Peter Stokkebye – Luxury Bullseye Flake

16 października 2013
By

Kolejny z serii wpisów po jednej próbce. Tym razem tytoń darowany w ilości pozwalającej zapełnić 2 fajeczki.

Bohaterem dzisiejszego dnia jest „Luxury Bullseye Flake” Peter Stokkebye.

 

bulls

 

I teraz krótki wstęp. Od jakiegoś czasu staram się zapoznać z możliwie największą liczbą mieszanek Virginia/Perique. Eksploruję to, co dostępne u nas, a także tytonie dostępne na rynku amerykańskim. Oczywiście te zza wielkiej wody w zdecydowanie ograniczonej ilości, bo niestety nie mogę sobie pozwolić na swobodny zakup np. 30 próbek. Piszę to dlatego, że za każdym razem jak widziałem ten tytoń podczas zakupów w USA, odrzucałem go bez zgłębiania jego składu, opinii na jego temat etc. Uznałem, że jego cena jest na tyle niska, że pewnie jest to słaby gatunkowo tytoń (moja opinia dotyczyła ogólnie Stokkebye). Dodatkowo, kiedy kolejny raz widziałem Bycze Oczka i wreszcie sprawdziłem skład i zobaczyłem, że jest to mieszanka Va+Pq oraz Black Cavendish tym bardziej nie miałem na niego ochoty. Moje dotychczasowe przygody z Cavendishem dały mi jasno do zrozumienia, że to nie dla mnie. Ale jak brzmi przysłowie: „darowanemu tytoniowi w liście się nie zagląda”.

Tytoń samym swoim wyglądem mógłby brać udział w konkursie piękności i myślę, że miałby sporą szansę na zwycięstwo. Piękne, równo pocięte ogromne bycze oczy. Część zewnętrza to poprzeplatane ze sobą jasne i ciemne wstążki, natomiast środek to piękna czarna źrenica. Całe oczko ma średnicę pewnie około 4 cm. Niestety nie miałem możliwości obejrzeć całej paczki tytoniu, ale te oczka, które zobaczyłem były niemal idealnie równo pocięte.

Zapach typowy dla mieszanek Vaper. Przyjemnie, słodkawo. Cavendisha moim noskiem nie wyczuwam.

Nabijałem w ten sposób, że położyłem oczko na kominie. Nacisnąłem „źrenicę”, która wpadła na sam spód. Następnie pozostałą część delikatnie ułożyłem palcem tak jak broken flake. Na górę resztki (o ile takowe zostały) i ogień

…..

……

zdziwiony_pies

No nie potrafię opisać mojego zdziwienia. Świetny tytoń. Wiem, wiem, po dwóch fajkach. Dla mnie idealnie dobrana proporcja Va/Pq i ten pogardzany przeze mnie Cavendish, który dodał takiej „zawiesinki”, słodyczy, która dopełniała ten blend perfekcyjnie. Paliło się nieco mokro. To znaczy standardowo jak na mnie, czyli z koniecznością bodajże 2-krotnego wyciorowania. W każdym razie ta mieszanka zwaliła mnie z nóg. Przypominała nieco (podkreślam nieco! i to ze względu być może na podobny procentowy udział Va i Pq) SG St. James Flake, ale jednak to coś innego. Chyba przez ten Black Cavendish. Oczko paliło się powoli by pod koniec zmienić smak w trakcie wypalania „źrenicy”. Dominuje piękny balans pomiędzy słodkością i cytrusowymi kwaskami Va na zmianę z nieco ostrzejszym w smaku Pq. Cavendish jest tam wyczuwalny, ale robi to na tyle nieśmiało, że nie jest postacią stale dominującą, choć momentami jakby chce bardziej dojść do głosu.

Tytoń… nie spalił się w mojej fajce do końca, pozostawiając (niestety) mały koreczek. Być może to wina zbyt krótkiego podsuszenia. Choć z drugiej strony, nie czarujmy się. Koreczek u mnie to stosunkowo częsty przypadek.

Moc jak najbardziej zadowalająca. W skali 1-6 dostaje od mnie solidną 4. Można wypalić całą fajkę i z nóg nie zwali, ale zdecydowanie czuć, że łyknęło się dawkę nikotyny.

Zapach dla otoczenia… nie mam pojęcia. Paliłem ten tytoń w mojej kamienicy w piwnicy. Towarzyszył mi Bąk Złośnik i jego latakia. A piwnicę testowaliśmy pod kątem zimowych spotkań fajkowych… dla mnie zapach ok, bo ja taki lubię.

