Nie palę dla szpanu – czy to papierosy, skręty lub fajka. Nie lubię, gdy ktoś pali dla szpanu. Tak samo wręcz nienawidzę osób, które uczą się grać na gitarze tylko po to, aby „wyrwać lachona”. To jest dla mnie profanacja rzemiosła. Pół biedy, gdy taka osoba po jakimś czasie złapie bakcyla i zacznie podchodzić do sprawy bardziej poważnie – wtedy grzechy ma wybaczone.
No ale skoro już zdecydowaliśmy od samego początku zagłębić się w temat po same uszy, to po nabyciu pewnej praktyki czasem fajnie jest się nieco popisać – czy to dla towarzyszy, czy ku własnej uciesze. Skoncentrujmy się jednak na fajkowej popisówce, a tak właściwie to dymnej, gdyż niektóre sztuczki można wykonać niekoniecznie za pomocą fajki.
Byk – czyli po prostu szybkie wypuszczanie dymu z nosa. Najprostsza i bardzo popularna sztuczka – zwyczajnie trzymamy dym w ustach, po czym wydmuchujemy go nozdrzami. Dobrze jest przy tym zrobić groźną minę.
Tutaj wyjątkowo małe wtrącenie: wypuszczanie dymu nosem (niekoniecznie szybkie) jest doskonałym sposobem na urozmaicenie sobie wrażeń smakowych podczas palenia – szczególnie tyczy się to tytoni dynamicznych, pełnych niuansów, ale także mocnych Virginii – potrafi nieźle zakręcić w nosie…
Żagiel – kolejna znana i prosta sztuczka. Wystarczy, że:
- nabierzemy dymu w usta
- szeroko rozdziawimy paszczę
- pozwolimy dymowi powoli (całym kłębem) wydostawać się z naszych ust
- i wtedy wciągamy ten dym nosem (podczas wciągania zaczynamy powoli zamykać usta – to powoduje „wyciśnięcie” dymu z jamy gębowej)
Słyszałem również, że jest to nazywane „wodospadem”, choć nie wyobrażam sobie, jak woda może spadać w górę…
Kółeczka – któż ich nie zna? Pewnie niejeden z nas za berbecia był pod niemałym wrażeniem pokazu sznurka dymnych pierścionków czy też ogromnej obręczy, przez którą można było niemalże przeskoczyć. Wbrew pozorom sztuczka jest dość prosta, a sposobów jej wykonania znajdzie się kilka:
Pierwszy sposób, mój ulubiony – polega na „wyrzucaniu” dymu językiem:
- nabieramy dymu w usta
- składamy usta tak, jakbyśmy wymawiali przeciągłe „U” (dobrze, jeśli wargi będą przylegać do zębów – gdy będą nieco do przodu, tak jak normalnie, kółeczko może nie wyjść lub będzie dość mizerne i szybko się rozleci)
- szybkimi ruchami języka wypychamy dym z ust – czyli „wystrzeliwujemy” językiem do przodu i szybko wracamy do początkowej pozycji – oczywiście wszystko w jamie ustnej, nie pokazujemy znajomym języka
Drugi sposób – „pukanie” w policzek:
- pierwsze dwa podpunkty – jak wyżej
- zamiast machać językiem – lekko (ale szybko) pukamy w policzek palcem
I trzeci – szeptane „O”:
- standardowo nabieramy w usta dymu
- składamy usta jak do litery „O” (tak jak wcześniej, dobrze nieco „przycisnąć” wargi do zębów)
- i wtedy krótkim szeptem wymawiamy wspomnianą literę – krótkim, bo przy „ooo” już może nie wyjść
Kółeczka (wersja dla profesjonalistów) – tutaj sprawa się komplikuje o tyle, że nie wyciągamy fajki/papierosa/skręta/cygara etc. z ust (można co najwyżej podtrzymywać ręką, coby nie wypadło). Ot, musimy się wykazać w inny sposób: przenosimy przedmiot palony w jeden kącik ust, a drugi rozchylamy najbardziej jak to możliwe – i tu stosować metodę pierwszą w robieniu kółek – wychodzą dość krzywe, to fakt, ale wrażenie na widzach robi solidne.
