Najtrudniej jest postawić pierwszy krok. Pojawia się pomysł, plan, ołówek idzie w ruch, kartki szeleszczą i powstają pierwsze projekty. I kolejne. I zaczyna robić się stosik. I wypadałoby przestać męczyć Janka pytaniami i sugestiami. A może taką byś mi zrobił? Nie lepiej jakby była bardziej prosta? A może zrób taką samą, ale inną? Wypadałoby się zabrać do roboty.
Ale najtrudniejszy jest pierwszy krok. Brakowało bodźca, akcji powodującej reakcję. Gdy było już blisko, schodziło się na ziemię z zerami na koncie. Bo przecież narzędzia na ziemi nie leżą, a wrzośca w Głogowie jak na lekarstwo. Choć, jak widać, z głogiem problemu raczej bym nie miał, ale to znowuż odwlekanie kilku lat na przygotowanie materiału. Ciągle coś.
O konkursie fajkarskim mówiło się już dość dawno. Nieśmiale, wątpliwie, gdzieś na spotkaniu po spotkaniu, w wąskim gronie. Potem zaczęły gęściej pojawiać się artykuły domowych fajkostrugaczy. Słyszało się, że ktoś gdzieś próbuje na piwnicznym metrze kwadratowym trafić dobrze z nawiertem, prawidłowo wygiąć ustnik. Tacy ludzie (chętnie wymieniłbym po nicku, ale nie chcę nikogo pominąć) pokazywali, że można – prostymi metodami, narzędziami, które każdy mężczyzna mieć w domu powinien. Na Fajkowie pojawiły się hiszpańskie ebuszony, akrylowe ustniki. Temat rósł w siłę.
Przyszedł mail z zarysem koncepcji. Dyskusja, namyślanie, poprawki, ostatni szlif. Nie bardzo brałem w tym udział – znając wcześniej zasady powiedziałem od razu, że będę startował.
Pojawił się bodziec.
Piotrek, a te klocki to jakie dokładnie mają wymiary? Krzyś, a ustnik może być inny czy koniecznie ten sam? A wstawki – dozwolone?
Szkice wyszły z kąta, nastąpił przegląd. Ten kształt za trudny, ten za duży, ten mi się przestał podobać. Więc czysta kartka, nanieść szablon o wymiarach klocka i zacząć się zastanawiać.
Zamówienie z trzema klockami odebrałem później. Okazały się ciut mniejsze niż przypuszczałem, więc wszystkie dotychczasowe koncepcje wróciły na półkę. Liczyłem na koncert życzeń, skończyło się na ocenie sytuacji – co można z tego konusa zrobić.
Wady inżynieryjne – a jakże, ale nie można oczekiwać cudów za taką cenę. Marudzenie też niewskazane – mogło tych klocków wcale nie być.
Szlifowanie klocka, zarys kształtu naniesiony ołówkiem i można schodzić do piwnicy na niecały metr kwadratowy warsztatu. Obciążony workiem kartofli taboret (zamieniony później na stoliczek stolarski), imadło, wiertarka, wyrzynarka, miniszlifierka, zaciski, tarcze ścierne gradacji 120, 240, 320 i 600, papiery ścierne od 800 do 2500, frez, taśma klejąca, butelka wody i nabita fajka. Chyba wszystko. Można brać się do roboty.
Przysłuchiwałem się Tomkowi Zembrowskiemu na spotkaniach, podpatrywałem Janka „JSG” w warsztacie, ciągnąłem Wojtka Pastucha za język, przejrzałem zylion filmików na YouTube – teoretycznie wiedziałem jak to się robi krok po kroku. W praktyce: zdziwienie – myślałem że będzie trudniej. Nie oznacza to, że każdy kolejny kształt jaki zrobię (a zrobię!) pójdzie tak samo łatwo, ale jak na debiut poszło coś za łatwo…
Oczywiście nie obyło się bez komplikacji, skoków ciśnienia czy chwili konsternacji:
Koncepcje co do ostatniego kształtu zmieniały się z prędkością obrotów tarczy ściernej, a rozmiarowe możliwości klocka szybko redukowały ich ilość. I tak fajka nr 2, po kilku burzach, ostatecznie miałą wykształcić się w coś takiego:
Ale czegoś brakowało. Po namysłach postanowiłem skierować się w stronę cutty (mimo prostego nawiertu komina) i spędzić prawie godzinę na ręcznym szlifowaniu rimu na idealną gładź.
I ustnik – prosty nie mógł zostać. Więc trzeba giąć. Janek mówił – palnik. Nie mam. Tomek, jak? – Wrzątkiem. No to wrzuciłem ustnik do garnuszka z gotującą się wodą…
Krótka rozmowa z Wojtkiem przekonała mnie, że najprostsze rozwiązania są najlepsze:
A efekty końcowe już sami znacie:
I tak teraz patrzę na wyniki konkursu i się nadziwić nie mogę. Znaczy się nie tym, że @milczący wygrał, bo to był pewniak. Dla mnie jego fajka może nie była najładniejsza, ale precyzja wykonania wstawek bezwzględnie demaskowała autora. I to uważam za jej największy atut – widać styl i warsztat.
Nie mogę się nadziwić, że jury wybrało fajkę, którą zrobiłem niemal na odwal. Zmiany planów co do efektu końcowego, wady materiału (btw: przyznawać się ile osób dało się nabrać, że ten sandpit to miałoby być plateaux?) jakoś mnie zdemotywowały do powtórzenia sukcesu debiutu (sukcesu, bo jestem z „dwójki” naprawdę dumny), przez co fajka ma sporo oczywistych niedociągnięć. Ale argumentacja co do konsekwencji uzyskania zamierzonego kształu właściwie jest trafiona , więc polemizować dalej nie będę. Za to bardzo się cieszę :) poczułem się zachęcony.
