Przyznaję się, że nie znam jeszcze tak dobrze duńskiej tradycji fajkarskiej żeby być w stanie po fajce poznać autora. Przyznaję to z bólem choć patrząc na tę fajkę szybciej bym powiedział, że to Ponomarchuk lub Grechuckin, a nie Duńczyk. Z drugiej strony na samym scandpipes.com jest duńskich fajkarzy 27* i większość robi podobne fajki. Rozróżnić da się tylko najlepszych i pewnie dlatego są najlepsi.
No dobra a fajka?
Fot: scandpipes.com, autor: Kurt Balleby
Quarter bent bulldog czyli jeden z tych kształtów, które od początku interesowania się fajkami podziwiam. Według wielu fajkarzy w tym mnie jest to jeden z trudniejszych kształtów do wykonania. Dodałbym, że do wykonania tak, żeby ta fajka była ładna, bo jeśli chodzi o psy to jeszcze nie widziałem ładnego bulldoga, nawet jak się wygnie w jednej czwartej. Ta fajka jest ładna i nie próbujcie mówić inaczej. Ma bardzo ciekawe wyjście szyjki z główki, które zaczyna się praktycznie na jej przodzie. Szyjka jest sześciokątna choć wydaje mi się, że przy czworokątnej ten zabieg również by się udał, jednak nie dał by tak ciekawego efektu. Fajka wygląda na dość masywną zakończoną delikatnym ustniczkiem, co ani trochę nie ujmuje jej uroku i ani trochę nie dodaje śmieszności. To co mnie niesamowicie urzeka w tej fajce to kolor i kontrastowanie, które nie jest tak mocne jak u starszych Eltangów, ale bardzo wyraźne. Jak dla mnie konkret faja.
*Nie jestem pewien jak powinienem liczyć S.Banga więc może i 28
Ta sześciokątna szyjka nadaje jej niewątpliwie szyku. Trafienie w usłojenie wrzośca idealne, a kontrast miodzio. Marzy mi się zawsze uzyskanie choć zbliżonego efektu przy renowacji używanych fajek. Może kiedyś się uda. ;-)
Pięknie wykorzystane usłojenie, elegancko wybarwione, fajka z klasą i ambicjami artystycznymi. Lubię takie.
Czysty wykwint! :)
Przepiękna fajeczka – chętnie bym odkupił :)
Tylko od kogo?
Generalnie, bardzo podobają mi się fajki z silnie skontrastowanym usłojeniem, ale postrzegam ten sposób finsh’u jako pewną modę, niekoniecznie zawsze pozytywną dla samych właściwości użytkowych fajki. Głębokie ciemne barwienie usłojenia, wymagające użycia np. farb do skóry wprowadza przy okazji w drewno sporo niepotrzebnej, a czasami wręcz szkodliwej, chemii. Dobrym przykładem tego, mogą być ultra-kontrastowe fajki Toma Eltang’a, o który słyszałem – aczkolwiek nie wiem, czy jest to prawda – że z uwagi na stosowaną autorską metodę barwienia opartą na toksycznej anilinie i chlorkach miedzi mają w niektórych krajach problemy z dopuszczeniem do sprzedaży. Tak więc, chociaż fajki zwykle się nie liże, to i tak ściska się ją w łapie długimi godzinami i inhaluje wszystkim co pod wpływem temperatury wydziela się zarówno poprzez komin jak i jej powierzchnie. Można rzec, że to nic jeżeli i tak człowiek truje się dobrowolnie tytoniem, jednak mnie osobiście, najbezpieczniejsze wciąż wydaja się fajki wykończone naturalnie, lub jeżeli już kontrastowane, to tylko metodami w miarę możliwości jak najbardziej „ekologicznymi” np. opartymi na reakcjach taninowych.
Oczywiście wszystko to nie zmienia faktu, że omawiana w tym wątku fajka jest wizualnie rewelacyjna. ;)
Tom już zrezygnował z używania chemicznych odczynników do kontrastowania swoich fajek ponieważ nabawił się na nie uczulenia. Teraz kontrastuje już bardziej naturalnie. Nadal wygląda to wyśmienicie choć wprawne oko zauważy różnicę. Myślę, że powyższa fajka również jest barwiona w sposób bardziej naturalny czyli bejcami spirytusowymi a kontrast osiągany poprzez odpowiednią kolejność nałożenia bejc i ścieranie wierzchniej warstwy.
