Peterson Special Reserve 2010

20 sierpnia 2010
By

Siedzę w starym mieszkaniu wystrojonym na modłę PRL-u. Jest w nim wszystko, co być powinno. I meblościanka, i pełno gratów. Obrazy na ścianach, figurki na półkach. W małej biblioteczce stoi nawet sennik egipsko-chaldyjski. Sztuczne róże – na przemian czerwone i złote – mieszają się z wizerunkami chińskich myślicieli, rodzinnymi zdjęciami oraz odświeżaczem powietrza, który nawet wyłączony potrafi psiknąć kwiatowym aromatem. Słucham historii samowaru oraz modelu okrętu Mayflower, na którym Purytanie przybyli do Ameryki. W fajce pierwsza próbka rezerw Petersona z tego roku. I choć jest słodka, to mina moja kwaśna. Nie pomagają nawet opowieści o filiżankach, ani wspomnienia stanu wojennego.

Nie pomagają, bo pomóc nie mogą. W fajce bowiem mam coś, czego się nie spodziewałem. Nie żeby było źle, smakować smakuje, ale rozczarowanie jednak bywa gorzkie. Spodziewałem się czegoś innego. Sądziłem, że limitowane edycje będą rarytasem, jakiego nie dane było mi nigdy wcześniej palić. Naczytawszy się recenzji Jacka, byłem pełen nadziei. Te jednoroczne, nigdy później niedostępne smakołyki, cieszące zmysły…

Może to moja wina, bo wyobraziłem sobie nie wiadomo co. Z drugiej strony zapach zachęcał do marzeń. Gdzieś na pograniczu toffi i wanilii. Słodki, a także znośny, lekko przytłumiony, dobrze rokujący. Pachniało wczesną wiosną, delikatną burzą i wypielęgnowanym ogrodem. Wyczuwało się równowagę – aromat genialny.

Po odpaleniu jednak szybko zorientowałem się, że zostałem po raz kolejny nabity w butelkę. Ja to przecież już paliłem…

Peterson Special Reserve 2010 wcale nie jest limited edition. To po prostu mocniejszy Sweet Killarney, nieco lepiej sycący nikotyną, nieco mniej słodki, nie tak nachalny, ale jednak on. Rozpoznaję te same smaki, te same niuanse. Nie ma w nim nic, czego nie byłoby w tym osławionym (niesłusznie) seryjnym aromacie Petersona.

Zawód mój jest wielki, aczkolwiek przyznać muszę, że ten, kto nie palił Sweet Killarney będzie zachwycony. Tym bardziej, że 100 gram Special Reserve 2010 kosztuje tylko złotówkę więcej, a puszka wygląda wspaniale. Aromaciarze nie będą narzekać, a i inni palacze mogą mieć niewątpliwą przyjemność z palenia tego specyfiku. Smakować smakuje, jak już zostało powiedziane. Niemniej jednak jest to jakiś powrót do przeszłości.

Nie łudźmy się jednak, że specjalne rezerwy są specjalnymi rezerwami.

Tags:

9 Responses to Peterson Special Reserve 2010

  1. Rheged
    20 sierpnia 2010 at 13:57

    Ktoś jeszcze to palił?

  2. oskar
    20 sierpnia 2010 at 15:20

    Miałem okazję palić. Ja jestem aromatołek do kwadratu. Co tam! Do sześcianu! Tak więc dla mnie bardzo pysio. Aby zachęcić lub zniechęcić napiszę tak. Jak komuś smakuje Belle Epoque to po wypaleniu fajeczki Peterson Special Reserve 2010 będzie wniebowzięty.

    • Alan
      Alan
      20 sierpnia 2010 at 15:30

      Czyli nie dla mnie. Mi BE nie podszedł, straszny kwas.

      • Rheged
        20 sierpnia 2010 at 15:37

        Belle Epoque to jednak bardzo złe porównanie. BE jest zdecydowanie nachalny, słodki aż do sześcianu w porównaniu z PSR 2010. No jednak tutaj użyto zdecydowanie lepszych tytoni i mniej agresywnego syropu…

        • Alan
          Alan
          20 sierpnia 2010 at 15:39

          …aż do sześcianu

          No, to jest idealne określenie dla BE. Z tym, że ja bym napisał „kwaśny” – słodycz była ok, czyli duża ;)

    • oskar
      21 sierpnia 2010 at 14:21

      Cholera… Dostałem 2 próbki z takiej internetowej trafiki na F i myślałem że wypaliłem Peterson Special Reserve 2010. Zaglądając do mojej magicznej skrzyni z tytoniami okazuje się, że spopieliłem Peterson Summertime i to właśnie niego tyczy się powyższa opinia. Przepraszam, za wprowadzenie zamieszania…

      • Rheged
        21 sierpnia 2010 at 16:34

        Czyli już wiem, czego się spodziewać po SummerTime…

  3. suhacz
    21 sierpnia 2010 at 00:37

    „To po prostu mocniejszy Sweet Killarney, nieco lepiej sycący nikotyną, nieco mniej słodki, nie tak nachalny, ale jednak on.”
    To mnie zachęca w dwójnasób! Sweet Killarneya porzuciłem jakiś czas temu po wypaleniu 2 puszek. W sumie smak mi odpowiadał ale… Gdyby tak – myślałem wtedy – trochę mniej słodyczy za to więcej nikotyny, to tak! Jak najbardziej!
    No i proszę, blenderzy Petersona musieli przechwycić moje myśli.
    Zamówiłem puszeczkę, powinna dotrzeć w poniedziałek.

  4. jazz59
    22 września 2010 at 12:52

    PSR 2010 to świetny aromat. Ma coś z PSK , ale jest inny.Mniej toffi , więcej owoców i smak zdecydowanie bardziej owocowy .Mocniejszy i bardziej wyrazisty.
    Po drugiej fajeczce potruchtałem do trafiki i zakupiłem jeszcze dwie puszki , które schowałem na dobrą okazję.
    Zdecydowanie nie żałuję tego zakupu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*