Ten temat może trochę spóźniony? Może trochę przedwczesny.
Siódmy dzień Powstania Warszawskiego
Przechodziłem dziś rano Nowowiejską w stronę Niepodległości i zobaczyłem te dwa zdjęcia, pokazane na fotografiach poniżej. Na obu, Michał Kosiński pseudonim Piecza z kompanii warsztatowej batalionu Golski, sfotografowany w okolicach Politechniki we wrześniu 1944r. Kiepski ze mnie historyk, jeszcze gorszy dziennikarz, żaden warszawiak…
Może więc, któryś z kolegów, czy to mający wśród znajomych znajomych, czy w rodzinie uczestników powstania, a może mający układy w klubie seniora, podjąłby się napisania jakiegoś tekstu o fajce w powstaniu, może szerzej o fajce w czasie wojny? Jaki palono tytoń, skąd pochodził, jak go zdobywano, jakie palono fajki, jaka była reakcja kolegów? Oczywiście, osoba nie paląca fajki, tylko np. papierosy, odpowie tylko na część pytań, ale warto było by spróbować. Byłby to miły akcent, powiedzmy na 3 października…
Taki tam pomysł…
W Muzeum Powstania Warszawskiego, na trzecim piętrze, przynajmniej z półtora roku temu, było zdjęcie lotnika z fajką. Niestety nie dotarłem do informacji, któż to był…
Temat fajek, czy szerzej: fajkowych klimatów w polskiej tradycji militarnej zdaje mi się być bardzo interesujący i zasługuje, mym zdaniem, na szersze opracowanie. Istnieje wcale obfita ikonografia – ryciny, potem fotografie, a i fajka wspominana bywa w literaturze pamiętnikarskiej. Gdybym się samemu za temat zabierał, przewertowałbym pilnie działy ogłoszeń/reklam w rocznikach gazet, i to właśnie od czasów co najmniej Powstania Listopadowego.
Epopea napoleońska i czas do, z grubsza rzecz ujmując, Powstania Listopadowego, a i kilkunastu lat po jego upadku jest dla mnie bardzo interesującym okresem w historii fajek w naszych kręgach militarnych, lub kręgach szerszych, lecz z militariami związanych. W tamtych czasach notujemy równoległe istnienie dwóch rozmiarów fajek: takie na bardzo długich cybuchach i takie krótkie, niewiele różniące się rozmiarem od tych palonych dziś fajek. Te krótsze, to dla mnie fajki „polowe”, może podróżne, w warunkach spokoju palono raczej te dłuższe. Fajki długie znamy z licznych rycin, jak np. znany rysunek Jakuba Sokołowskiego, przedstawiający gen. Franciszka Morawskiego
http://www.klasaa.net/fusion_pages/index.php?page_id=484
a w magazynach Muzeum Wojska Polskiego w Warszwie znajdują się dwie główki takich fajek po generale Janie Tomickim, ofiarowane przez Rodzinę w roku 1932. O fajkach krótkich, nawet podając ich nazwy, jak: „węgierka” wspomina literatura pamiętnikarska, np przywoływany już na FMS uczestnik Powstania Listopadowego Wojciech Goczałkowski w swojej książce „Wspomnienia lat ubiegłych” (Kraków, 1862)
http://fajczarze.pl/forum/viewtopic.php?f=11&t=2644&p=30950&sid=bd6338ce40cdafca429052043564f0fa#p30950
Na pewno warto by prześledzić fajki kojarzące się z czasami I Wojny Światowej, które wielu osobom kojarzą się z fajkami, z którymi przedstawiany jest Dobry Wojak Szwejk. Niestety nie mam bliższych danych na ten temat z terenów przebiegu I Wojny na naszych ziemiach. Ciekawe mogą być rezultaty opracowania tematu: Fajka w dobie Legionów, czy Fajka w kampanii Roku 1920.
W czasie II wojny fajka, skądinąd tradycyjnie kojarzona z ludźmi morza, w mojej a i nie tylko mojej świadomości kojarzy się z lotnikami. Na oglądanych ongiś przeze mnie licznych zdjęciach z tego okresu żołnierze w tym lotnicy widnieli często z fajkami o kształtach: lovat i bulldog. Życie mi się tak ułożyło, iż bywałem gościem w domach owych Ex Combatants w Szkocji (Perthshire) czy w Anglii (Kent) w ca. 30 lat po zakończeniu wojny. Poza oglądaniem zdjęć, rozmawiałem z tymi ludźmi, i miałem w rękach te ich fajki. Stąd jako ciekawostkę podam to, co zapamiętałem: otóż te najczęściej, jak rzekłem, bulldogi i lovaty były to: modele 47 i 48, czasem OX Dunhilla, modele 2 i 018 Charatana, oraz bulldogi „Everyman’s Pipe” – Dr MAX ( rozdawane za darmo lub dystrybuowane za symboliczne opłaty wśród osobób zaangażowanych w tzw. War Effort), oraz także popularne lovaty sygnowane po prostu Colonel Henry Frazer – Lovat. Czasem zdarzał się krótki billiard lub niewielki bent Petersona.