Tak, też coś tam słyszałem o uczuleniu Eltang’a. Szkoda tylko trochę tych jego niesamowitych efektów, ale wiadomo – zdrowie to podstawa. Z tego co czytałem, metoda Toma była od strony technicznej zupełnie typowa, czyli (tak jak opisałeś wyżej) oparta na czarnym barwieniu przy stosunkowo niskim ziarnie papieru i ponownym ścieraniu ukazującym usłojenie. Bardzo znaczące jest jednak w niej to, że zamiast jakiejś „zwykłej” czarnej bejcy spirytusowej Eltang używał swojej specyficznej chemii. I to co warto podkreślić – była to chemia dwuskładnikowa – dzięki czemu proces powstawania czarnego zabarwienia odbywał się bezpośrednio w tkance drewna. Jestem przekonany, że właśnie dzięki tej pozornie nieco bardziej skomplikowanej metodzie był w stanie precyzyjnie kontrolować właściwy balans pomiędzy czasem a głębokością barwienia oraz ostrością uzyskanego rysunku i jego intensywnością. Dokładnie z tych samych powodów, mających niebagatelne znaczenie dla efektu końcowego, także i teraz wielu fajkarzy poszukuje czegoś lepszego niż „zwykłe” bejce spirytusowe. I to mnie właśnie najbardziej niepokoi w tych wszystkich pięknie skontrastowanych fajkach…
Z drugiej strony – czy ktoś tak naprawdę wie, jaki jest skład nawet „zwykłej” czarnej bejcy spirytusowej? Z tego co zauważyłem, nawet producenci tego specyfiku jakoś niezbyt chętnie dzielą się taką wiedzą w kartach charakterystyki. No cóż – jest ryzyko, jest zabawa. ;)
Co jest w tym co palimy to jest dopiero pytanie?
Akurat tego to wolę nie wiedzieć. ;)
Tak jeszcze w ramach technologicznej ciekawostki – najprawdopodobniej rozgryzłem metodę głębokiego czernienia wrzośca stosowaną kiedyś przez Tom’a. Jest to paskudnie trujący proces, ale intensywność uzyskanej czerni anilinowej i jej odporność na światło nie mają sobie równych. Otóż, na odpowiednio oszlifowane drewno nakłada się obficie wodny roztwór chlorowodorku aniliny (około 15g/100ml). Następnie na wciąż jeszcze wilgotne drewno, nakłada się roztwór sporządzony z 2g chlorku miedziowego rozpuszczonego w 100 mililitrach 2% roztworu kwasu octowego. Drewno należy pozostawić do całkowitego wyschnięcia – jego intensywność determinuje głębokość barwienia. Ostatnim etapem barwienia jest oksydacja z użyciem roztworu ok. 3g dwuchromianu potasu (myślę, że można zastosować także chloran potasu) rozpuszczonego w 100ml 1,5% roztworu kwasu siarkowego. Oksydację (nasączanie trzecim roztworem) powtarza się aż do uzyskania właściwej intensywności czerni. Po całkowitym wysuszeniu poczernionego drewna, wykonuje się szlif ukazujący zabarwione usłojenie. Tyle, jeżeli chodzi o sama chemie, bo cała reszta to efekt doświadczenia i talentu Toma – a na to nie ma przepisu…
Tak więc – wracając jeszcze na moment do tematu poprzednich postów – naprawdę nie jest mi zupełnie wszystko jedno, jaką metodą fajkarz uzyskuje wysoki kontrast…
Ale myślisz, że te wszystkie chemie po wyschnięciu nadal są w jakikolwiek sposób trujące? Tym bardziej, że to jednak jest na zewnątrz fajki. Akurat na chemii się zupełnie nie znam więc moje pytanie może być nieco głupie.
Również nie jestem chemikiem i nie jestem w stanie ogarnąć wszystkich reakcji chemicznych zachodzących podczas barwienia aniliną. Coś mi jednak mówi, że nie ma takiej opcji, by w warunkach warsztatu fajkarskiego, oprócz wynikowej czerni nie pozostały w drewnie pewne ilości nieprzereagowanych substancji niezbędnych do przeprowadzenia tego procesu. Tak więc, wygląda na to, że tylko cienka warstwa wosku będzie dzielić dłoń fajczarza od resztek świetnie wnikającego przez skórę chlorowodorku aniliny, resztek chromianu potasu a także z czasem, chromu i miedzi. To mniej więcej tak, jakby specjalnie wymoczyć sobie fajkę w toksyczności ściekach z XIX wiecznej garbarni skór lub farbiarni tkanin.