Odpaliłem wczoraj jedną z nowości od GH.
Zaraz po otwarciu – a cały transport od GH otworzyłem „na raz” – z puszki buchnął lepki, słodki aromacik. – No nie ma opcji, psiknęli to jakimś miodowym sprayem – pomyślał Krzyś rozczarowany. A miało być tak pięknie, jasna, wypoczynkowa Va bez dodatków. Kłamstwo jakieś wierutne. No nic, pażywiom, uwidim. I zapakowałem do słoja.
Ciekawość jednak zwyciężyła, bo – z pewnym zdumieniem i niejaką obawą – odkryłem ostatnio, że coraz chętniej sięgam po wirginie, zdradzając ulubione dotychczas angliki z orientami oraz plugowane scentedy. I szukam tej „swojej” Va – takiej wypoczynkowej właśnie, nie turpistycznie mocnej, nie intensywnej, ale też nie sianowatej. I – pomijając niedostatki techniki palenia, bo palacz ze mnie jak wiadomo okazjonalny – w każdej mi czegoś brakuje. Solani Silver Flake jest grzeczna, ale nudnawa, no i ten burley. BBF, choć okrzyczany legendą i odleżany kilka lat w słoju wabi orzechami, ale nie zachwyca. Mysore jest słodziutka i fajna, ale ileż można słodyczy. Golden Glow jakoś nie mogę pokochać. Dunhill Flake jest super, ale za mocny (może w mniejszej fajce…). Spróbowane incydentalnie Vintage i – zwłaszcza – Cut Blended Plug są kandydatami do polubienia, ale jeszcze ich nie kupiłem, ponadto testowałem w sytuacji towarzyskiej, a co to za smakowanie… krótko mówiąc, podjąłem decyzję: próbuję, bo trzeba.
Otworzyłem słój. Nadal słodko, nadal miodowo, ale jakby mniej. Złapał powietrza? Cholera wie.
Jasna Va, pocięta nieco nierówno i raczej grubo, czy też, dokładniej mówiąc, szeroko. Nieco zbyt wilgotna, choć może nawet nie to, że mokra w dotyku, raczej kleista. Hm. Z zakamarków pamięci wygląda fragment artykułu Jalensa odnośnie smółki w Mysore… a może to to?
Tak czy inaczej tytoń wygląda na taki, który polubi raczej większą fajkę, a co najmniej szerszą. Chwila zastanowienia, otwarta szafka – może testowy bulldog do Va? Eee, nie, po co go męczyć, poza tym przesiąkł Silver Flake. Patelniasty pot BBB zadedykowany Mysore? I nagle olśnienie: a może rozdziewiczyć ogromnastego canadiana od Il Ceppo? Piaskowana, śliczna fajka hand made, którą kupiłem na Allegro, odpicowałem i… poddałem się, bo wielkość komina była zdecydowanie zbyt. Szeroki, głęboki i jeszcze cienkościenny jak na takie rozmiary. A żal, bo i „lekko się ciągnący” (lubię) i ustnik akrylowy (też lubię).
Decyzja podjęta, nowy tytoń, nowa, nieopalona fajka, będą schody (utrudniać sobie życie też lubię).
Nabiłem. Luźno i nie do końca, żeby się nie straumatyzować nikotyną, gdyby okazał się mocniejszy niż głosi deklaracja producenta.
Usiadłem na balkonie, odpalam… i po chwili jest pięknie.
Słodko, lekko, przyjemnie. Z delikatnym, minimalnym posmaczkiem, który dotychczas kojarzyłem z innym tytoniem od GH, czyli z No. 12 Mixture. Ale „dwunastka” to rasowa latakia z orientami, przypominająca żywo London Mixture Dunhilla. Czyżby zatem była to – jednak – wyłącznie kwestia tytoniu? Choć przecież latakie też można aromatyzować i dosładzać, żeby wspomnieć choćby Frog Mortona. Nic, zobaczymy, co będzie dalej.
Tytoń pali się równiutko, elegancko, do białego popiołu. Sucho, ale też gabaryt fajki jest słuszny (standardowy wycior wchodzi niemal do końca). Wydaje się samopalny i spala się dość szybko. Smak jest równy, bez zmian, pali się chłodno – ale i tak kręcę uparcie kołeczkiem i utrzymuję żar w centrum.
Palę outdoor, więc żeby ocenić room note próbuję obwąchiwać co pewien czas komin. Bardzo słodko i sympatycznie, absolutnie nie ma wrażenia, jak ładnie mawia Janek „zaszczanej skarpety” (powąchajcie fajkę po BBF…). Co ciekawe, ów scentedowaty posmaczek się utrzymuje, równo i do końca. Jest absolutnie nienachalny, ledwie zauważalny, ale jest. Constans. Co potwierdza podejrzenie, że jest to jednak kwestia tytoniu, a nie żadnej aromatyzacji. W plugach SG, czy nawet w Grousemoore „uzapachowienie” wyraźnie osłabia się pod koniec fajki (zwłaszcza w GM Mixture). Tutaj nie.
