Newminster No 80 Norway Pipe Cut to mikstura dostępna „na wagę”, a mieszana przez Villigera, co oznacza, o ile się nie mylę, produkowana w duńskim Assens przez STG.
Dlaczego swego czasu nabyłem?
Ponieważ:
a) miałem taką możliwość,
b) przez ciekawość, bo wydawała mi się egzotycznym zderzeniem różnych, raczej niewystępujących razem ingrediencji.
Zestawienie jest istotnie dosyć niezwykłe, ponieważ mieszanka zawiera jako bazę Burleya i sporą ilość Orientali. Virginii jest troszeczkę. Całość jest wyraźnie pociągnięta aromatem, ale tytoń nie jest w żadnym razie syropowaty. Jest taki mahoniowo-brązowy i suchy. Cięty w umiarkowane ready rubbed. Sam zapach jest też taki nieokreślony – ni to ciastko, ni to owoc – ale ładny – i to najważniejsze.
Pierwsze próby nie były udane. Co prawda, spalał się dobrze, ale pozostawiał niedosyt organoleptyczny i wyraźną tęsknotę za smakiem. Już się miałem pożegnać kiedy musiałem się przeprosić. Otóż, zapakowany do większej i szerszej fajki i spalony na spokojnie dał sporą satysfakcję, to znaczy oddał co moje i mi należne – smak. Wyraźne, miłe, słodkawo-korzenne smaczki zaczęły się pojawiać dopiero po pewnym czasie. Uczepiłem się więc rytmu i paliłem jeszcze delikatniej. Wydobywałem tedy te nieco kadzidlane, ale także kwiatowe orientale, dołączyła się kwaśna słodkość Va, a Bu zapewniał względną dymność. Nareszcie zaczęło trybić i zazębiać. Co ciekawe, aromatyzacja nie była wyczuwalna wyraźnie podczas palenia.
Okazało się, że to mieszanka, którą trzeba traktować jak aromat (tzn. ze wzmożoną czujnością i lekkim nabiciem w szerokim kominie) oraz stosować „łapanie króliczka” czyli trzymać się niczym posokowiec tropu, o ile się trop uchwyci. Przy takim paleniu okazuje się, że miksturkę zbudowano ze składników porządnej jakości oraz, że cała niecodzienna koncepcja ma sens.
W ramach premii występuje atrakcyjny posmak tożsamy z ciasteczkowym aromatem.
Polecam ten smaczny modern cierpliwym i uważnym.
Jeżeli jest to to, o czym myślę, a jeśli mnie pamięć nie myli, to właśnie tego tytoniu dostałem od Ciebie próbkę. To, co zapamiętałem, to przede wszystkim bardzo delikatne, lekkie wstążki, które łatwo się odpalało. Smak i aromat przypominał mi „stroopwafel” – dwa wafelki ze słodką masą pomiędzy, które podgrzewa się na kubku z gorącą herbatą. Cała ta ciasteczkowość nie przyćmiewała jednak smaku tytoniu, co uważam za duży plus.