Serduszka – tego numeru nie wyćwiczyłem jeszcze zbyt dobrze. Nie wiem nawet jak powinno się go poprawnie wykonywać, aczkolwiek wypatrzyłem raz gościa, który robił to tak:
- którymś z powyższych sposobów wypuszczamy z ust kółeczko
- po czym mocno pstrykamy nad nim palcami (wtedy ten niewielki ruch powietrza powinien spowodować małe zagięcie w górnej części obręczy)
Mi rzadko wychodzi – kółeczko albo nie reaguje, albo układa się na kształt serca znanego nam bardziej z lekcji anatomii, niż tego, które czasem można spotkać wyryte na drzewach.
Po obejrzeniu pierwszej części „Władcy Pierścieni”, znajomi często z uśmieszkiem pytają się mnie „A statki zrobić potrafisz?”. Gdyby i komuś z Was się to przydarzyło, wystarczy wypuścić dym z ust i powiedzieć „Masz, ulep sobie sam”…
Tyle ode mnie. Zachęcam do dzielenia się innymi sztuczkami z dymem.
PS. W sprawie kółek: tak, wiem – różnice pomiędzy kołem, obręczą tudzież pierścieniem są duże. Tutaj wyjątkowo dla uproszczenia pozwoliłem sobie na ujednolicenie znaczeń.
no to jeszcze małym urozmaiceniem może być najpierw zrobienie dużego, grubego kółka metodą „pierwszą”, a gdy leniwie oddala się od twarzy – wstrzelenie wewnątrz kolejnego. Lub bardziej zwężając usta strzelać przez nie kółeczkami, pukając palcem w policzek.
O serduszku nigdy nie słyszałem, będę musiał spróbować – dzięki :)
Chociaż takie sztuczki, to bardziej pod shishę się nadają, ale sam jakiś czas temu zauważyłem, że dym fajkowy również daje radę.
Ponoć jeśli zrobi się siedem kółek pod rząd i wpuści przez nie ósme, to wygrywa się fabrykę Marlboro ;)
Ten chłopak musi być już jej prezesem ;p
swoją drogą niektóre wykonania są zadziwiające
Moje kółeczka są trochę inne połączenie metody 3 i 1 czyli ułożenie ust do O i wypchnięcie językiem i mięśniami szczęki ;) Szpanować lubię, ale robię je by inaczej poczuć tytoń, bo dym jest wtedy przemieszany z powietrzem i może dostarczyć nowych doznań.
Z serduszkiem pamiętam, że „szpecjaliści” wkładali pionowo między żeby i wargi zapałkę i zamiast kółek serduszka wychodziły, ale sam nie próbowałem i nie mam na nie ochoty.
Co do palenia dla szpanu, kolejny raz zastanawiam się dlaczego ludzie sięgają po tytoń- niezależnie od postaci, zwykle jest to okres szkoły, teraz to pewnie gimnazjum, najpóźniej studia- Dla czego? Ani to smaczne, współczesnego człowieka nie odurza jakoś specjalnie.
Dlaczego sięgamy po pierwszego papierosa… nasuwa mi się tylko jedna odpowiedz, bo robią to inni, to zamknięte koło oddziaływania w grupie społecznej. Ergo każdy robi to dla szpanu… w podstawówce czy liceum by poczuć się dorosłym, na imprezie studenckiej bo robią to wszyscy… potem przychodzą inne powody, uzależnienie, poszukiwania smaków itp.. ale to dopiero potem.
na szczęście moda się odwraca od tytoniu. Teraz szpanem jest nie palić.
Ale też wszystkie inne uzależnienia tak się zaczynają, „bo inni tak robią”. Baaa nie ma co daleko szukać, wszyscy chyba używamy języka polskiego (z gorszym lub lepszym skutkiem) bo wszyscy dookoła nas go używają, uczymy się angielskiego, bo to najpopularniejszy język europejski. Kwestia chęci należenia do pewnej grupy społecznej wymaga od nas przyswojenia sobie zachowań i uzależnień danej grupy (teza moja ;) ).
