Pisać – szybko, bo uleci. Palić – wolno, bo nie musi. Ta próba opisu wrażeń, jest tylko pretekstem, żeby móc po raz kolejny napisać o pewnych, ciekawych właściwościach tytoniu. Trzeciego kwietnia 2009, a więc nie tak znowu dawno, pod wpływem pierwszej, wypalonej fajki tytoniu Kendal Balkan Flake, który według sprzedawcy jest produkowany w manufakturze Gawith&Hoggarth Ltd, napisałem entuzjastyczny post, o latakii. I w odpowiedzi na ten post, Rotm napisał mi pewien algorytm:
„kup od razu min. trzy porcje (3x50g)
– pierwszą spalisz, smakując
– drugą za czas jakiś, wtedy kup! znowu… 3 porcje
– gdy trzecią, dojrzałą, spalisz po min. 1-2 latach – cóś zrozumiesz…”
Normalnie – wzór na drogę do oświecenia. Niestety, mój fajczarski styl (uwaga: brak stylu, też jest jakimś stylem) skutecznie, przez cały ten czas uniemożliwiał mi skorzystanie z tej wskazówki. Owszem mam w swoim szufladkowym depozycie kilka pozycji, które już by się kwalifikowały, ale jakoś otwierać żal, a dookoła tyle ciekawych możliwości (np. moja nieustająca fascynacja scented va). I tu z pomocą przyszła mi… Celina. Znaczy, mam na myśli ten cytat z utworu, że „…pomogą wam.” I chcąc nie chcąc, tak czy siak, pomagają.
Nie tak jeszcze dawno, Tomek wypisywał same superlatywy na temat tytułowej mieszanki. Tej konkretnej, która na wieczku słoika ma napisane 2004 (proszę o korekty, gdyby się okazało, że wzrok już nie ten). Odbierałem to z przymrużeniem oka, mając w głowie tomkową skłonność do zgrywy i żartu sytuacyjnego. Ale jakoś tak się złożyło, że w ostatni piątek odwiedziłem KrzysiaT i…
Krzyś mówił, że tytoń posiada w składzie obie latakie – syryjską i cypryjską. Nie pytałem co jeszcze. Nie zaglądałem na TR, bo w weekend byłem z dala od komputera, a poza tym nie chcę sobie krzywić wyobrażeń. Zresztą nawet gdybym wiedział, co jeszcze tam jest, nie potrafię tak analitycznie, jak robi to np. Julian, rozdzielać zawartości tlącego się komina. Na takie historie przyjdzie jeszcze czas. Pięć lat. Może trzy. A przecież może okazać się, że nigdy. Nieważne. Tytoń w słoju, tym konkretny, pachniał słodko i delikatnie. Nie czułem tam latakii jak dotychczas. Nie było tego zapachu, który nie tak dawno temu zdefiniowałem, jako stara opona. Po krótkim podsuszeniu (jak się później okazało, prawdopodobnie za krótkim) klumpść za klumpścią powędrowały do kominka mojego francuskiego, dziurkowanego (w sensie: wyjąłem z tej fajki garść kitu), Silverkinga, z kanałem dymowym o sporej średnicy. Którego podejrzewam o pewną leciwość, w związku z kolorem wrzośca (choć może ten algierski jest bardziej ciemny z natury – tutaj mogliby coś powiedzieć nasi, „dyżurni” fajkarze). Śmieszne w tej fajce jest to, że wystawiałem ją dwa razy na allegro, za dość śmieszne pieniądze i… nie wystawię jej już nigdy więcej. Bo jak się okazało, ta fajka bardzo lubi latakię. Nie mam drugiej takiej w swoim, skromnym zbiorku.
Oświecenie, jak to miewa w zwyczaju, przyszło nagle. Kilka pierwszych pyknięć i zrozumiałem, czemu Tomek napisał tyle dobrego na temat tej mieszanki. Nigdy w życiu nie paliłem tak łagodnej i zbalansowanej latakii. Pełność, okrągłość i harmonia smaku były powalające. Praktycznie przez cały komin. I po prawdzie nie wiem komu należy się większy szacunek. Panu GLP, za kompozycję, czy Panu KT za to, że miał odwagę nie otwierać słoja przez tyle lat.
Oczywiście można spokojnie napisać, że po jednej fajce to wiele tytoni wywołuje hurraoptymistyczne reakcje, które wraz z czasem uspokajają się, by zmienić się w kompletną obojętność (tak miałem z Rattray’s Hal’ o the Wynd). Ale ja swoje wiem i tymczasem muszę wykombinować, jak naciągnąć Pana K. na kolejne palenie GLP Raven’s Wing (z tego, konkretnego słoja).
Ps. Morał-wprost, z tej historii, jest taki że warto przechowywać tytoń i postarzać go, żeby coś zrozumieć. Jak wielokrotnie powtarza Rotm: „szczególnie Va i Va/Pq wyraźnie ZYSKUJĄ na długim dojrzewaniu mieszanki z La IMHO nie psują się – stają się ewent. …inne”. Ja tę inność miałem na języku. JEST WRAŻENIE!
Tak było. Jak nie, jak tak.
Obcowałeś z tytoniem z kateorii „late, lamented”. Po Wielkim Pożarze Latakiowym w 2004 roku GLP musiał wycofać tę mieszankę. Zastąpił ją (podobno dobrze) Maltese Falcon.
Cały czas mam wrażenie czegoś specjalnego, co próbowałem jakośtam przekazać w słowie pisanym.
Julian – owszem GLP zastąpić chciał Falconem – i mimo wysiłków IMHO tylko chciał – to nie to samo; Wg mnie – Falcon jest ciut za płaski; nie trzyma tej że tak powiem – napiętej formy aż do końca. W połowie fajki powszednieje….
Yopas – widzisz…. a nie mówiłem? Mówiłem… ;)
Wiesz już dlaczego Krzyś przychodzi do mnie bez tej puszki; o ile nie lubię kosztować – próbować – to jak raz tu się skusiłem – to teraz sam się wczęstować chcę – ale weź i się wczęstuj, jak skubaniec celowo nie bierze do mnie tej puszki.
Jak dla mnie do tej pory najbardziej smakiem i rozkoszą do tego był z dostępnych obecnie – McClelland Full Syrian Balkan; a z dostępnych nieco mniej ;) (bo pożar wspomniany był) – porównałbym z Bohemian Scandal, którego również dane mi było zakosztować.
Oczywiście – żeby nie było – Krzyś nie bierze tytoniu, nie dlatego, że mi skąpi, a ze strachu.
A to dlatego, że zapowiedziałem mu, że któregoś razu, nie wypuszczę go z nią ;) lub pod nieuwagę podmienię zawartość… ;))))))
Bohemian Scandal miał taką piękną etykietę… Eh. Jaki był w środku, nie wiem, ale Pease chyba nie chce go kontynuować. Syryjska latakia generalnie jest już dostępna, jednak są już na rynku nowe mieszanki i te stare jakoś nie chcą wrócić. Może producenci uznają, że lepiej nie ruszać legendy, zaraz znaleźliby się tacy, co będą twierdzić, że aktualna wersja to już nie to itd.
Dzięki uprzejmości Krzysia zapaliłem wczoraj Raven’s Wing. Bardzo niepospolity tytoń, niezwykły aromat. Jestem pod wrażeniem.