Okres Powstania Warszawskiego, w tym także ten nas tu interesujący temat fajki w czasie Powstania był wielokrotnie poruszany w mojej obecności przez fajczarzy-Uczestników tego Powstania. Pamięć ludzka wszelako bywa zawodna, i stąd upraszam o nie traktowanie poniższego inaczej, niż tylko echa rozmów odbywających się w pewnym mieszkaniu przy ul. Brackiej w Warszawie w latach ’50 a którym się bardzo uważnie przysłuchiwałem.
Wybuch Powstania był zaskoczeniem. I tak wielu znanych mi fajczarzy zostało często odciętych od miejsc, gdzie znajdowały się ich fajki i jakieś zapasy tytoni. Wiele z tych niekiedy wcale dobrych zbiorów rychło spłonęło wraz z miastem. Tak więc uczestnicy owych rozmów prowadzonych w latach ’50, mieli przy sobie podczas Powstania często jedna fajkę, akurat taką, która zamierzali wypalić wychodząc z domu, czy nawet udając się na miejsce zbiórki; naprawdę wierzono, że akcja będzie trwać kilkadziesiąt godzin. Podobnie tytoń był takim tytoniem „codziennym”, gdyż „chomikowana” na jakąś uroczystość – np na zakończenie okupacji – puszeczka pozostawała w domu oczekując na ów wytęskniony dzień. Jeśli o tytonie codzienne chodzi, to uczestnicy tych rozmów palili wówczas dosłownie to, co pod rękę podeszło. Często był to tytoń z pokruszonych papierosów, np. niemieckich „Juno”. Często był to tytoń własnoręcznie doprawiany z dowożonych „ze wsi” ledwo przesuszonych liści tytoniu, jeśli miało się przyjaciół lub znajomych wciąż gospodarujących na wsi w jakimś, jak to wówczas mawiano, majątku. Wiem na pewno, iż stosowano w praktyce niektóre receptury opisane w książeczkach na temat przyspasabiania tytoniu do palenia, które to książeczki udostępniłem Panu Janowi – JSG i naszemu Gospodarzowi. Oczywiście istniał czarny rynek na którym można było kupić wszystko, a więc i dobre tytonie, niemniej w towarzystwie o którym mówię, zamiast wydawania ewentualnych pieniędzy na tytoń, raczej zakupiono by na tymże czarnym rynku kolejny magazynek „pestek” do już posiadanej Parabelki czy VIS’a. Tzw. lepsze tytonie, jak pamiętam z tych rozmów, były – przynajmniej w pewnym okresie okupacji – dostępne w sklepach z tzw luksusowymi towarami spożywczymi sieci Julius Meinl, ale, jak wspomniałem, ewentualne naddatki finansowe byłyby spożytkowane inaczej; do tego była akcja bojkotu tychże sklepów.
Tak więc podczas owych 63 dni palono (wedle mej pamięci z przysłuchiwania się rozmowom Uczestników tamtych wydarzeń) z tego, co było pod ręką i czym się to tylko dało naładować. Poza pokruszonymi papierosami „Juno” ( w pewnym okresie – bodaj na początku Powstania zdobyto ich pokaźny zapas ze składów bodaj na Woli; acha: pamiętam także nazwę innego tytoniu: „Złoty Ul”); w braku tytoni palono w fajkach jako substytut również …lecznicze mieszanki ziołowe. Zapoznany dziś, a należący do moich ukochanych Autorów Władysław Zambrzycki w książce: „Kwatera Bożych Pomyleńców” (Warszawa, 1959) wymienia dokładnie: mieszanka magistra Wolskiego numer 6.
A nie szkoda takich tekstów tylko na komentarz? Poczytałem, jak zawsze, z ogromnym zaciekawieniem.
W odróżnieniu od kolegi Jacka A.R. fajki i tytonie kojarzą mi się z oficerami wojsk lądowych, zwłaszcza sztabowcami. Fajka przewija się w kilku miejscach na stronicach książki Franciszka Skibińskiego „Pierwsza Pancerna” – postaram się wynotować w jakiejś chwilce wolnej. Fajka występuje też w sporej ilości pamiętników z okresu II wojny światowej i jest raczej atrybutem wyższych oficerów. Być może ma to związek z przydziałami tytoniu lub możliwościami finansowymi tych osób.
