W recenzji tytoniu właściwie wpleciona dygresja, dodaje jej lekkości i zmienia w coś więcej niż tylko opis smaku, zapachu i właściwości technicznych – umieszcza opisywane ziele w pewnym kontekście. Oczywiście także dygresje należy stosować z umiarem. Jakże tu jednak ten umiar zachować, gdy odkrywam że palenie fajki samo w sobie jest właśnie dygresją, zboczeniem z tematu rzeczywistości, skokiem w bok, ku światom byłym i nie byłym, ku marzeniom, warmińskim jeziorom albo po prostu na drugą stronę rzeki – zwłaszcza gdy po drugiej stronie opalają się topless dwie bardzo zgrabne niewiasty, a ja siedząc niewidoczny na przeciwległym drzewie, ciumciam fajkę z tytoniem od pigpena. Przebaczcie mi więc wszystkie dygresje – w tej, przeszłych i przyszłych recenzjach.
Zaoceaniczne ziele wygląda ciekawie. Bardzo jasne skrawki, zarówno małe jak i całkiem duże wstążki, pomiędzy nimi udało mi się dostrzec nawet kilka zielonkawych! Nigdy wcześniej takich nie spotkałem. Wilgotność jest odpowiednia do palenia, rozkruszam jedynie co większe kawałki.
Zapach można odgadnąć już po grafice: keczup! Taki kwaśny keczup w lato, na kanapce z masłem i kiełbasą, którą dostawało się przez okno w kuchni i dalej biegło zdzierać kolana. Albo chipsy „Maczugi keczupowe”. Smak podstawówki, torebka, twardych, mocno chrupiących chrupek za 50gr – za drugie 50 kupowało się oranżadę w sklepiku; złotówka wystarczyła by kupić chwilę szczęścia.
Szczęście to taki sok, który trzeba umieć wyciskać z rzeczywistości. W przypadku tego tytoniu nie jest to szczególnie trudne – po zapaleniu keczup na chwilę ulatuje, a smak przypomina ciężki dobry papieros albo cygaro. Keczupowo-słonawo-kwaskowa nuta raz po raz wynurza się i chowa za gęstą cygarową kołdrą. Obfity dym muska miło podniebienie, czuć jego moc, zdecydowanie powyżej średniej. Potrafi zakręcić w głowie.
Boję się wyrokować jeśli chodzi o skład – zapewne jest to Virginia z Perique. Ale jest to zupełnie inny VaPer od tych które dane mi było palić (raptem trzy rodzaje). Zastanawiam się, jak uzyskiwana jest owa keczupowość w smaku i zapachu – czy jest do specyfika samego tytoniu (czas zbioru liści, gleba itd.), czy też jest to jakiś zewnętrzny dodatek smakowy? Jeśli tak to bardzo subtelny. Keczup stanowi także trop na podstawie którego domyślam się iż dane mi było spróbować tytoniu McClelland.
Spalanie przebiega bez problemu, tytoń jest całkowicie odporny na przeciąganie, zawsze smakuje dobrze. Wiem, że temat „ziela na początek” był wielokrotnie wałkowany i podzielam opinię wielu kolegów, że syropowe aromaty są ostatnimi produktami godnymi polecenia dla pierwszaka – moim zdaniem najlepiej w tej roli sprawdziłby się właśnie dobry VaPer. Z mego mizernego doświadczenia wynika, że mieszanki te są zazwyczaj dość gładkie i bardziej odporne na gorące palenie nawet od mieszanek z Latakią.
Ciężko jednoznacznie ocenić ten tytoń. Jest dobry, chociaż dość jednowymiarowy i trochę jak dla mnie za mocny. Mimo wszystko jest to jednak porządne to ziele, z którym bez większych zabiegów i nadmiernej ostrożności spędzić można wiele przyjemnie sycących chwil.
Na koniec podziękowania dla człowieka, za którego zdrowie wznosiłem,podczas degustacji opisywanego tytoniu pełen porteru kufel. Mowa oczywiście o pigpenie. Dzięki Ci za ten niezwykle serdeczny i hojny gest.
Skomentuję na szybko trzy rzeczy:
1. Zielony kolor wskazywać może na dodatek tytoni orientalnych. Niektóre orienty mają taki właśnie bladozielony kolor (choć w opisanym wypadku mamy do czynienia z tytoniem, który Orientów zdaje się nie zawiera)
2. „Keczupowatość”, czy też „śliwkowatość”, względnie „warzywny” posmaczek, to typowa cecha amerykańskich Va. Nie wiem, z czego wynikająca, ale nie jest to sztuczny dodatek; ten typ tak ma i tyle.
3. VaPer dla początkującego… śmiały pomysł, ale kto wie? Może i lepszy niż czyste Virginie. Tyle, że one – tak jak każda inna grupa – bywają różne, tzn. wykazują dużą zmienność w obrębie grupy, jeśli chodzi o łatwość palenia (a z tym przecież najczęściej początkujący „walczy”. Moim zdaniem czynnikiem dyskwalifikującym jest moc – Pq samo z siebie ma znaczną ilość nikotyny, a jeszcze ciepło palone… brrr. Myślę, że znam bardziej humanitarne metody traumatyzowania początkujących ;)
Ja się tu przyznać muszę ,ze zamierzałem już jakąś anemiczną notkę wykonać pt.”po jednej próbce”. I ptroszę ktoś był szybszy i mnie własciwie wyręczył. Brawo! Nigdy nie rozumiałem słowa „keczup” . Zapach keczupu to zgrubsza koncentrat pomidorowy nieco octu i jakaś tam powiedzmy przyprawa oraz z pewnością glut glutamian. Fakt GLP potrafi pachnieć kwaśno i są to odcienie róznych kwaśnosci , niektóre nawet pod ocet ale gdzie ta keczupowa reszta ?
A co mi się w Stradfordzie podoba … a słodycz (nienachalna , naturalna) a na to posmaczek papryki suszonej. I ogólnie przy GLP poczucie ,ze pale mniej więcej tytoń jakim matka matura go stworzyła. Pali się bardzo ładnie.
Tylko ,ze potem mam nadciśnienie ,że hej. Lico pąsowe jakbym Panny Kasi rąbek halki zobaczył , uszy jakbym kłamał i dlaczego masz takie oczy babciu ? Pół fajeczki zupełnie starcza.
przepraszam „natura”
Dziękuję za recenzję. Ja tak się zastanawiam czy nie skomentować, ale chyba się wstrzymam i za jakiś czas napiszę coś od siebie (bo warto). Jedna podpowiedź. Po wypaleniu już około 150g Stratfordsa z całą pewnością mogę zapewnić, że to się tylko wydaje iż wilgotność tego tytoniu jest odpowiednia (i dotyczy to wszystkich GLP, które miałem przyjemność palić).