Ponieważ przeżyłem drobne załamanie finansowe i przez jakiś czas nie kupię żadnej fajki (chlip, chlip), a karta „obserwowane” na eBayu cały czas jest jakoś pełna, to chciałbym zwrócić dziś uwagę na dwie niepozorne na pierwszy rzut oka fajki z pianki.
Pierwszą jest jak widać prince (jakoś nie przepadam za tym kształtem, ale wiem, że są tacy, którzy lubią), drugą billiard (błędnie opisany jako wrzoścowy, zresztą wysłałem już sprzedającemu uwagę).
Dlaczego fajki są według mnie warte uwagi? Ano dlatego, że wyprodukowała je – nieistniejąca już – firma Laxley Pipe Limited. Firma, która miała swoją siedzibę na Isle of Man produkowała fajki z afrykańskiej pianki morskiej i produkowała je dla najlepszych – między innymi takich potentatów jak Barling, Peterson, Comoy czy Nørding.
Produkowała też jak widać pod własnym szyldem Manx – część z nich była ozdobiona charakterystycznym logo – trzy nogi w kółku. Taki triskel. Moim zdaniem strasznie fajny.
Właśnie wczoraj, po kilku tygodniach przerwy wziąłem niewykończonego od miesięcy billiarda Manx, którego ustnik świeci się już od dawna i dokończyłem czyszczenie komina i kanału dymowego. Mała rzecz, a cieszy.
I to przypomniało mi, jak sympatyczne są to fajki (a śledzę je od jakiegoś czasu, niestety mam tylko jedną). Dlaczego je polecam? Przede wszystkim dlatego, że mają dobry engineering. To nie jest turecka tania pianka z krzywym gwintem, przez który nie przechodzi wycior. Wysokiej klasy ebonit jest pięknie spasowany w ustnik typu „army”, który pięknie, szczelnie i gładziutko wchodzi we wklejoną w piankę tuleję (która również wygląda jak ebonitowa (!). Nawiercony precyzyjnie kanał dymowy ma – przynajmniej u mnie – 3.5mm. W bonusie dostajemy klasyczne kształty, bez kiczowatych główek Turka, muszli, pazurów i innej orientalnej cepelii. Jedynym mankamentem może być to, że afrykańska pianka jest cięższa od swojego tureckiego odpowiednika – ale za to jest bardziej odporna. W wypadku Manx jest to praktycznie zawsze block meerschaum, żadnych klejonych zmiotków. Po prostu solidna produkcja. Do palenia, a nie szpanowania.
Tak więc, jeśli chcecie zakosztować palenia w piance, a nie chcecie się denerwować, to można spróbować szczęścia. Tego billiarda licytowałbym na pewno.
Aha – nie byłbym sobą, gdybym nie dodał, że sprzedający ma kilka innych ciekawych fajek na stanie. Ale to pozostawię Wam do sprawdzenia.
Autokomentuję, coby się pojawiło na głównej ;)
Sprzedawca okazał się sympatyczny i odpowiadający na maile i – za moją sugestią – dorzucił do obu aukcji zdjęcia pokazujące połączenie ustnika z główką. Tak jak podejrzewałem połączenie wygląda tak samo, jak w mojej fajce. Czyli warto.
Obie „tanganiki” są ładne. W tej chwili wszystkie sepiolitowe fajki produkowane na zachodzie wykonane są z afrykańskiego surowca. Co prawda, Barling starał się o wykonawstwo w Turcji pod własną sygnaturą, ale nie przeskoczył przepisów ochronnych na piankę morską. Jednak turecki materiał uznawany jest za najdoskonalszy – ma większą porowatość od sepiolitu z Afryki czy chociażby z pozyskiwanego hobbystycznie krzemianu magnezu z Moraw.
Niestety, większość producentów tureckich poszła w bardzo prostackie łączenia z czegoś podobnego do polietylenu. Można znaleźć wytwórców, którzy nie wydziwiają z rzeźbieniem fajek i proponują bardzo ciekawe, ale gładkie i klasyczne wzory, niestety, łączniki oraz kształty ustników i tworzywo do nich stosowane bywają poniżej krytyki.
Nieliczne fajki tureckie z profesjonalnymi łącznikami i dopasowanym estetycznie ustnikiem, miewają ceny nie do przyjęcia.