Przeczytawszy kiedyś, że Indianie przed walką palili tytoń zastanawiałem się długo, co też mogli w swoich fajkach palić? Spalenie jakiego tytoniu uskrzydlało by i dawało odwagi by wyruszyć do walki na śmierć i życie? Choć odpowiedzi na moje pytanie pewnie nigdy nie uzyskam, a tym bardziej nigdy nie będzie mi dane zapalić tej mikstury, to mogę śmiało powiedzieć, że obecnym odpowiednikiem takiej mikstury do palenia w naszych fajkach, mikstury która dodaje energii i pobudza do działania, która potrafi rzucić nas bez obaw w szeregi wroga (czy obowiązków dnia codziennego) jest tytoń pochodzący ze stajni Samuel Gawith o nazwie Bracken Flake.
To tytoń dla drwali z siekierą na ramieniu wyruszających na wycinkę całego lasu. To smakołyk dla ciężko pracujących na przodku górników czy dla żołnierzy, którzy z bagnetem na broni tudzież w dłoni (bo po spaleniu fajki nabitej Brackenem karabin i tak nie będzie potrzebny) ruszają do szaleńczego ataku.
Dlaczego taki wstęp? Ano dlatego, że Bracken to siła i moc w jednym. To mieszanka dla zaprawionych w bojach fajczarzy. Dla tych co potrzebują odpowiedniego kopa i motywacji do działania. Ona je zapewni. To tytoń dla tych co „nie jedzą miodu, a żują pszczoły”.
Bracken jest mocny, ale nie tak by powalić z nóg, jak na przykład Brown Twist czy Black XX. Można go porównać do słabszej i mniej smacznej wersji, którą jest University Flake (też Va + Bu). Jednak ani Brown ani Black ani tym bardziej UF nie dodają mocy. Nie uskrzydlają. Nie motywują. Wymienione nadają się do palenia przed kominkiem. Są mocne, ale w ten nieprzyjemny sposób, który powoduje, że po skończeniu sesji fajkowej, kolana odmawiają posłuszeństwa i nie chce nam się nic robić. Tylko siedzieć i dumać. Bracken jest inny. Po spaleniu fajki w trakcie pisania tej recenzji energia krążąca w żyłach nakazała mi się spakować i wyjść na trening.
Na puszce, którą posiadam widnieje zdjęcie paproci o nazwie Orlica, a jedyną konotacją do tytoniu jaką mogę zauważyć, to problem z zakwalifikowaniem tej rośliny do odpowiedniego taksonu. Tak jak i w przypadku tegoż tytoniu, ciężko zakwalifikować go do odpowiedniej grupy. Bo ni to flake ni to broken. Pewnie dlatego też blenderzy nazwali go Bracken Flake. Tu proszę zorientowanych w temacie kolegów o rozwinięcie tego wątku.
Zapach z puszki ziemisto-korzenny. Kolor ciemny z niewielką ilością jasnych virginiowych wtrąceń.
Z racji swojego zasłużonego (w moim przypadku) wieku nie wymaga dodatkowego suszenia. Nadaje się wprost do nabicia. Rozkruszany, zwinięty w kulki czy snopki, pali się sucho i smacznie od początku do końca. Co ważne – nie gorzknieje. Wyczuć można lekką słodycz i mocno orzechowy smak. Orzechy na pewno, ale jakie? Ponownie poproszę w komentarzach o pomoc i sugestie, bo po prostu nie daję w temacie rady.
Przy mocnym pociągnięciu może lekko uszczypnąć w język. Nie piecze, nie pali języka, daje raczej wrażenie jakby to Perique (którego tam ponoć nie ma, a jednak…) grał wtedy pierwsze skrzypce. To delikatne szczypanie w język kojarzę właśnie z mieszankami zawierającymi Perique.
Zawartość witaminy N umieściłbym pomiędzy Sam’s Flake a Black XX. Jak pisałem wyżej, tytoń ten jest mocny. To nie jest tytoń dla wchodzących dopiero w fajkowe arkana czy wielbicieli aromatów. To dawka silnych wrażeń, taka tytoniowa kokaina do palenia, która nieprzywykłych wyrwie z butów.