Przyznam się, że od pół roku przynajmniej śledzę temat palenia fajki przez Wehrmacht odkąd natrafiłem na pięknie zachowane buldogi z białymi ustnikami na aukcji allegro. Sprzedawca opisywał coś o znalezieniu paczki przydziałowej (6 sztuk [?], punce Bruyere Guarantine, gapa ze swastyką) w którym z bunkrów w okolicach Kołobrzegu. W paczce był także o ile mnie pamięć nie myli także tytoń. Niestety w dosyć bogatej literaturze dla osób zainteresowanych grupami rekonstrukcyjnymi nie spotkałem się jeszcze z szerzej opracowaną kwestią przydziałów tytoniowych i jakoś nie mogę niczego bardziej szczegółowego się dowiedzieć.
Obiecuję szerzej drążyć i szukać, a gdyby któryś z kolegów miał jakieś informacje proszę o informacje.
P.s. bodajże w „Kurierze z Warszawy” Karskiego lub „Boso, ale w ostrogach” Grzesiuka (albo w obu, nie pamiętam w tym momencie) jest mowa o tym, że autor zajmował się przemytem do Warszawy z okolic lubelskiego właśnie tytoniu w końcu 39 roku.
Weruję w tej chwili kolejne strony takiego miejsca na sieci: http://www.zwoje-scrolls.com na które wpadłem dziś szukając zupełnie czegoś innego.
PRZEDWIOSNIE
Kartki z dziennika
EUGENIUSZ SZERMENTOWSKI
Na placyku samotnie stoi jakis facet ubrany z waszecia, smetnie oparty o raczke roweru. Bystrym wzrokiem dostrzegam jakies zawiniatko przytroczone do wehikulu, wiec skrecam ostroznie i pytam, czy nie ma czego do sprzedania. Zmierzyl mnie lekcewazacym wzrokiem.
– A pieniadze pan ma?
– Mam, mam – zapewniam go ochoczo.
– Jakie?
– Jak to, jakie! Mlynarki.
Machnal reka.
– Mlynarki juz niewazne. Trzeba miec lubelskie.
Mina mi sie wydluza. Po wkroczeniu Niemcow w 39-m zostala mi kupa bezwartosciowych banknotow. Teraz znowu 10 000 zl bez wartosci. Mozna bedzie nimi wytapetowac sciany. Zrozumialem pustke, ktora otacza rowerzyste.
– Co pan tam ma? – indaguje juz raczej teoretycznie, wzrokiem wskazujac na spore zawiniatko.
– Tyton.
– Hm… tyton – powtarzam w rozmarzeniu.
Za tyton dostalbym na wsi wszystkiego. Mozna by go wymienic na jajka, na przyklad. Jajka na make. Make na chleb.
Facet jest z Otwocka. Maja tam juz Rosjan od pol roku. Takze nowe pieniadze. Przyjechal zahandlowac. A tu ani zywej duszy. To jest, zywych dusz daloby sie policzyc na kopy. Coz kiedy z mlynarkami.
Wzdycham ciezko. Zwierzam mu sie sekretnie ze mam w domu zloto. Zlote dolary, ruble, funty, ale nie te nasze, na wage, tylko sterlingi angielskie. Mam jeszcze…
Rowerzysta slucha znudzony i pelen niesmaku. To go nie bierze. Co on chce do cholery za ten parszywy tyton!
– Wez pan obraz, lubisz pan landszafty?
Na co mu landszafty, on zada lubelskich zlotowek.
Cos tam jednak w tym moim wyliczeniu musialo go zahaczyc. Widzi, ze tutaj nie zrobi zadnego interesu. Po chwili wiec decyduje sie isc ze mna do Dabrowki. Prowadzi swoj rower i bez wielkiego przekonania idzie ze mna. Uwazam zeby mi nie drapnal.
W domu roztoczylem przed nim caly przepych Szecherazady. Mignalem mu przed nosem blauwajsem. Bez efektu. Na widok zlotych monet spojrzal na mnie podejrzliwie. Bierze mnie najwyrazniej za falszerza, pomyslalem. Futro! Porcelana! Kapce! Kilimek! Wodzi po pokoju zniecheconym wzrokiem. Nagle drgnal. Poszedlem za jego wzrokiem. Czyzby go zwabil widok tej walizeczki ze swinskiej skory, w dodatku przestrzelonej na wylot w czasie powstania?
