Każdy z nas spotkał się zapewne na swej fajczarskiej drodze z tzw. polską fajką. Albo nawet z polską fajką z gruszy. Albo nawet z polską seryjną fajką z wrzośca, co wygląda jakby z gruszy. Wiele o nich można powiedzieć. Napisano kilometry tekstu opiewające kolory, jakość wzornictwa, nawierty, inżynierię itd itp. Jedno stwierdzenie jednakże przewija się w kółko i ciągle: te ustniki.
Podobnie jak wielu z Was, mam też taką fajkę i ja. Przyznam się też bez bicia do pewnej sympatii do tej fajki. Jest mała, poręczna, lekka, fajnie leży w paszczy i, co tu dużo kryć, lubimy się. Smutno mi się zrobiło, gdy któregoś dnia próbując rozmawiać przez telefon i jedną ręką rozbrajać palidełko, urwałem ustnik przy samej… przy końcu. Klej tych ustników nie rusza, cena jest nie powalająca, więc dokupiłem nowy. Oczywiście, nie pasował dramatycznie. Poniżyłem naszego Kolegę tak słabym produktem, klął strasznie, wybrał babci nerwosol, ale ustnik dopasował i było fajnie. Do czasu. Mianowicie, zauważyłem, że oprócz standardowych śladów zębów, pojawił się na eleganckiej powierzchni niewiadomego pochodzenia purchel. Pomyślawszy sobie młodzieżowe „WTF?”, zacząłem się zastanawiać. Nie przypaliłem, nie upuściłem, nie uderzyłem, nie miało prawa rozgrzać się aż tak w tym miejscu od środka więc SKĄD? I tak zacząłem swoje stiliamidowe mikro-śledztwo. Kto zacz?
Pierwsze poszukiwanie daje rezultat dość prosty – materiał taki jak STILIAMID występuje na świecie tylko w jednym miejscu – u pewnego przemyskiego producenta fajek. Nie ma. Ny-ny. Nie ma, a jednak jest, bo coś w te fajki jest powtykane. Najbliższym strzałem okazuje się być stilamid. A dalej idzie jak po sznurku. Mając na uwadze rozkwit socrealistycznej myśli słowotwórczej, doznajemy materiałoznawczej epifanii: Stil – stilon – Stilon Gorzów Wlkp. oraz amid – grupa amidowa – azot – Azoty Tarnów. Ta-da! Tak dochodzimy do faktu, że Stilamid jest polską nazwa handlową poliamidu 6 (PA-6), czyli polikaprolaktamu, produkowanego w gorzowskich zakładach „Stilon”. To samo tworzywo z Tarnowa to Tarnamid. Brzmi groźnie i groźnie wygląda. Nie czas tu na dyskurs w kwestii zdrowotności w kontekście palenia tytoniu. Jednak, jeśli nie rysowaliśmy siusiaków w zeszycie kolegom na zajęciach chemii wiemy, iż wszelkiego rodzaju pierścionki węgla i ząbkowane linie symbolizujące rozerwanie tychże wskazują na dość, że tak oględnie powiem, nie najzdrowsze związki chemiczne. Poliamid 6 jest tworzywem dość starym. Dodam, że został wynaleziony przez wysoko wykwalifikowanych specjalistów z IG Farben w 1938 roku jako obejście patentu Du Ponta na Nylon 66. Problematyczna okazała się znacznie gorsza jakość użytkowa. Europejskie rajtuzy poliamidowe darły się bardzo szybko Stilamid… jest polimerem powstającym z rozerwania pierścieni kaprolaktamu. Ten z kolei powstaje w wyniku serii malowniczych reakcji cykloheksanonu i siarczanu hydroksylaminy, przez transformacje amoniakiem i przegrupowanie przy udziale kwasu siarkowego. Otrzymany w atmosferze azotowej polimer jest gotowy, żeby go podgrzać, uformować, poślinić i wsadzić do gęby. Mniam.