Wypadałoby jeszcze podziękować organizatorom, ale wylewnie zrobił to już @KrzyśT, więc ja krótko: dziękuję za bodziec. Będą z tego fajki.
Ja tylko napiszę, że dla takich właśnie deklaracji, jak ta na końcu robiliśmy ten konkurs :D
Jaki palnik? Może spirytusowy- efekt podobny do grzania świeczką, ale nagrzewnica elektyczna nie palnik, na słabszych obrotach, daje wyśmienite efekty…
I nie owijaj tak wiertarki bo zjarasz silnik.
Fajny tekst, ja zresztą prawie zawsze… fajny konkurs, dużo ciekawszy od tych no tytoniowych sporów i recenzji. Jak by kady opisał swoje prace był by ciekawy materiał…
Podziękował, Tobie w szczególności, bo dałeś mi zaglądać zza Twojego garba jak sam robisz fajkę od A do Z.
Nagrzewnica za słaba, ale może to ja mam jakiś małomocny egzemplarz – nadaje się tylko do wosku. O palniku fakt, przepraszam – miała być opalarka, ale palnik też był wymieniany. Niemniej znalazłem później takowy w piwnicy, ale pozostanę jednak przy świecy :)
Alan, gnę we wrzątku. I dobrze mi z tym. Są różne techniki – patrz youtube;
Każdy lubi swoją – trudno mówić o jedynej słusznej. Złamałeś – to nic nie znaczy. Innych może nie złamiesz.
Pasuje Ci Wojtkowa, gnij tak. Jest jeszcze kilka innych technik. … tylko zawsze trzeba spokojnie i z umiarem
Nie odradzam gięcia we wrzątku, mi po prostu coś nie wyszło – może faktycznie zabrakło wyczucia. Niemniej pozostanę przy świecy, która może trochę okopca ustnik, ale zapewnia ogromną wygodę, również w formowaniu. Ale chętnie podpatrzę kiedyś jak Ty to robisz :)
spróbuj jeszcze porządną opalarką, strumień gorącego powietrza jest na tyle szeroki że nie ma ryzyka uplastycznienia punktowo, możesz w ten sposób w miarę szybko i bezpiecznie zwinąć ustnik w szarfess, czy inny znaczek & %$@. Przy cienkich ustnikach lub małym wygięciu nie ma to aż takiego znaczenia, ale jak robimy pełne wygięcie na ustniku 18mm lub więcej ( dwa giąłem w zeszłym tygodniu do naprawianych fajek) to jednak wydaje mi się że to jednak lepsza metoda niż świeczka. W ogóle przy takich grubasach, jak już o tym sobie dyskutujemy, należało by dorobić skrzynkę do nagrzewnicy- na youtubie jest taki filmik, gdzie koleś na bazie palnika spirytusowego ma skrzynkę do nagrzewania powietrzem. Zamknięcie ustnika w gorącym powietrzu spowoduje że uplastyczni się bardzo równomiernie.
Czy to ten mądry w rękach pan z blakemar?
Nie pamiętam dokładnie, a nie mogę na szybko odszukać, ogólnie to była taka skrzynia 40x60x40 czy jakoś tak, palnik na dole, seria otworów na oko 25mm na jedenej ze scian, na dole palnik- może gazowy, nie pamiętam widziałem to ze dwa lata temu. fajki wkładało się ustnikiem w te otwory, coś koło 25mm i po kilkudziesięciu sekundach były wystarczająco miękkie by je giąć i chłodzić wodą (chyba)
Myślę że w tej materii jest dostatecznie szerokie pole do popisu, każdy może wypracować własną dobrą metodę. Każdy też może polecać swoją, jako dobrą, choć nie jedyną słuszną.
Miałem nadzieję, że ktoś właśnie coś podobnego napisze po zakończeniu konkursu :) pomocne dla tych, którzy jeszcze nie zaczeli. A ja dla odmiany dodam, że zdjęcia miodzio :)
Pozwolę sobie i ja na kilka słów przy tej okazji. Twój debiut wyszedł znakomicie. Poznając warsztat i narzędzia jestem naprawdę pełen uznania. Moja pierwsza fajka widząc Twoją spłonęła by ze wstydu przed pierwszym nabiciem. W tej chwili mam za sobą już około 100 bruyerek i kilkadziesiąt prób w innych gatunkach drewna. Ważne, że masz ochotę na zrobienie kolejnych. Na szczęście każda następna wykonana fajka może być i będzie lepsza. Czego Tobie, wszystkim innym uczestnikom Konkursu i sobie samemu szczerze życzę.
Dziękuję. Nieskromnie też sądzę, że to cuttyball, jak na pierwszy kontakt z tak dużym kawałkiem wrzośca, wyszło mi znakomicie. Wprawdzie jest parę miejsc, które można jeszcze trochę przyszlifować, ale jak ktoś za 20 lat spyta się mnie o pierwszą fajkę, to bez wstydu wyciągnę ją z gęby i powiem: „ta”.
A przy okazji – wspomniałem wprawdzie o Tomku, Janku i Wojtku, ale czuję się zobowiązany im też podziękować. Za odpowiadanie na pytania, nie tylko moje. A Jankowi za cierpliwość ;)