Kiwnal glowa. Na ten gest skoczylem jak raczy jelen, postawilem przed nim, otrzepalem z kurzu.
– Tu z boku dziurka – powiadam lojalnie. – Od kuli.
Fachowo obejrzal ze wszystkich stron. Dziurka go nie zniecheca wcale. Potrzebuje skory na buty.
Targ w targ dal mi za te dziurawa walizke 3 kg tytoniu. Jestesmy uratowani! Po jego wyjsciu sporzadzamy z papieru rozkowate torebeczki, sypiemy tyton. W sklepiku nam to uczciwie odwazyli po 10 deka.
Rzecz nabrala rozglosu. Teraz zaczela sie do nas procesja. Przed domem utworzyl sie wcale pokazny ogonek. Chlopi wedrowali z jajkami, z maka. Ktos przyniosl kure. Ktos inny zjawil sie z workiem pelnym obcasow. Odprawilismy go z kwitkiem. W starych obcasach kapitalow nie lokujemy! Absolutnie!
Jest jeszcze niewielki fragment o skręcaniu skrętów, przez autora tego pamiętnika jak i przez rosyjskich żołnierzy.
Ten jest o tym jak ludzie radzili sobie w tym trudnym czasie:
Poszlismy razem szukac tych skarpetek. Czegoz to ludzie nie sprzedaja. Jakis obszarpaniec dzierzy pare wystrzepionych ksiazek. Panie i panowie o twarzach kulturalnych spaceruja majac na ramionach kilimki, serwetki, sukienki, spodnie. Mila panienka sprzedaje w sloikach musztarde, pewnie wlasnego wyrobu. Jest bardzo zazenowana. Inna pani zakupuje moc rzeczy, glownie garderobe. Powiada ze pochodzi spod Wolkowyska, w Warszawie stracila mieszkanie, w obozie w Mauthausen – meza. Po powstaniu wyszla z 2000 zl. Teraz, kiedy otwiera torbe, przecieramy oczy ze zdumienia na widok takiej ilosci pieniedzy. Usmiecha sie, powiada ze dorobila sie na handlu bibulka do papierosow, ma miesiecznie dochodu okolo 50 000.
Liczyłem trochę że w opisach straganów, czy targowisk, znajdę wspomnienie fajek. Ale nie znalazłem.
A kto wydał tą książkę – w sensie kto zredagował?
Miło przeczytać, że ktoś wspomina ;) Eugeniusz Szermentowski – dziadek mojej żony; czyli tata mojej teściowej ;)
I właśnie Dunhill, któru posiadam jest (był) jego własnością.
Ciekawy zbieg okoliczności :D
Tekst pochodzi ze strony zwoje, link do której podałem we wstępie. Są tam trzy teksty
Szermentowski, Eugeniusz
Pierwszy rok pokoju
Szermentowski, Eugeniusz
Przedwiośnie
Szermentowski, Eugeniusz
Witkacy
Z tego co widzę są to fragmenty publikowane w tygodniku Wiadomości w Londynie w drugiej połowie lat pięćdziesiątych.
a dlatego zapytałem, bo moja żona opracowała i wydala pamietniki z powstania warszawskiego kilka lat temu i tam miedzy innymi czesc jest wlasnie zapiskow dziadka Eugeniusza – z czasow, kiedy ten dziennik zaczal pisac (a zaczal w 1941 czy 1940).
Dlatego zapytalem.
22 czerwca 1941 kiedy niemieckie odziały przechodziły przez Warszawę na ZSRR
Dziś mija cztery lata odkąd prowadzę ten dziennik. Pamiętam tę jasną noc, kiedym wracał cztery lata temu od Rogalskich. W Alejach Jerozolimskich stałem o północy dobrą godzinę zanim udało mi się prześlizgnąć pomiędzy dudniącymi czołgami, które pędziły na most Poniatowskiego.
Kiedy ty piasałeś komentarz ja czytałem ten fragment
23 czerwca 1945:
Nie mogę przejść obojętnie obok książek. Nie mamy nic pieniędzy, ale kupiłem Wspomnienia Wojciecha Kossaka. Umarł 29 lipca 1942. Odwiedziłem go w Krakowie na „Kossakówce” wiosną 40-go roku. Pan Wojciech, jak zwykle, w zawadiackim swoim kapelusiku na głowie, siedział przed sztalugami i odwalał kolejnego konika. Ciężko mu, więc dla różnych łyków i kupców maluje takie koniki. Przywiozłem mu paczkę przedwojennego tytoniu fajkowego. Grzecznie podziękował. Narzekał na Madzię, że ma szeroką rączkę i nie umie oszczędzać. Ma także przykrości z Niemcami, boi się że go chcą z willi wysiudać. Napisał więc list do Mackensena, ambasadora w Rzymie, syna feldmarszałka (obu ich znał dobrze z Berlina) żeby się za nim wstawił. Pokazał mi nawet uprzejmą odpowiedź ambasadora. Rzeczywiście, byłoby to smutne: 80-letni artysta bez dachu nad głową z całą rodziną. Potem pani Maria z Kisielnickich Kossakowa, miła staruszka z pogodnym uśmiechem, zaprosiła mnie na herbatkę. Oglądałem w saloniku przepyszny portret Juliusza roboty Wyczółkowskiego i słynny portret obu córeczek, Marii i Magdaleny, malowanych w kabriolecie, pędzla Wojciecha Kossaka.