Twórcy i kopiści poliamidu 6 niespecjalnie myśleli o produkcji z niego ustników fajkowych. Obecnie Tarnowska Grupa Azoty jest piątym w europie producentem PA-6. Używa się go m.in. na rajstopy, guziki, dywany, stroje sportowe, namioty, sieci, kamizelki kuloodporne, obudowy silników elektrycznych, przewodów elektrycznych, zbiorników na olej, pasków rozrządu, w opakowaniach, a także jako składnik sztucznych kości i ścięgien. No i do produkcji ustników fajkowych.
Jakie to wyjątkowe właściwości o tym zadecydowały? I jakie właściwości ten nasz „stiliamid” naprawdę ma?
Na pewno charakteryzuje go pozytywnie cena – jest to jedno z najtańszych, masowo produkowanych tworzyw sztucznych (poniżej 2 euro za kilogram).
PA-6 łatwo się przetwarza – niemalże wystarczy nań chuchnąć żeby zmiekł. 223 st. C wystarczą do rozmiękczenia naszego ustniczka. Pozwala to przetwarzać go na garażowych wtryskarkach, kuchenkach gazowych i czym tam akuratnie dysponujemy. Ale wiąże się to też z trudnościami obróbki na gładko – przytknięty do polerki PA-6 po prostu sobie płynie zamiast się ścierać.
Poliamidy są semikrystaliczne. Ich stopień krystaliczności zawiera się w przedziale 30 do 50% w zależności od szybkości chłodzenia. Co to znaczy? A łatwiej potłuc i pokruszyć szklankę czy oponę? Reasumując – może pęknąć.
No i „the best of” czyli: poliamid (a w szczególności PA-6) wykazuje się dużą chłonnością wody i pęcznieniem z tym związanym. Nasz ustniczek wciąga na miękko do 11% dostarczonych płynów dziarsko zmieniając swoje rozmiary (pamiętacie część o purchlu z kosmosu?).
Jak te właściwości odnajdują się w wytwórstwie fajkowym? Oceńcie sami…
Oczywiście artykuł niezachęcający (delikatnie mówiąc), ale też i szkoda, że brak w nim porównań do innych tworzyw, z których wytwarzane są ustniki.
W każdym razie dzięki za krótki wykład z chemii, bo jednak rysowałem te ptaszki u kolegów w zeszycie na lekcjach ;)
Piotrek, obalasz mity i chwiejesz legendą!
Łoj… Brawo Ty!
Stiliamid/stilamid to po mojemu synonim owianego tajemniczością, ale znanego nam wszystkim „gównominium/gównomentium”. Mówiąc wprost – wszelkiego materiału pseudo-konstrukcyjnego, czy pseudo-funkcjonalnego, którego używanie zawsze i nieodmiennie kończy się rzutem płaskim w kierunku kosza na śmieci, z pakietem słów nieparlamentarnych na pożegnanie.
Zeznam, co wiem z autopsji – pracowałem z tym materiałem nie raz (choc zawsze sobie obiecuję, że to już ostatni!)…
– Tnie się toto i skrobie wręcz paznokciem! (wymarzone dla wszystkich fajczarzy z tendencją do zagryzania ustników – można podjeść).
– gnie się toto we wrzątku, bo wszelkie grzanie ogniem/opalarką kończy się purchlami, pianą i smrodem. ALE – gięcie we wrzątku, powoduje odbarwienia w malownicze sino-szare maziaje.
– I dochodzimy do najlepszego…. Poleruje się toto – jedynie ręcznie, albo na obrotach rzędu 300-400 Rpm! Inaczej – jak zauważył Autor artykułu – płynie w arcyciekawy sposób – nitki utopionego ustnika zawijają się na tarczy, a czasem też chlapią (na szczęście – z okularów schodzą dość łatwo :)
Udane wypolerowanie ustnika z tego materiału to jest moim subiektywnym zdaniem – test dla renowatora na poziomie mistrzowskim! Dokonanie tego, jest wyczynem jak wykucie katany, zbudowanie armaty na ziemniaki, albo spłodzenie pięcioraczków. Zasługuje na medal i dyplom!
Uzyskanie ładnej gładzi i czerni jest możliwe jedynie przy żmudnym, ręcznym masturbowaniu ustnika, aż do zapalenia stawu łokciowego :) I trwa średnio 10x tyle co cala zabawa od a-z z ustnikiem akrylowym czy ebonitem nawet miernej jakości.