Po tych doświadczeniach z 2 fajeczkami postanowiłem, że jednak chcę się zapoznać z tym tytoniem bliżej i złożyłem zamówienie na większą ilość. Może wtedy powstanie pełnowymiarowa recenzja?

Oczywiście czekam na opinie innych.

 

P.S.

W komentarzu pod recenzją @adama odnośnie Dunhill Flake KrzyśT napisał, że Luxury Bullseye Flake Stokkeby i  Flake Medallions Davidoff to te same tytonie, z tym że inaczej pakowane. Także w Europie dostępny.

 

Tags: , ,

26 Responses to Peter Stokkebye – Luxury Bullseye Flake

  1. KrzysT
    KrzysT
    16 października 2013 at 14:21

    Janku, żeby namieszać ;) to jeszcze dodam, że dawne orlikowe Bullseye to jest również ten sam tytoń… ;)
    Oraz: wyobraź sobie to samo, tylko głębsze, intensywniejsze i jeszcze lepiej zbalansowane – i masz Escudo (nie wiem, czy starczyło wyobraźni ;))

    • maciej stryjecki
      16 października 2013 at 15:46

      A żeby Cię… ;)
      Miałem już nie wydawać kasy i palić tylko z piwnicy, a napisał taki dwa zdania i cały misterny plan poszedł w piz… :)

      • KrzysT
        KrzysT
        16 października 2013 at 19:41

        Umiem, nie? :>

  2. pigpen
    pigpen
    16 października 2013 at 14:36

    Heh, pamiętam, że toczyła się gdzieś tutaj dyskusja na ten temat (Escudo i jego kontynuatorów). A Escudo (to nowe) zamówiłem w tej samej paczce co Bycze Oczka celem „pogłębienia” doznań smakowych :)

  3. maciej stryjecki
    16 października 2013 at 15:43

    Cieszę sie, że pojawiają sie recnzje DOBRYCH tytoni :)
    LBF to jeden z moich ulubionych, pierwsza piątka. Ja go z kolei rozdrabiam, nawet siekam scyzorykiem (polecam, spróbuj i tak), wtedy jest jeszcze odrobinę głębszy w smaku. A w ogóle najsmaczniejszy staje się, jak swoje odleży w słoiku. Rozdrobniony pali się lepiej, ale faktycznie, ma tendencję do lekkiego przegrzewania fajki, mistrzem suchego palenia też nie jest, stąd jest dość wymagający. Jak będziesz zamawiał, koniecznie weź też Luxury Twist Flake. Ma bardziej orzechowy aromat, jest łatwiejszy w paleniu i… No nie wiem. Kilkakrotnie zastanawiałem się, który lepszy, ale za każdym razem opinia mi się zmienia, więc oba chyba są równie intrygujące. Najmniej wyrazisty jest Luxury Navy Flake, a może raczej – najbardziej wytrawny.

    • KrzysT
      KrzysT
      16 października 2013 at 16:32

      Luxury Twist Flake jest aromatyzowany. I IMHO dość mu daleko od Bullseye. Luxury Navy podobnie – znaczy daleko (ale bez aromatyzacji).
      Weźcie też pod uwagę, że ja to opisywane Escudo paliłem, hm, siedmioletnie. Co nie zmienia faktu, że jak tylko będę miał możliwość to większą ilość chętnie zasłoikuję, bo uważam, że bezwzględnie warto.

      Edycja: ale formę LTF ma atrakcyjną ;) Janku, to jest to takie „kwadratowe” co miałem na spotkaniu u Ciebie.

      • maciej stryjecki
        16 października 2013 at 16:44

        Ale ta aromatyzacja jest bardzo delikatna, powiedziałbym – subtelna. Mi smakuje, ale fakt – LBF jest jakiś taki… Może szlachetniejszy? To chyba dobre słowo. Navy mnie nie ruszył, ot, porządny, codzienny tytoń, dla osób które palą też papierosy (czyli, teoretycznie, dla mnie też, ale z kolei uważam też, że Dunhill DLNR jest „papierosowaty”, w dobrym tego słowa znaczeniu). Porządny, solidny, ale nie zachwyca.
        A Escudo jestem cholernie ciekawy.
        Polecam też Newminstera. Jeżeli ktoś lubi Three Nuns, to jest ten kierunek, choć dla mnie N. jest po prostu bardziej wyważony i jednocześnie głębszy (choć nie mocniejszy).

  4. miro
    16 października 2013 at 15:49

    … a ja sie zastanawiam, w jaki sposob Wy to Panowie sprowadzacie, nie placac cla…..

    • miro
      16 października 2013 at 15:50

      W sensie: tez bym sprowadzil gdybym mial mozliwosc.