Aleś mi, mojej żonie i teściowej frajdę zrobił !!! Dzięki!!!
A wspomniany w przytoczonym zwoju oryginalny portret dziadka Eugeniusza ręki Witkacego jako nieskatalogowany wisi sobie na ścianie.
Miło mi że moje plątanie się po sieci, przyniosło tak miły efekt.. a wszystko to dlatego że szukałem zdjęcia pewnej fontanny na Muranowie i trafiłem na inny jeszcze artykuł na tym portalu o ludziach, którzy nie opuścili warszawy w październiku 44 i na to zdjęcie Potem po nitce….
Chętnie przeczytał bym więcej z tego pamiętnika… niesamowicie jest czytać opis prawdziwej codzienności minionych epok, a jeśli codzienność ta otoczona jest tak burzliwymi wydarzeniami, coś w człowieku z tej lektury zostaje. Możesz podać tytuł tego opracowanego przez Zuzię zbioru?
EDIT:
Dzienniki z Powstania Warszawskiego
Zuzanna Pasiewicz
Wydawnictwo: LTW
ISBN: 83-88736-56-6
O właśnie to! :) Z tego co widziałem, do nabycia w niektórych księgarniach oraz w księgarni Muzeum Powstania Warszawskiego.
Ot i reklama wyszła :)
A co ty się tak boisz reklamowa- czy swoje fajki, czy swojej żony książkę? Trzeba walić prosto z mostu, a następną razą p. Zuzia zwróci większą uwagę na problemy fajkowe i wyda coś co będziemy szeroko omawiać i propagować w całym fajkowym półświatku :D
Podoba mnie się ten półświatek.
Gdyby to mogło w czymś pomoc to proszę: http://allegro.pl/item1164740466_tyton_grodzienski_fajka_39r.html ale fajka chyba nie jest z epoki…
Tytoń jest „z epoki”, ale najczęściej niewiele z paleniem fajek miał wspólnego. Tak czy inaczej budzi on moje miłe wspomnienia o czasach i ludziach dawno minionych.
Tytoń typu machorka był i bodaj jest nadal bardzo popularny w Europie Bardziej Wschodniej, a i dalej na Wschód. Tyle, że był on używany raczej jako tytoń do robienia różnego rodzaju tzw. skrętów. W czasach około I Wojny Światowej a i potem (Kampania Roku 1920) w formacjach Kozackich było swego rodzaju fasonem skręcenie „skręta” z machorki – często „samosiejki” – w chutorze czy stanicy hodowanej – jedną ręką w kawałku papieru oddartym z gazety, jadąc na idącym drobnym, dońskim kłusem koniu (dokładnie to samo robili za oceanem kowboje, tyle że najczęściej mieli już przygotowane odpowiednie do skrętów bibułki). Wracając w nasze obszary: to jest wogóle osobny rozdział, osobny kawałek historii i kultury…tuż za tym idzie w mojej wyobraźni historia strzemion do picia strzemiennego – „Szkic do obrazka z kresow…”
http://nicomsw.wordpress.com/
czy opowieść: „O znamionach zewnętrznych, czyli historia z sygnetami w tle ”
http://makowe.pl/silva-rerum/18773-o-znamionach-zewnetrznych-czyli-historia-z-sygnetami-w-tle-3.html
Znajdziemy wspomnienia machorki o ile pamiętam w „Konarmii” Izaaka Babla. I to są moje skojarzenia z machorką: Europa Wschodnia lub dalej na Wschód, koń, kawaleria – nie ta doświadczana z punktu widzenia paniczykowatego oficera (zdarzali się i tacy), lecz prostego jeźdźca, czasem podoficera, często odznaczonego: po tamtej stronie – Krzyżem Św. Jerzego CZWARTEJ klasy, po stronie naszej – noszącego skromną wstążeczkę ciemnoniebiesko-czarną. na widok której sam Ksiądz Dobrodziej pierwszy skłaniał głowę, witając Pochwalonym. Gdyby istniała machina czasu, to przed udaniem się do CWK (Centrum Wyszkolenia Kawalerii) w Grudziądzu, aby się pokłonić Wspaniałym Ludziom, których pamiętam, gdy byli już bardzo starzy, a CWK już dawno nie istniało, na pewno zaopatrzyłbym się właśnie w machorkę.
