Peter Stokkebye Cherry

19 grudnia 2013
By

Lubię aromaty. Za co? Głównie za to, co pozostaje w pokoju po paleniu. W aromacie dla wielu tkwi ta przewałkowana po tysiąckroć tolkienowska magia (choć obstawiam, że John Ruel popalał raczej latakie). Od dawien dawna znana jest oczyszczająca moc dymu, uspokajanie domowego siedliska, wyganianie złych duchów, itd itp. Za aromat nikt nie gania nas z kijem, nasze kobiety patrzą przychylniejszym okiem i, generalnie, ludziom żyje się lepiej.  W sam raz na Święta. Nie wiedzieć czemu, zaraz po wanilii, najpopularniejszym chyba aromatem jest wiśnia (czereśnia) w różnych odmianach. Z wiśnią jak jest – wiadomo. Z reguły nie jest dobrze. Dlatego jak tyko @pigpen postawił ultimatum „wiśnia za recenzję”, nie czekałem długo. Zakrzyknąłem dziarsko „Biorę!”. I dostałem co chciałem.

Wygląd

Typowa mieszanka ready rubbed. Producent twierdzi, że to „Cavendish”, ale daleko mu do duńskich, pozwijanych, przefermentowanych na czarno zgniotków. W oczy rzucają się dwa główne składniki: złociste paski Va i „przetłuszczone”, mocno zalane syropkiem kawałeczki prawdopodbnie burleya. Czasem trafi się grubszy zlepek. Co ciekawe nie jest zbyt wilgotno i tytoń nie lepi się.

Tin note

Jednym słowem: dziwny. Niezbyt nachalny, ale na wskroś sztuczny. Niby to wiśnia, trochę migdałowej pestkowatości, słodycz, ale całość jakaś taka mdląco-ulepkowata. Kojarzy mi się z rozrobionym w wodzie proszkiem kisielu wiśniowego przed ugotowaniem. Po mocnym wwąchaniu się można wyczuć delikatną herbacianą nutkę, ale złożoności aromatów nie doświadczymy. Jest płasko i, dla mnie, niezbyt zachęcająco.

Moc

Raczej dolne rewiry średniej. Coś tam jest, głowy nie urywa.

Spalanie

Pali się dość poprawnie, na szaro. Nieco kondensuje, ale w akceptowalnych ilościach. Wyciorek się przyda czasami.

Smak

Tytoń bardzo delikatny, łagodny, słodkawy. Aromatyzacja nienachalna, ale odczuwalna. Od połowy fajki nieco bardziej tytoniowy, ale nadal dość bez wyrazu. Nie mogę powiedzieć ani nic złego, ani nic dobrego. Podobnie jak darczyńca po 2/3 nabicia odpuściłem sobie bez żalu i chęci powrotu. Jak dla mnie za mało aromatu w aromacie i za mało tytoniu w tytoniu. Po połowie zaczyna przebijać „mokra ścierka” i robi się mdło i niezbyt smacznie. Poza tym aromat jest jaki jest i jak rzekło się wyżej niespecjalnie „mój Ci on”.

Zapach

Room note jak na aromat biedny. Jest dość przyjemny, nie śmierdzi, ale też brakuje mu tego czegoś.

Podsumowując:

Śródziemia nie ma. Przyznam bez bicia, że wolę zapalić niektóre aromaty z półki „30 PLN” (choćby Capitan Black’a) niż mordować euro-wiśnie made in USA. Jeśli zaś chodzi o wiśniowy room-note to dla mnie nadal niepokonany pozostaje wyklęty Celtic Tallisman, który „tytoniem dobrym nie jest, ale przynajmniej ładnie pachnie”. Jankowi dziękuję, resztę przekażę dalej (zrobił się z tego taki placek przyjaźni :)), spróbowałem, nie kupię.

Tags: , ,

2 Responses to Peter Stokkebye Cherry

  1. yopas
    19 grudnia 2013 at 14:42

    Chciałbym zdementować pogłoski, że „duńskich, pozwijanych, przefermentowanych na czarno zgniotków”. Bo to, jak onegdaj zrozumiałem, nie jest duńszczyzna, a jeno niemieckie jej wyobrażenie. Stąd może ta konfuzja, że ten Stokkebye inny. Bo on jest duński.
    UkłonY,

  2. Zyrg
    zrg
    19 grudnia 2013 at 15:18

    Racja. Poza tym to nie „black Cavendish”. Moja wina.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*