Dopalam końcówkę. Genialna. Bardzo, bardzo „równa”, o dziwo – cały czas delikatna. Świadczy to o wysokiej klasie tytoniu. Moc – niewielka. Nie jest to homeopatyczne nikotyną Mysore, ale ciężko nazwać tytoń nawet średniakiem. Spokojnie można palić w większej fajce.
Według mnie – idealna Va dla początkujących. Wysokiej klasy, delikatna w smaku, naturalnie słodka, łatwa w paleniu. Oczywiście można ją przeciągnąć – zrobiłem to raz i to celowo. Żeby sprawdzić, czy ugryzie. Ugryzła, ale bez przekonania. Kondensatu, jak na Va tyle co nic. Oczywiście, trzeba było wyciorować, ale dno fajki było praktycznie suche po paleniu, a nie zdarza mi się to często. Jestem bardzo ciekaw, jak będzie dojrzewać. I na dzień dzisiejszy – raczej się polubimy. Z fajką tez się polubiłem. Warto było czekać.
Zdjęcie jest – jakżeby inaczej – Alana. Wielkodusznie dał mi je wykorzystać. Dzięki man.
Impresja. Niesłuszna ;) bo po jednej fajce. Dosłownie po jednej.
Ja z tym tytoniem odkąd się poznaliśmy jestem codziennie, choć moja pierwsza myśl była taka, że mam do czynienia z lukrem. Ale to szybko mija. Broken jest smaczny do samego końca w dużej i małej fajce, choć preferuję raczej tę drugą. Taki tytoń codzienny, i do pracy i na ławkę w parku.
Po prostu… przewidywalny – jak to GH. Doskonale.
Przewidywalny…? Jeżeli miałby bronić tego tytoniu w sądzie, to powiedziałbym: wysoki sądzie, proszę wyciąć „po prostu” i „przewidywalny” , niech zostanie – „doskonale”:) ewentualnie doskonały:) Pozdrawiam
:) miałem to właśnie na myśli…
kto jak kto, ale akurat mi narzucić nielubienia GH nie można; ci co wiedzą – potwierdzą
Ponieważ ewidentnie są tu tacy, którzy żyją w nieświadomości, to ja może napiszę, że Tomek jest jednym z tych, którzy byli spiritus movens pojawienia się wyrobów firmy Gawith i Hoggarth w Polsce.
Co prawda złośliwi twierdzą, że zrobił to tylko po to, żeby mieć możliwość kupienia Glengarry w każdym kiosku, ale we owe him anyway ;)
Oj tam, oj tam, nikomu korona z głowy nie spadła:) Pozdrawiam
Tu, na tym portalu, nikomu spaść nie może nawet. Nawet, jeśli czasem jest gorzej, to tylko po to, by było znowu dobrze.
Autopoprawka po kolejnych dwóch fajkach: podtrzymuję swoje pierwsze wrażenie w 100% ;)
Krzyś, co to za fajka na zdjęciu? Pytam, bo podoba mi się ;-)
już namierzyłem http://www.flickr.com/photos/paweld/5987975706/in/set-72157627851272692/ :)
Przed chwilą pierwszy raz zapaliłem ten specyfik. Towarzyszył mi podczas pierwszej próby robienia zapasów (słoik + wosk) i nie omieszkałem też zachomikować małej części owego „ciastka”. Tytoń lekki, przyjemy, słodki i mocno cytrusowy, dobrze się pali.
Spróbowałem w ramach chomikowania tytoni z Kendal (póki są :P ), wydaje się taką bardziej kulturalną alternatywą dla VA no 1 od MacBarena – jasna kwiatowo-miodowo-cytrusowa virginia – jak powiedział Grimar, herbata z miodem i cytryną :)
Tin note delikatny, trochę kwiatowy (Lakeland? ;) ).
Próbowałem jej świeżej, może z tydzień poleżała w słoiku, pali się szybko, dosyć ciepło, potrafi ugryźć – ale mniej niż wspomniana wyżej konkurencja – może za wąski komin, może paliłem za szybko, może nie poświęciłem jej należytej uwagi ;)
W każdym razie utwierdziłem się w przekonaniu, że wolę bardziej bezobsługowe tytonie niż większość czystych, jasnych virginii (chyba, że Dunhill flake… rozmarzyłem się :P )
Moc niewielka, oscylująca do niższej średniej przy większych fajkach.
Na plus na pewno można zaliczyć room note – delikatny, zupełnie niepodobny do tego co zostaje w pokoju i na ubraniu po ciemniejszych flejkach od SG jak BBF czy FVF.
Dla mnie kandydat do leżakowania, zobaczymy co będzie za rok, albo i więcej.
W sumie nie napisałem nic odkrywczego o tym tytoniu, ale zawsze to jedna opinia więcej ;)