Serii ciąg dalszy. Tym razem na tapecie wylądował Fribourg & Treyer Golden Mixture, kolejna Virginia w czystej postaci, tym razem mieszana przez Imperial Tobacco.
Niewiele da się powiedzieć o tym blendzie. Jest aż nazbyt poprawny. Bardzo przypomina mi Virginię Zaire od Dan Tobacco. Wilgotność w sam raz, forma cięcia nie wymaga rozdrobnienia – czyli od razu z puszki do fajki. Smak? Trochę sianowaty, ale w przeciwieństwie to wspomnianej Zaire – mniej. Jest za to pełniejszy, obfitszy o owocowe (bardziej w cytrusy) niuanse.
Spala się perfekcyjnie, wystarczy kołeczkiem ściągać popiół, resztą zajmie się sam. Kondensatu niewiele, nie zdarzyło mi się wystukiwać koreczka, mimo iż dwa razy paliłem go w sytuacji, w której tytoń był narażony na przeciągnięcie i nadmierne rozbuchanie (ale wtedy nawet dobrze uszczypnąć w język nie potrafi). Słowem – rzecz do codziennego palenia. Mocy niewiele, co najmniej średniej pojemności fajka nabita do pełna nasyci nałogowca .
Podsumowując – tytoń dobry, ale już mogę powiedzieć, że spod znaku F&T są lepsze. Ale o tym następnym razem.
Taki chleb powszedni.
Ale to jest z orientalem podobno?
Tak jest napisane na Fajkowie, ale ja tu czuję ino Va. Na TR też wspominają jedynie o virginii, w katalogu K&K, który dostałem od Piotra również (co może wskazywać, że źle określiłem blendera).