Dlatego też, jak sądzę – te ustniki są spasowane w fajkach tak a nie inaczej – bo w te fajki (jak obstawiam) wkłada się po prostu surówki wprost z formy wtryskarki, może jedynie liźnięte po nadlewkach jakimś filcem czy cuś….
No nie wyobrażam sobie, by każdy ustnik pasowano i polerowano na fajce!
Jeśli się mylę – to oznacza dobitnie że sam guzik się znam. Nie umiem.
A Przemyskim fabrykantom – stawiam pomnik i drukuję dyplomy! Za niedoścignione mistrzostwo, szybkie ręce i tytanowe stawy łokciowe!
Opalarką na stiliamid? Chłopie! Już w 260`C następuje depolimeryzacja i ponowny powrót do wesołych pierścieni węglowych z doczepioną dłutem i na kopach grupą amidową. Toż to niezdrowe jest!
PS A ja to nawet ostatnio to dostałem stiliamidowego cumberlanda! Takie cuda panie robiom!
W sumie mając dobrą tokarkę i trochę umiejętności spokojnie można dorobic fajkę do ustnika nie ruszając go. Zyrgu wyrastasz na przodownika w pis są niu wspaniałych wyczerpujących artykułów. Szkoda, że z chemii jestem noga.
Świetny artykuł. Ogólnie – Panowie – to pierwsze forum, jakie znalazłem, gdzie ludzie są naprawdę mili, nie epatują „use Google!” i piszą dobrze, ciekawie i barwnie…
Dla mnie; fajkowego nowicjusza to skarbnica ciekawych informacji.
Dziękuję :)
Bardzo znakomity kawałek roboty dziennikarskiej Zyrgu.
Szczere gratulacje.
Z tego wynika, że tak naprawdę to ten stilamid jest takim budżetowym wkładem polskiej myśli technicznej w światowe fajkarstwo (wraz z gruszą).
Oraz, w pewnym sensie, reliktem przeszłości, który wynikał z niedoborów materiałowych jeszcze w czasach PRL (a może i późniejszych).
Przy okazji, o ile gruszy można jeszcze jakoś bronić (że rodzime i ma swoich zwolenników), o tyle stilamidu chyba nikt nie kocha.
Moim zdaniem, wspomniane „niedobory materiałowe” wcale nie zniknęły wraz z izolującym nas politycznie i gospodarczo gdzieś na peryferiach bloku wschodniego PRL-em. Owszem, wielkie otwarcie lat 90-tych, pozwoliło wydeptać pewne ścieżki ambitnym handlowcom i prywatnym importerom, lecz nawet w owych czasach dzikiego kapitalizmu, którego symbolem chyba na zawsze pozostanie dla mnie stragan z łóżka polowego pod Domami Centrum lub „Szczęka” pod PkiN-em, prawa ekonomii nadal obowiązywały. Wciąż mocno zubożałe społeczeństwo, zachłystując się nową gospodarczą wolnością, chętnie spoglądało na towary luksusowe, ale ostatecznie wydawało z trudem uciułane pieniądze na rzeczy niezbędne i praktyczne – a do takich rzeczy z pewnością nie należy wysokiej klasy fajka wykonana z użyciem najlepszych, importowanych materiałów. Tak więc, socjalistyczna grusza i stilamid z całą pewnością nie musiały się obawiać inwazji drogiego imperialistycznego wrzośca i ebonitu masowo zwożonego w przepastnych bagażnikach wysłużonych Polonezów naszych rodzimych fajkarzy. Niedługo po roku 2000-cznym, za sprawą stopniowego upowszechniania się internetu, opisana sytuacja uległa niewielkiej zmianie. Ekskluzywne w pojęciu PRL-owskim materiały do zastosowań fajkarskich stały się stosunkowo łatwo dostępne. Nadal jednak były drogie, a ogól społeczeństwa nauczony przez lata, że fajka z gruszki jest dostępna w cenie trzech paczek „Caro”, wcale nie wykazywał nadmiernego zainteresowania cudeńkami fajkarstwa oferowanymi za