Oczywistością jest, iż często machorką ładowano fajki; raczej nie te z wrzośca, lecz te z innych, bardziej „swojskich” rodzajów drewna, o czym szeroko pisał nasz Gospodarz. Ale od zawsze mieliśmu i my, i nasi Bracia/Oponenci dalej na Wschód posadowieni znakomity dostęp do tytoni z Orientu, a potem do lokalnie hodowanej Wirginii, i to z nich raczej produkowano tytonie fajkowe.
Mój pradziadek, prosty rzemieślnik (szewc) z małej wsi w połowie drogi od Garwolina do Łukowa, nieomal do końca życia- a przeżył blisko 95 lat, skręcał papierosy. Z opowieści wiem, że od tytoni konfekcjonowanych i ogólnodostępnych (a zmarł w połowie lat 80tych) bardziej cieszyła go machorka którą dostawał od czasu do czasu od rodziny, a której zapachem drażnił wszystkich domowników. Pradziadek był jednym z tych szeregowców którzy w 1920r gnali za Armią czerwoną na wschód cwałując z ułańską fantazją…
Józef Ignacy Kraszewski we „Wspomnieniach Wołynia, Polesia i Litwy” na stronach 92 i 93 pisze, że na Wołyniu już pod koniec XVII w uprawiano tam tytoń, podaje ceny. Pisze również, iż ludność z okolicznych złóż gliny robiła fajki
http://books.google.pl/books?id=V8UaAAAAYAAJ&pg=RA1-PA93&dq=fajki+tyto%C5%84+inauthor:kraszewski&hl=pl&ei=0fp3TJ-0CqCfOP6JpZkG&sa=X&oi=book_result&ct=book-preview-link&resnum=3&ved=0CDoQuwUwAg#v=onepage&q&f=false
W cyklu powieści (opowiadań) Svena Hassela, fajka jest często wspominanym przedmiotem. Co prawda jest to tylko fikcja literacka z elementami autobiograficznymi, ale pokazuje fajkę, jako nieodłączną towarzyszkę żołnierza.
Gdzieś kiedyś widziałem (dziś nie pomnę gdzie) w necie zdjęcia lotników angielskich, oraz żołnierzy niemieckich z fajkami. Może ktoś ma gdzieś namiary na takie fotki(?).
znalazłem coś tu:
Google images: pipe german soldier
Gdyby interesował cię również żołnierz U.S.Army to sporo zdjęć znajdziesz
http://www.flickr.com/photos/95744554@N00/collections/72157600143618499/
http://www.flickr.com/photos/chiesavecchia/
Tu nieco bardziej europejsko: http://www.flickr.com/photos/29007475@N08/
tu nieco mniej: http://www.flickr.com/photos/medicalmuseum/ ale są inne atrakcje
To już Australia: http://www.flickr.com/photos/statelibraryofnsw/
Jak będę miał chwilę to usiądę i poprzeglądam flickr, bo pojawiło się sporo instytucji, muzea, biblioteki, może mają fajkowe zdjęcia, które pasowały by do pipe photo goup.
Przypominam też o http://images.google.com/hosted/life
Czyli hostingowanych przez google zdjęciach z archiwum magazynu Life. Wystarczy wpisać słowo pipe i otrzymamy wiele naprawdę ciekawych wyników. Na stronie Life też jest ciekawe archiwum, są zdjęcia wystawione na sprzedaż w charakterze stocka, ale jako materiał do badań są bardzo ciekawe.
Wracając do powstania- u mojej mamy, powinien leżeć album Sylwestra Brauna pt. Reportaż z Powstania Warszawskiego. jak mi się uda znaleźć tą pozycję, to poszukam w nim fajek.
Mam jeszcze jedno unikalne, choć nie oficjalne źródło zdjęć z czasów okupacji i pierwszych kilku dni powstania (fotograf zginął bodaj 4 sierpnia) ale to aż 270km na północ… ale również przejrzę. Zdjęcia te są już w muzemu powstania, więc może nawet je zreprodukuje i udostępnie, oczywiście w ograniczonym zakresie- historia tych zdjęć jest bardzo skomplikowana. Część jest już w sieci nawet.