Mi osobiście jakoś wódka nie smakuje, piwko raz na jakiś czas, ale nie to masowo produkowane, a z drugiej strony w towarzystwie na jedno i drugie nie trzeba mnie długo namawiać, choć soczek tańszy i smaczniejszy.
Wszystko może się tez zacząć od zwykłej ciekawości – kto powiedział, że palenie nie może się podobać? Kolega chciał spróbować papierosa: zapalił kilka razy, stwierdził, że fajne. Szybko jednak przeszedł na cygaretki i shishę, bo smaczniejsze. Raczej nie ma tu mowy o chęci zaimponowania jako głównej przyczynie.
Ja tak zacząłem: bo mi się spodobało, ale mi wystarczyły skręty z dobrego tytoniu – smak był. No i niedawno doszła fajka…
ja z kolei w życiu nie paliłem papierochów. owszem, z tytoniem miałem do czynienia jako wzięty miłośnik tabaki. w zeszłoroczny wrzesień naszło (ot tak, z powietrza!) mnie na fajkę.
ponadto mam wrażenie, że bardziej szpanerskie jest palenie cygar niźli brujerki.
no taa… szpan bierze się albo z potrzeby zaistnienia w grupie, albo z chęci bycia dorosłym ( kiedy jest się młodym), itd- ale szpan to generalnie potrzeba powiedzenia – oto jestem – też jestem….
Ale mnie zastanawia tak filozoficzne bardziej, skad się wzięło palenie jako potrzeba ( nie chodzi o
kto pierwszy zaczął – bo na ten temat są tylko naukowe hipotezy – czyli nie koniecznie prawda.
Musiał jednak być jakiś wewnętzny dryg potrzeba… a jako ciekawostke odnośnie samego palenia fajki powole sobie anegdotke: odwiedziła mnie wczoraj wyjątkowej urody nieznajoma- jako chętna do współpracy zemną wokalisyka – i zabyła w szoku widząc moje 20 kilka fajek poukładanych w różnych miejscach salonu – uznała ,że t piękne, i pamięta z dzieciństwa , jak dziadek palił – no to zacząłem jej opowiadac i prezentowac rózne zapachy tytoniu- była zauroczona…. dalej nie opowiem – czy to oznacza rwanie panienek na wrzosiec?
Coś w tym jest, ale jest drugie oblicze tego tematu, zionąc tytoniowy zajzajerem pocałuj taka poderwaną laskę- czar pryśnie- choć z doświadczenia wiem że nie zawsze.
No nie zawsze, a szczególnie jeśli zionie się fajkowym tytoniem.
Sam na forum kazałeś palić tytoń a teraz chcesz zionąć tytoniem nie tytoniowym dymem przetrawionym przez twoje wewnętrze(sic!) konsekwencji kolego… konsekwencji.
Oj, skrót myślowy. Poza tym niekoniecznie dymem – zapachem też można.
Staram sie całować jak najczęściej, i różne bywa, niepalące feministki mówią – użyj Listerine następnym razem, a inne traktują to jako oznakę męstwa….ale na pewno wyziew nie przeszkadza cołować pozostałej części ciała kobiety ….hehe a jak sie aczni od dołu- to zanim dojdzie do góry – to ona już nie rozróznia smaku
Podejrzewam, że jakbyś zapalił jakiegoś Tillbury czy Poniatowskiego, to nic by Ci ich smaku nie zabiło :D
W tym szaleństwie jest metoda…
Kilka razy spotkałem się z reakcją pozytywną- o jak śmiesznie orzechowo smakujesz przy całowaniu. Niektóre panie, nawet dowodziły wyższości palacza fajki nad palacza papierosów…
i to może posłużyć jako motto forum
Cóż, pewnie można to wyjaśnić za pomocą memetyki, mamy biologów na sali?
…wybaczcie seksizm ( czy to już?) , ale jestem w angielskim nastroju po lampce bourbona