równowartość skrzynki czterdziesto procentowego „malowanego konika”. Dzisiaj, po kolejnym dziesięcioleciu, wystarczy zajrzeć np. na „Alledrogo” by stwierdzić, że tanie gruszki ze stilamidem nadal mają się wyśmienicie. Owszem, trzeba przyznać, że przez te wszystkie lata powstał także dość wyraźny popyt na ekskluzywne fajki i takowe pojawiły się już na naszym rynku, lecz nadal jest to towar niszowy, będący w zainteresowaniu niewielkiej i stosunkowo dobrze usytuowanej grupy klientów. Tak wiec, postawienie przez rodzimego fajkarza na masową produkcję wysokiej klasy fajek przeznaczonych głownie na rynek krajowy wciąż wiąże się ze sporym ryzykiem klapy finansowej. Oczywistą odpowiedzią, którą myślę, że wszyscy jesteśmy w stanie zaobserwować, jest produkcja jednostkowa, aspirująca do rękodzieła artystycznego. W tym przypadku, bardzo drogie ekskluzywne materiały i godziny pracy nad pojedynczym egzemplarzem fajki przekładające się na jej ostateczną cenę znajdują ekonomiczne uzasadnienie wyrażone stałym lecz wciąż dość ograniczonym popytem. Krótko mówiąc, fajka traktowana jako dzieło sztuki musi kosztować i wydaje się, że fakt ten dociera także do wciąż jeszcze mentalnie tkwiącej w PRL-owskiej bylejakości części społeczeństwa. Zupełnie jednak to jednak nie zmienia faktu, że tanie gruszki ze stilamidowym ustnikiem będą produkowane przez kolejne dziesięciolecia, stanowiąc swoisty pomnik naszej trudnej historii i niestety wynikającemu z niej, ogólnemu brakowi fajczarskiego obycia i kultury.
Podsumowując, wspomniane na wstępie „niedobory materiałowe” zniknęły moim zdaniem tyko teoretycznie – wciąż pozostała bowiem niezwykle istotna bariera ekonomiczna związana z ich niemal całkowitą niedostępnością na krajowym rynku i tym samym stałą koniecznością importu. W tej dziedzinie nie zrobiliśmy nawet jednego kroku do przodu – przypuszczam, że nie tylko mi marzy się jakiś krajowy sklep internetowy oferujący hobbystą po rozsądnych cenach pręty ebonitowe, wrzosiec czy też specjalistyczne wiertła. Jest jednak jak jest – a szkoda, bo być może w ten właśnie sposób tracimy bezpowrotnie wiele potencjalnych fajkarskich talentów i setki niezwykłych autorskich fajek…
Oczywiście nie traktujcie tych moich wywodów zbyt poważnie, bo prawdopodobnie zgodnie z przypisywaną nam Polakom cechą – bezzasadnie uogólniam i bezproduktywnie narzekam na wszystko. Ale tak jakoś mi się właśnie zebrało… ;)
Jedna kwestia: brak polskiego sklepu internetowego nie jest żadną barierą.
Nie mieszkamy w Korei Północnej ;)
Cierpliwości, cierpliwości…
No, Zyrgu, chciałem się zaśmiać, ale niestety kierunek mamy „właściwy” …
Chyba wypadałoby dodać: „jeszcze”… ;)
Barierą jest czysta ekonomia – a w tym postępujący spadek wartości złotego i wysokie koszty przesyłek stawiające pod znakiem zapytania sensowność zagranicznych zakupów detalicznych, nie tylko zresztą materiałów fajkarskich. Można oczywiście te koszty przerzucać na klienta, ale jego portfel także staje się wciąż coraz „lżejszy” i ostatecznie dość szybko staniemy przed jedyną słuszną, stilamidową alternatywą.
Zawsze można też importować a potem eksportować. Chyba żaden rodzimy fajkarz w chwili obecnej nie ogranicza się tylko do naszego polskiego rynku choć ten również potrafi zadziwić.