Bardzo ciekawe jest, że wszystkie firmy niemieckie, które istnieją do dziś, te o długiej tradycji – nie piszą o czasach hitleryzmu lub co najwyżej jedno zdanie… Większość ścigała się wówczas o zamówienia rządowe, wszystkie miały „na składzie” punce z niemiecką „gapą”, wiele z „Waffen SS”, zaś wysocy fumkcjonariusze NSDAP i dowódcy wojskowi otrzymywali specjalne luksusowe fajki od firm. Do dzisiaj można niektóre „trafić” na ebayu.
Podobnie jak firmy produkujące samochody, komputery, porcelanę, a przede wszystkim mydło. Trochę szkoda, ja strasznie nie lubię tabu, uważam, że w kulturze europejskiej nie powinno być rzeczy o których się nie mówi, jest to tragiczny rozdział historii, ale powinien być jasno i szczegółowo opisany, no ale cóż zrobić. Gdyby człowiek znał dobrze niemicki, można by spróbować przeprowadzić badania na ten temat, wywiady z lokalnymi społecznościami, dawnymi pracownikami…
Pisałem to dokładnie z tej przyczyny – wstydliwe milczenie nie jest metodą na historię. Nawet na historię firmy. Nie dziwię się, że tak było, jak było. Dziwię się, że trzeba np. wyciągać, że kultowy niemal kształt niskiego panelowego bulldoga wypromowany został jako fajka Waffen SS.
Druga od prawej na tym zdjęciu
http://www.militarymight.co.uk/stock_zoom.php?id=NDAxOTc=
Przyczyną jest niemieckie podejście do czasów Hitlera. Nawet dziś, Nimcy naród, który słynie ze swojej tolerancji i wolności nie jest w stanie znieść swojej przeszłości. Młodzi ludzie, wychowani przez pokolenia powojenne, rozumieją, czym była wojna i wiedzą jak sobie radzić ze schedą pozostawioną przez nazistów. Jednak pokolenia przed wojenne i ich dzieci są przesiąknięte twardym antywojniem, co za tym idzie, jest niezwykle sceptycznie nastawione do przekazywania jakich kolwiek informacji. Cała nadzieja w młodych. Na szczęście widać zmiany. Kilku z moich znajomych Niemców o to zagadnąłem i przyznam szczerze byłem pozytywnie zaskoczony. Myślę, że w ciągu najbliższych 10-15 lat wiele się zmieni w kwestii informacji o Niemcach za II Wojny Światowej.
Pozdrawiam,
Mikołaj
To w takim razie i ja popytam, czy ktoś nie ma „Trzynaście fajek” Ilja Erenburga?
– na pewno miałem, ale nie pamiętam, czy nie oddałem komuś dobre kilka lat temu; obiecuję poszukać w naszej lokacji warszawskiej, gdzie, jak co roku będziemy jesienią.
Będę wniebowzięty i zobowiązany i jednocześnie przepraszam z góry za fatygę!
Zacytuję swoją wypowiedz z wątku fajka w literaturze z forum FMS. Trochę nie pasuje, ale pytania są nadal otwarte i zachęcam do dyskusji na ich temat. Jest tu i o samosieji- zapewne nicotiana rustica- czyli machorka, a kontekst jest w zasadzie wojenny, bo jak by nie było to w tym czasie gułagi były najmocniej obsadzone więźniami.
W związku z informacją o śmierci Aleksandra Sołżenicyna postanowiłem nieco odświeżyć sobie mój pogląd na jego lieraturę.
Wygrzebawszy na dysku kilka pdf’ów z jego dziełami zacząłem „kartkować” Jeden dzień Iwana Denisowicza
Zupełnie pobocznie zaciekawił mnie zwrot:
[…]
Malarz poprawił Szuchowowi „Sz-#854” na waciaku i Szuchow dogonił brygadę w
nie zapiętym buszłacie, trzymając sznurek w ręku, bo do kipiszu było już niedaleko. I od
razu zauważył, że Cezar, z jego brygady, pali, i to nie fajkę pali, a papierosa, znaczy
można go ustrzelić. Ale Szuchow nie poprosił wprost, stanął tuż obok Cezara, i na wpół
odwrócony patrzył w bok.