Room note ciężko mi zazwyczaj określić, ponieważ palę sam i nie mam jak tego stwierdzić. Po kilkunastu minutach od skończenia sesji, po wejściu do pomieszczenia gdzie paliłem, wyczułem miły dla nosa fajczarza zapach palonego tytoniu – i tyle. W wielu recenzjach na TR spotkać się można z opiniami, że zapach ten nie jest przyjemny.
Brackena zapaliłem po raz pierwszy jakieś dwa lata temu i w notatkach zapisałem, że zbyt mocny. Teraz szukając nowości z firmy, która najbardziej odpowiada moim kubkom smakowym znowu sięgnąłem po ten tytoń i po dwóch fajkach zakupiłem kilka kolejnych puszek, które w trafice leżały jakieś cztery lata (na zdjęciu widać piękne scukrzenia na płatkach). Pierwsza puszka poszła do spalenia (stąd i ta recenzja), reszta została odłożona do dalszego leżakowania na „gorsze czasy”. Obiecuję przywieźć go na następne spotkanie.
To kolejny doskonały, godny polecenia tytoń ze stajni SG. Niestety – nie dla wszystkich.
Narobiłeś ochoty :)
Nazwa „Bracken” pochodzi od hrabstwa (county) Bracken w stanie Kentucky, które znane jest ze swojego tytoniu. „The Encyclopedia of Northern Kentucky” (udostępnia ją Google Books) opisuje, że w czasie pierwszych targów tytoniowych w Cincinatti w 1858 roku hodowcy z Bracken zdobyli nagrody we wszystkich głównych kategoriach.
Jako ciekawostkę warto też dodać, że z nasion z tego hrabstwa wyhodowano cenioną (i używaną choćby przez GH) odmianę Burleya, tzw. białego Bu (White Burley).
Mój ulubiony. Zła wiadomość – ponoć już zaprzestano jego produkcji. Świadczyć o tym może dostępność w Polsce, ale i w sieci, jedynie 10g torebek. A może Sz.Recenzent wie gdzie można zakupić puszkę tego wspaniałego ziela?
A propos znikających z rynku puszek tego tytoniu i ku uwadze naszych dystrybutorów :(
http://www.etrafika.cz/detail/8806/samuel_gawith_100g_doza/dymkovy_tabak_samuel_gawith_bracken_flake_v_doze_100
Zachęcony recenzją, chyba zapalę go dziś po powrocie. Ostatnim razem, gdy próbowałem, to palił się jak azbest. Nie palił się.
O, znów tytuń ze stajni. I to jeszcze spiętej klamrą. Nic dziwnego, że moc trzyma.
Kentak + Va – zupełnie nie mój świat. Ale ponieważ widziałem Janusza w akcji (znaczy, jak pali), to wiem, że akurat taka mieszanka wychodzi mu na zdrowie.
PozdrY,
Wiesz co robi góral jak ma czas? Siedzi i kurzy. A jak nie ma? Ino siedzi…
Kiedyś jeden z moich ulubionych, razem z Peterson Irish Flake (z którym to, moim zdaniem, wykazuje pewne cechy wspólne). Mocny, konkretny, zdecydowanie aromatyzowany: czym – nie wiem, mi się to kojarzy z anyżem (najbardziej), lukrecją, piżmem, ziołami. Zupełnie inny aromat, niż 1792 Flake (ten sam producent, broń boże „stajnia” :P), choć pali się dla mnie podobnie trudno. Bardzo niedawno zapaliłem po mniej więcej rocznej przerwie jedną fajkę Bracken Flake, ale jakoś nie podeszło. Wolę – jeśli już w tym klimacie – Peterson Irish Flake: mniej gryzie, aromatyzacja jest złagodzona jakimś słodkim dodatkiem, pali się łatwiej.
Aromatyzacja, w PIF? :O
Serio? Może ja mam sklerozę, ale mnie się zapamiętał jako kategoria „wytrawny, naturalny”.
… a mi on nijak naturalnie nie smakuje. No za nic. Nie wiem, jaka jest oficjalna producencka wersja wydarzeń.
Wczoraj odświeżyłem pamięć i zapaliłem PIF. I podtrzymuję zeznania. Co jednak nie znaczy; że nie błądzę, może to tak składniki są zmyślnie pomieszane, że wychodzi mi aromatyzacja mimo, że jej nie ma. Choć na mój nos i smak – jednak coś tam chlapnięto anyżowo (gwiazdkowo lub nie) – słodkiego.