Ja chciałbym zwrócić uwagę że ustniki za takiego materiału pojawiają się w Flaconach i innego typu systemówkach. Nie jest to więc nasz rodzimy wynalazek/
W Falconach to był, o ile pamiętam po prostu nylon (który bywał stosowany i wcześniej), a nie jego socjalistyczna podróba ;) – a i to chyba tylko do pewnego momentu, bo potem był (jest?) po prostu ebonit. Nie urywający zadka jakością, ale jednak ebonit. Swoją drogą, Falcony bywały reklamowane jako posiadające wyjątkowo twarde (odporne na „clencherów”) ustniki.
W innych systemówkach widziałem różne rodzaje plastiku.
Swoją drogą mnie zawsze podobały się stare amerykańskie fajki (osobliwie te robione w kooperacji z francuskimi producentami) z ustnikami z takiego rubinowego, przezroczystego bakelitu. Miało to swój urok.
Ten rubinowy ustnik to tzw „redmanol” Mam 3 fajki z takim ustnikiem.
Perry, ja wiem, że czego bym nie wymyślił – to Ty to na pewno masz :>
„został wynaleziony przez wysoko wykwalifikowanych specjalistów z IG Farben w 1938 roku jako obejście patentu Du Ponta na Nylon 66”. Socrealizm sprawił jedynie, że był to główny surowiec dostępny „prywaciarzom”. Było dużo to się łatwo załatwiało z roboty…
Zyrgu, sformułowanie „się łatwo załatwiało” jest nie na miejscu.
Jeśli nie masz żadnych pewnych informacji odnośnie tego, jak realnie wyglądało zdobywanie materiału na ustniki przez przemyskich wytwórców, to rzucanie tego typu tekstami jest co najmniej nieeleganckie.
Jeśli ktoś nota bene wie i zechce się podzielić ciekawostką historyczną odnośnie tego, jak faktycznie wyglądało w tamtych czasach pozyskiwanie materiału na fajki to na pewno byłoby to ciekawe.
Sorry. To nie w kontekście fajek. Tylko ogółu: zabawek, wtyczek, itp. Większość szło z poliamidu. A detalicznego obrotu oficjalnego takimi surowcami za bardzo nie było. Znajomy rodziny np. tłukł wtyczki elektryczne w szopie „z nadwyżek”. Często barterowo pozyskiwanych. Nie miało na celu być obraźliwie
Mi niestety przeszkadza najbardziej ta nasiąkliwość stiliamidu, co w następstwie (po wyczyszczeniu wyciorem i odpoczynku) objawia się intensywnym „aromatem” i „zapachem” spalonego kondensatora ze smołą. Więc niestety, po każdym paleniu muszę płukać te ustniki, aby cieszyć się jak najczystszym smakiem tego, co spalam w komie (nigdy tego problemu nie miałem z ebonitem). Zauroczył mnie kształt fajki Worobca nr 95, jest to mój kształt, pasujący do mnie w 100 procentach, ale nigdy jej nie kupię ze względu na ustnik :( .
Parck, podejrzewam, że po napisaniu prośby do p. Worobca (myślę, że możesz to zrobić za pośrednictwem Fajkowo) zrobiłby ci na zamówienie wersję z ebonitem.
Nie wątpię, że po prośbie i na specjalne zamówienie to i ukoronować można byłoby ją srebrem, ale nie oto w tym chodzi, abym się prosił przecież. Tak zwyczajnie „za mały” jestem by „pouczać” mistrzów (specjalnym zamówieniem), do zmiany zamierzonego projektu, bo ten który firmują swoim znakiem jest (delikatnie mówiąc) nieodpowiedni. ;)
Parck, tego typu zamówienia są czymś absolutnie normalnym i fajkarze są do nich przyzwyczajeni – jestem przekonany, że sprawę załatwisz bez problemu i poniesienia kosztów stanowiących uszczerbek na zdrowiu i portfelu.
Przemyscy fajkarze są normalni i nie gryzą ;) Powiedziałbym, że – na ile miałem ich okazję poznać – jest wprost przeciwnie.
Poza tym – jeśli od nas, klientów nie będzie wychodziła informacja zwrotna i impulsy do zmian, to jak można oczekiwać, że te zmiany nastąpią?