  5. miro
    16 października 2013 at 15:56

    I oczywiscie nie oczekuje ze ujawni ktos swoje sekrety w miejscu, gdzie kazdy moze to przeczytac, zeby bylo jasne. Taki nicniewnoszacy komentarz to byl tylko :)

  6. maciej stryjecki
    16 października 2013 at 16:48

    Mała zagadka: ile tytoniu (wagowo) LBF jest na zdjęciu?

  7. maciej stryjecki
    16 października 2013 at 16:58

    mozna sie pomylić o 100 g.

    • KrzysT
      KrzysT
      16 października 2013 at 17:01

      1250.

  8. maciej stryjecki
    16 października 2013 at 17:06

    Blisko. 30 oz, albo kilogram.

    • pigpen
      pigpen
      16 października 2013 at 21:17

      Maciej, ten tytoń też od Ciebie. I tego Newminster Superior Round Slices też mi dałeś na spróbowanie. Luxury Twist Flake mam z kolei z wymiany (oba czekają na wypalenie i opisanie).

      Plan mam taki żeby wszystko co dostanę lub wymienię opisać w dziale po jednej próbce. Chcę w ten sposób troszkę odwdzięczyć się darczyńcom, a trochę sprowokować dyskusję.
      Szczególnie jeśli to dotyczy tytoni niedostępnych u nas. Na naszym portalu nie ma wiele recenzji Amerykanów. Palą co poniektórzy jakieś „Czarnolasy” ale nikt nic nie pisze poza „mniam” ;) Ja mając ostatnio możliwość próbowania tytoni z USA mam ogromny problem z wyborem. Jasne, jest TR, ale to nie to samo. Tutaj się znamy, łatwiej jest się porozumieć. Znamy nieco swoje gusty. Gadaczka to trochę zbyt ograniczone narzędzie do opisywania czy dany tytoń jest cacy czy be. Recenzja pozostanie. Komentarze pod tekstem są za to bardzo cenne. Często bardziej niż tekst główny. Chciałbym poprzez takie wpisy sprowokować do podzielenia się swoimi wrażeniami przez tych co dany tytoń znają bardzo dobrze. A chyba zdecydowanie łatwiej jest podsunąć gotowy temat niż pytać: kupuję tytoń z USA. Interesuje mnie Va, co polecacie ?

      ps
      3 Nunnes też z wymiany czekają na swoją kolej

      ps2
      Macieju, Dunhillem DLNR poczęstowałeś mnie na Twoich włościach i mnie trochę sponiewierał :) Niestety zbyt wiele czasu upłynęło abym to opisał.

      • maciej stryjecki
        16 października 2013 at 22:14

        Napisz koniecznie, jak Ci Newminster podszedł i proszę – nie sugeruj sie moimi zachwytami, bo moge mieć specyficzny gust (na przykład uważam, że WSZYSTKIE aromatyczne Petersony to najgorszy sort, niekoniecznie lepszy od Alsbo, a czasem nawet jeszcze bardziej sztuczny). Jakbyś chciał pogadać o Amerykanach, to ponad stówkę mam wypróbowanych :) Czarnolasy też. Może coś pomogę? W każdym razie na pewno moge to i owo odradzić. Bo niektóre aromaty McC też sa nieudane, albo nijakie (to częściej). Niearomay maja to do siebie, że mają specyficzny rys McC, ale to zawsze znakonity smak i sort, róznice często leżą chocby w jakości samego palenia, ale o tym dalej. Mi DLNR podszedł, uważam, że to absolutnie najlepszy Dunhill (oczywiście, to moja subiektywna opinia).
        Teraz będę podchodził do kilku europejskich wybnalazków, jak na przykład Golden Flake Reinera (Rainera? – kurna, jak to się pisze, bo na puszcze jeden wielki kulfon, a google poprawia obie wersje :) ) Flejków firmowych od Esrtevala, a także Orlika i Capstanów, których jeszcze nie znam, ale już otwarte się sezonują w „słoidorze” (nie mylić z humidorem). Jakbyś był w okolicy ścieku, zwanego Wisłą, wpadnij, poczęstuję, czym chata bogata :)
        Swojką drogą to ciekawy jestem byczych oczek made in… WO Larsen. W końcu to Scandinavian, tak samo jak Escudo, a oba wyglądaja podejrzanie podobnie :)
        Gadaczka jest faktycznie dość ograniczonytm narzędziem, nie da sie napisać w kwadrans tego, co sie powie w 15 sekund.
        Te czarnolasy na przykład – prawie wszystkie wyglądają niemal tak samo (no… jedne czarne, inne grązowe, a wiekszośc to połamane fleki), smakują też blisko, nawet bliziutko, ale są dyskretne róznice. No i w McC dość istotna informacja to, jak sie ten tytoń pali. Bo niektóre (paradoksalnie te najdroższe) smakują bardzo, bardzo ciuekawie, ale palnością przypominaja azbest.
        Zakonnic Ci nie dałem? Skapiec jestem, albo raczej nie zauważyłem słoja.

