Firma, a raczej marka Rattray’s, niegdyś z Perth, zapaskudziła sobie opinię wprowadzeniem jakiś czas temu linii ciężko aromatyzowanych mieszanek opartych na czarnym kawendiszu i syropach barmańskich. Adresatem takich mieszanek jest Dobry Niemiec oraz student dowolnej narodowości, zaczynający „przygodę z fajką”, którego nie można zrazić czymś tak brutalnie samczym, jak zapach tytoniu.
W dodatku (sądząc z różnych zmian) produkcja Rata od jakiegoś czasu przenosiła się z kąta w kąt, pamiętam bowiem z początku lat 2000, że ich popularne płatki Marlin Flake zalatywały mydlanką jak, nie przymierzając, Condor, później zaś ten tradycyjny scent zniknął zupełnie.
Wracając jednak do współczesności, Rat zafundował sobie niedawno kolejną nową linię, tym razem nawiązującą (w nazwach) do szkockiej tradycji, a zawierającą różności, czyli mieszanki zarówno niearomatyzowane, jak i tzw. aromaty, tytonie sypkie oraz płatki. Spore bogactwo, którego w ogóle nie miałem ochoty ruszać, bo po co mi kolejne duńskie czy niemieckie to-samo-co-zwykle. Na zmianę decyzji wpłynęła informacja, na którą przypadkiem natrafiłem na Tobaccoreviews.
Autorzy strony napisali tam, że nowe flejki Rata są autorstwa K&K i mają historię. Otóż miały to być produkty wcześniej robione dla marki Peterson (Wallace i Stirling) oraz dla Murray’s Erinmore (Malcolm). Wallace Flake miał być dawnym i opłakanym petersonowskim University Flake, obecnie robionym przez MacBarena i w ogóle niepodobnym do pierwowzoru. Z którym to pierwowzorem Wallace miał być identyczny. K&K, najwidoczniej nie chcąc, aby im się zmarnował dobry produkt, zaproponowali teraz te płatki Rattray’owi.
Tak się składa, że pierwszym tytoniem, jaki kupiłem kilkanaście lat temu po przybyciu do Szkocji, był właśnie University Flake od Petersona. Zachęcił mnie do siebie prześliczną puszką, której obecne opakowanie tytoniu pod tą nazwą mogłoby najwyżej czyścić buty. Tytoń całkiem mi smakował i co jakiś czas go kupowałem. Jakiś czas temu nabyłem nowe opakowanie tych płatków (już w oszczędnościowej, plaskatej puszce) i przekonałem się, że zawartość zmieniła się tak samo, jak to, co z wierzchu. Inny tytoń i inna aromatyzacja. Nie ma o czym mówić. Wrzuciłem do szuflady i zapomniałem, ale, jak mówią, niesmak pozostał. W tej sytuacji rozumiecie Państwo, że nie chciałem stracić okazji przekonania się, czy tytoń który paliłem zgodnie z nazwą na trawnikach King’s College w Aberdeen, wrócił jednak do życia. Ściągnąłem więc jedną puszkę tego brejwharta z jakiegoś niemieckiego sklepu.
Opakowanie jest już oczywiście nowomodne, czyli wytanione i ujednolicone pod kątem demokratycznej klienteli. I tak połowę miejsca zajmuje ostrzeżenie przed chorobami, więc nie ma o czym mówić. Natomiast po otwarciu… Tutaj zrobiło się ciekawie. Zapach z puszki był jednoznaczny: to jest University Flake.
Płatki są dość ciemne, elastyczne i wydzielają charakterystyczny lekki aromat owoców i herbaty, przez który przebija zapach samego tytoniu z wyraźną ziemistą nutą. Jesteśmy w domu, a raczej z powrotem na uniwersytecie, a nie w jakimś kopenhaskim liceum. To jest oryginał, a tamto to podróbka. No ale dobrze, jak to mówił Jurek Dobrowolski, a w smaku? Smak jest również ten sam, przynajmniej na ile mogłem to zapamiętać. Mimo aromatyzacji ziemisty, z jakąś ciemną va, z burleyem i tytoniem z Kentucky. Dodany scent nie jest natrętny, jednak przewija się podczas całego palenia. Mnie osobiście odpowiada, nie ma w nim tandety i próby ukrycia jakości bazowego tytoniu, a tylko uprzyjemnienie i „uinteresującenie” w dobrym, irlandzkim stylu.
Technika, którą przy nim zastosowałem, była dość specyficzna. Posłużyłem się lekkim dublinem LHS Sterncrest, do którego musiałem odpowiednio przygotować te dosyć cienkie, ale wilgotne, elastyczne i jakby gumowate płatki. O nabijaniu snopkiem nie było mowy, zabetonowałbym sobie otwór na zicher. Niewiele myśląc wziąłem nożyczki i postrzygłem jeden płatek na granulat, tnąc go jak kartkę papieru, od brzegu, w poprzek włókien. Poddawał się idealnie. Fajka wypełniona tymi granulkami paliła się pierwszorzędnie, bez tendencji do gaśnięcia, chociaż generalnie zalecałbym jednak lekkie podsuszenie. Cóż, żyjemy w czasach wielkiej chemii i glikol jest wszędzie.
Poza drobnym zastrzeżeniem do wilgotności, nie mam nic przeciwko tej mieszance. K&K i Rattray’s zasługują na nasze uznanie za uratowanie interesującego tytoniu, który został wyparty przez gorszy produkt, a jednak niespodziewanie powrócił. Hail to the Chief, Wallace!
W ramach postscriptum: zamówiłem już puszkę Malcolma. Erinmore w obecnej rezurekcji dokuczył mi bardzo i z chęcią powitałbym bliższą oryginałowi wersję tego kompletnie spieprzonego dziś, a niegdyś dobrego tytoniu. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
No! i to jest właśnie recenzja/opinia, którą czyta się z przyjemnością, jasnością, jednoznacznością i wrażeniem, że jak się już przeczyta – to się będzie mądrzejszym! Dziękuję.
Czuję się zachęcony, by nabić własnego LHS i spróbować Rattray’s Wallace Flake.
Pozdrawiam :)
Mam jeszcze trochę tej nowej wersji firmowanej przez Petersona i właśnie ją palę dla porównania. Aromatyzacja jest nieco inna, mniej konkretna, natomiast sam tytoń dobry, ale jaśniejszy i mniej kentukowaty. To nie są złe płatki, natomiast Rattray jest bliższy dawnej wersji, która bardziej mi odpowiadała. Co ciekawe, podobno Wallace jest zmodyfikowany w stosunku do licencjonowanego produktu. Jeśli nawet, to obecna produkcja University Flake moim zdaniem odbiega jeszcze bardziej.
I tylko tej dawnej puszki żal jak cholera. Nawet żadna pusta mi nie została.
No i jeszcze szkoda napisu, który też jakoś tak niezauważalnie zniknął: „Created by Peterson for the thinking man”
Pięknie. Znakomita jak zawsze recenzja, dopisałem do listy do spróbowania. A już myślałem, że z nowych rzeczy nie chcę próbować niczego. A teraz i ten Wallace i Dorożkarska Mikstura od SG wydają się interesujące…
Ale kena to ty zdaje się niezbyt, a on tam jest wyczuwalny.
Wpadnij to dam ci popróbować, sam ocenisz.
Będę musiał spróbować, wersja od Petersona schodzi u mnie bardzo powoli. Tak powiedzmy z 5 lat i nadal dna puszki nie widać ; )