[…]
Czy fajka była w tamtych czasach czymś gorszym? Może ktoś zna historię fajczarstwa w tego typu miejscach… pozornie wydawać by się mogło że wydłubanie lulki z korzenia było tam prostsze od zdobycia cienkiego papieru do skrętów… bo tytoń w paczkach przychodził od rodzin…
Tatarin przeszedł i już Szuchow ruszał w kierunku izby chorych, kiedy go olśniło,
że przecież długi Łotysz z siódmego baraku kazał mu zajść dziś rano przed
rozprowadzeniem po dwa kubki samosieja, co go miał kupić, ale Szuchow był taki
zaganiany, że wyleciało mu to z głowy. Długi Łotysz dostał wczoraj wieczorem paczkę i
do jutra może już nie mieć tytoniu, czekaj wtedy miesiąc na nową paczkę. A samosiej ma
dobry, mocny w sam raz i w miarę pachnący. Bury jak trzeba.
[…]
Właśnie dlatego zaczął częściej palić fajkę, żeby mu nie przerywali palenia,
żeby nie prosili o peta. Nie tytoniu było mu żal, a przerwanej myśli. Palił, żeby się skupić,
żeby domyśleć coś do końca. Ale jak tylko zapalał papierosa, od razu w wielu oczach
widział: „Zostaw pociągnąć”.
Przez okna, na
których stajał lód, wpadało wesołe słoneczko, inne, nie tamto złowrogie słońce, które
świeciło na wzgórku przy ciepłowni. Płynął w tym słońcu szeroki dym z fajki Cezara,
niczym kadzidło w cerkwi. Cały piec świeci czerwienią, tak go jełopy rozhajcowali.
[…]
Cezar pali fajkę, rozwalił się za swoim stołem. Siedzi plecami do drzwi, nie widzi
Szuchowa.
[…]
WYRZUCAM TEN TEKST NA GŁÓWNĄ. Dyskusja pod nim na to zasługuje.
– a ja nieśmiało apeluję do np. p. Koriata – jeśli by czas znalazł – o próbę dokonania takiego „historyczno- sztucznego” przeglądu spraw fajkowych w kontekście polskich militariów, może według tematów, które zasygnalizowałem w swoim tu pierwszym wpisie. Podczas jesiennego pobytu w lokacji warszawskiej gdzie mam gros biblioteki zawodowej obiecuję dokonać jej przeglądu pod kątem spraw fajkowych, np. w Ilustrowanej Kronice Legionów, Księdze Lotników, jakichś rycinach Ś.P. płk. Gembarzewskiego, może, jeśli będzie potrzeba, udam się do Muzeum Wojska Polskiego czy naszego Muzeum Narodowego gdzie bywam mile widziany. Mogę też, jeśli by to było potrzebne, rozeslać wici w „moich” kręgach historyków sztuki i muzealników, z którymi spotykam się regularnie tak na prowadzonych przeze mnie corocznych zajęciach jak i na sesjach z zakresu tzw. sztuki użytkowej, konserwacji, etc.
Napisałem właśnie do Muzeum Politechniki Warszawskiej prośbę o skontaktowanie mnie z Aleksandrem Rostockim, który jest właścicielem zdjęć wiszących na murach polibudy.
Z tego co wiem, jest on kolekcjonerem pamiątek powstańczych, może to być ciekawy kontakt.
Moi rodzice są w posiadaniu takiego wydawnictwa:
„Ku Czci Poległych Lotników Księga Pamiątkowa. Praca zbiorowa pod reakcją mjr dyplomowanego pilota Mariana Romeyki. Wydawnictwo Komitetu Budowy Pomnika Ku Czci Poległych Lotników. Nakładem Lucjana Złotnickiego. 1933r warszawa.”
Podarował je mojemu ojcu jego stryj Antoni(?) Milczewski, który był pilotem obserwatorem. Brał udział w wojnie polsko-rosyjskiej w Toruńskiej Eskadrze Wywiadowczej wspólnie z Januszem Meissnerem. J. M. opisuje te czasy w książce „Jak dziś pamiętem”
Jako mały chłopiec, namiętnie oglądałem tą książkę pełną zdjęć i rycin. Jestem pewien, że na zdjęciach będą piloci z fajkami. Każde zdjęcie jest opisane z nazwiska, stopnia wojskowego i jednostki.
Jutro będę ją miał w ręku to coś bliżej powiem a propos fajki w śród lotników.
dopiero teraz udało mi sie dorwać do tej książki. Niestety na żadnym ze zdjęć nie widać nikogo kto paliłby fajkę. Na jednym jest ppr Król, trzyma w ręku coś, ale nie dam głowy co.
Ale z kolei rzuciło mi się w oko co innego. Ówczesne eskadry, czy bataliony samolotowe, jako maskotki miały psy. Psy są wszędobylskie. Ganiają wokół samolotów, łaszą się do pilotów. Na lotnisku, na którym pracowałem też były dwa takie wynalazki.
Ot taka zagadka zoologiczna