        • maciej stryjecki
          16 października 2013 at 22:26

          PS. Ten Reiner-Rainer wygląda i pachnie tak, że łeb urywa. Mam powaznie rozbudzone oczekiwania :)
          Jakby go robił jubiler – wstęga nie ma ani jednego odprysku, załamania, mimo, że zwinięta… Zapach – kwintesencja tytoniu. Jednak nie spróbuję przez najblizsze dwa-trzy tygodnie, bo muszę skończyć (chociaż nie zmeczyć, na szczęście) dopiero co otwarte puszki Erinmore Flake i Dunhill Flake. Razem 150g, więc do Reinera jeszcze kawałek drogi. Żebym się tylko, cholera, nie zawiódł.

          • pigpen
            pigpen
            16 października 2013 at 22:30

            Nie martw się. Jak się zawiedziesz to znajdzie się na pewno chętny na Reinera.
            Ja z McCl zdecydowałem się tym razem na mieszankę Virginia/Perique. Mówiłeś, że to taki tytoń codzienny, bez specjalnych fajerwerków. No zobaczymy co to będzie.
            Newminstera oczywiście opiszę i nie martw się. Jeśli nie posmakuje to nie posmakuje :)

  9. golf czarny
    16 października 2013 at 21:35

    Mądre ludzie powiadają, że Escudo i DLNR to wszystko bardzo blisko jeśli nie to samo.Ciekawe jak Maciej na to spojrzy.

    • yopas
      16 października 2013 at 21:51

      Bardzo blisko, nie to samo. Zdecydowanie. Choć ja nie jestem zupełnie, aż tak, mądry.
      UkłonY,

      • KrzysT
        KrzysT
        16 października 2013 at 21:59

        IMHO też (jednak) nie. Choć może kwestia odpowiedniego odleżenia, no i okresu produkcji. Choć jedno i drugie dobre.
        I jedno i drugie raczej nie jest słabe, trzeba o tym pamiętać (tu, mam wrażenie, Bullseye różne nieco łagodniejsze są).

        • maciej stryjecki
          16 października 2013 at 22:40

          Świete słowa, są łagodniejsze. Dla mnie moc DLNR to trafienie w punkt. Tak, jak lubię. Okres produkcji, no cóż, możemy poznać tylko te współczesne i najlepiej chyba – kupić na zapas, bo sie jeszcze zepsują :)
          Za to bullseyami mogę się zaciągać po sam woreczek żółciowy :)

          • maciej stryjecki
            16 października 2013 at 22:41

            Trafienie w punkt, w kwestii mocy, oczywiście. Bo smaczniejszy Newminster i Three Nuns.

    • maciej stryjecki
      16 października 2013 at 22:33

      To by nawet ułatwiało zycie i ograniczało wewnętrzne rozterki. DLNR do kupienia jest w Euriope, bez problemu. Jeżeli okaże sie, że escudo = DLNR, nie będę zawiedziony. Bo DLNR to świetny (jeden z absolutnie najlepszych) tytoń do codziennego palenia, nie nudzi się i daje satysfakcję. Fajki nie brudzi, spala się jak Bozia przykazała – złego słowa powiedziec nie można. A jak komuś brakuje „głębi”, to ciach, scyzorykiem małe oczko Three Nuns do dwóch duzych oczek DLNR, mieszamy i jest kremik de la kremik :)

  10. Qwerty
    20 października 2013 at 10:36

    Kiedyś Tomek Z. poczęstował mnie tym tytoniem. No i teraz co mi się przypomni, to odnawia mi się w głowie „must have” syndrom. Tylko jak go u nas dorwać? Trzebaby chyba osobiście się pofatygować i przywieźć większą ilość. A może ktoś ma na zbyciu choć 50-100g?

  11. maciej stryjecki
    20 października 2013 at 13:42

    Ciekawostka, może się komuś przyda ta informacja. Własnie otworzyłem puszkę Larsena 32, taką: http://www.tecon-gmbh.de/product_info.php?cPath=667_674&products_id=2378
    i wygląda mi na to (biorąc na węch i oglądając), że to jest to samo, co Luxury Twist Flake. Jeszcze nie próbowałem, ale zapach identyczny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*