Zielona puszka polecana jest dla fajczarzy niepalących tytoni aromatyzowanych jako antidotum na ich wrogie nastawienie. Owszem, jest wyjątkowy, gdyż choćby o namiastkę słodyczy ciężko tu – trzeba na nią cierpliwie zapracować. Przez kilka pierwszych wypalonych fajek nie byłem w stanie wyczuć w tym jakiegokolwiek aromatu. Spróbowałem w fajce z filtrem i smak się zdecydowanie polepszył, nabrał szlachetnego tonu. Paliłem go w różnych fajkach – polecam go raczej do niedużych bentów. Ready rubbed od Dunhilla może nie zaskoczyć za pierwszym razem, ale warto zrobić kilka prób i podejść go z różnych stron. Początkowo byłem mocno zawiedziony, jednak powoli mnie zaczął przekonywać… choć niestety nie przeskoczył poprzeczki moich oczekiwań jakie z nim wiązałem po opisach na zagranicznych forach. Zbyt zachowawczy w smaku, zbyt zdystansowany, brakuje mu jakiegoś składnika przez co początkowo miałem mu przyznać nagrodę pocieszenia w postaci polecenia go chociaż jako niezobowiązującego tytoniu codziennego. Na dłuższą metę i tu się nie sprawdza: męczy, wręcz nuży… Wypala się poprawnie i ku mojemu zdziwieniu zyskał bardzo pochlebne opinie od otoczenia, także pod względem room note (ponoć) się broni. Randka z Ready Rubbed była o włos od katastrofy na wstępie, obroniła się po czasie, ale mojego numeru nie dostanie.
Do Three Year Matured Virginia już nigdy nie powrócę, De Luxe Navy Rolls kiedyś jeszcze otworzę a Ready Rubbed okazjonalnie się poczęstuję. Mam wrażenie, że Dunhillowi lepiej wychodzą jednak mieszanki z latakią i niech przy tym zostanie. Jak śpiewali U2 „I still haven’t found what I’m looking for…” – właściwy tytoń do czarnej fajki Dunhilla pozostaje kwestią nadal nierozwiązaną.
A ja się z opinią o 3YMV w życiu nie zgodzę. Czarna?! Kwaśna?! Szału może nie robi (jak to Va) ale moim zdaniem chyba dostało jej się po łbie troszkę za przygłupią siostrę…
Ja się nie zgodzę, co do DLNR… bo dla mnie akurat DLNR jest dla mieszanek VaPer, jak przechowywany w Sevres pod Paryżem platynoirydowy wzorzec metra. Ma wszystko.
„Słowacki wielkim poetą był”, a DLNR wielkim tytoniem.
Jak był, jak jest ;)
DLNR wspaniały tytoń! Dla mnie trochę za mocny, ale i tak go bardzo lubię. A jeśli chodzi o Dunhille, Flake też jest fantastyczny. W ogóle, Dunhille, to klasa…
….była.
Właśnie skończyli produkować.
Z tym końcem produkcji to trochę jak z Yetii. Jedni go widzieli już w 1981 a inni mówią, że nastąpi teraz. I jedni i drudzy mimo wszystko się mylą :) PS Ostatnie plotki mówią o losie Dunhilla w USA, w Europie nic się nie zmienia. W dodatku jak niesie wieść gminna niedługo rzeczony tytoń pojawi się w znanym i lubianym sklepie internetowym.
Czekam z niecierpliwością na ten zacny moment. Zaiste plotki głoszą o końcu Dunhill’a w USA.
nadal chyba się nie pojawił ; )
Ktoś coś może wie, czy jest jakaś szansa na powrót dunhilla do polskich trafik?
Fajny tekst! Coś czuję, że jednak skończy się na którymś tytoniu ze stajni GH… A może – przekornie – mercedes scentów: Harlekin?
Ciepło, cieplej… Harlekina trzymam w odwodzie jako asa w rękawie – jeżeli nie wypali z innymi to prawdopodobnie wypalę jego. Jeśli GH to coś w stylu „Gawith Red”.
Palę właśnie Gawith Reda i jestem dość rozczarowany, zupełnie nie rozumiem jego pretensji do dawnej Amfory, którą nieźle pamiętam. Nie ten smak, nie ten zapach. GR jest neutralny, dobry do codziennego pytania, ale mało „fajkowy”. Nudny w sumie trochę.
(Z)amen(t).
Świetna lektura. A do czarnej fajki polecam ciemne mieszanki od SG Sam’s Flake lub St. James Flake.
Paliłem wszystkie mieszanki Dunhilla dostępne na rynku i jeżeli chodzi o coś bez La to moim zdaniem powinno w fajce zagościć Dunhill Flake którego kolejną puszkę właśnie kończę , jest to oczywiście moją subiektywną opinią opartą na skromnym doświadczeniu .
Amen! Choc dodałbym jeszcze, że w pełni dotarłem się z DDLNR i podzielam opinie Yopasa.
Absolutnie zgoda – znakomity tytuń. Łatwo się uzależnić. Wirdżinia przez duże „V”.
Dunhill Flake: długo trzeba go suszyć po rozkruszeniu i czy można go palić na „autopilocie” ;) ?
Długo nie, ale podsuszyć prosto z puszki warto.
U mnie wystarczyło dosłownie z 4min. Ale był z „dilerki”.
Ja go palę prosto z beczki, w snopku, faja o szerokim kominie (min. 2 cm) + filtr (balsa lub wyngiel), luźno nabita. Doskonały tytoń, pełny, tłusty ale subtelny, obły i aksamitny smak, bardzo dobre spalanie, świetny room-note.
3YMV – wielkie rozczarowanie, źle zrobiłem, że nie zapaliłem go przed DF, może miałby szansę.
Aż szkoda, że DF to mała puszeczka. Na pocieszenie mam jeszcze Virginia Slices od Dan Tobacco, choć wątpię, żeby sięgnął wirdżiniowego ideału, jakim stał się dla mnie Dunhill Flake.
Hej moja roczna żonka 3 ymv , jest pyszna , bardzo lubie ten tytoń spala się prawie na popiołek . Polecam
Ja też 3YOMV nie zdzierżyłem. Marny tytuń. Zasilił baniak podpisany „Allblend”.
faktem jest że kiedyś ten tytoń faktycznie był sezonowany 3 lata przed puszkowaniem, teraz to już tylko nazwa została, jednakże po 3 latach sezonowania w słoiku jest bardzo smaczny :)
OK, druga puszka dostała szansę.