Szacunek Mirku za konsekwencję. Nie wiem, czy chciałoby mi się specjalnie zapalić.
Ale z ciekawości odkopię PIF i porównam. Pewnie w ciągu pół roku, ale spróbuję dopisać swoje przemyślenia ;)
Poproszę Szanowną Administrację o wstawienie wyrazu „stajnia” w cudzysłów. Bądź zastąpienie go nie drażniącym nikogo odpowiednikiem.
Dziękuję i przepraszam za niedbałość.
Hagan, kupiłem go w Pekinie. Ale widziałem, że właściciel ma jeszcze co najmniej dwie puszki. Skontaktuję się z nim, by mi je odłożył do stycznia i w przyszłym roku, przywiozę ze sobą do kraju. Cena zakupu około 60PLN. Puszki nie mają żadnych naklejek akcyzowych. Jak zresztą wszystkie inne tutaj zakupione.
Z tą aromatyzacją w PIF-ie, to i mnie miro zaskoczyłeś. Odczucia miałem podobne jak KrzysT. A w Brackenie, te dodatkowe smaczki, to dla mnie właśnie orzechy… laskowe (?), które lepiej czuć przy przeciągnięciu, kiedy tytoń tekko cierpnie i smakuje właśnie jak zbyt wyschnięty orzech laskowy.
Co do wymienianej przez kolegów (nie po raz pierwszy) trudności z paleniem tytoni SG, to przyznam, że są to tytonie, które na zawody w wolnym paleniu nadają się jako ostatnie. Jednakże dobre podsuszenie poprzedzone dokładnym rozdrobnieniem, owocuje smacznym paleniem. Odpalanie dodatkowe w moim przypadku, wymagane jest zazwyczaj w drugiej połowie fajki. Spowodowane jest to nie zbyt częstym używaniem kołeczka i zbyt rzadkim odsypywaniem popiolu, który zebrany na powierzchi „dusi” żar. Tak jak PIF-a, udało mi się spalić w snopku, tak w przypadku Brackena i nie równą formą jego płatków, będzie to nie lada wyczyn.
Pozdrawiam serdecznie.
Administracja odpowiada: ojtamojtam!
Ponadto administracja uważa, ze należy wspierać rodzimy folklor. A baca się na folklorze zna, bo baca, hej!
:>
Mam za sobą 10 gramową saszetkę tego tytoniu. Wystarczająco to, ale też i mało, jednak jakieś zdanie można już sobie wyrobić. I pierwsze słowo, jakie przychodzi mi do głowy, pierwsze skojarzenie, to „ponury”. Przy czym słowo to absolutnie pozbawiłbym pejoratywnego znaczenia. Po prostu tytoń to mroczny, ciężki, gęsty. No… ponury. Jednocześnie jednak smaczny i myślę, że januszowe określenie smaku jako „ziemisto-korzenny” bardzo trafnie smak ten charakteryzuje.
Jak dla mnie Bracken mocny. Bardzo mocny. No, ale ja nie mam za sobą przygody z papierosami, nikotyny nie szukam, więc i poziom tolerancji na nią mam słabowysoki. Niski znaczy.
Czy sięgnę po niego jeszcze? Na pewno. Wart jest tego. W deszczowy, albo chociaż pochmurny dzień – znakomity towarzysz. Myślę, że to jedna z ciekawszych, i chyba jednak niewystarczająco docenionych pozycji ze stajni Samuel Gawith.
Wczoraj pożegnałem ostatnim nabiciem mojego ulubionego BFlake’a. Zapewne nigdy już nie będzie mi dane go wypalić. Ostatnią próbkę wypaliłem na dwa razy, żeby zapamiętać. Po dwóch latach przerwy w jego paleniu – jest świetny. Ciemny, aromatyczny, mocny. TAk jak napisał Janusz J. w recenzji mobilizujący.Aromatyzacja specyficzna, nie do porównnia.. Ogólnie sytuował bym go pomiędzy SG 1792 a Condorem. Do SGXX mu bardzo daleko jeśli chodzi o moc. Dla mnie wziaż ideał.