I na koniec dzisiejszego poranka marka-legenda. Choć należy pamiętać, że czas potrafi wyświechtac każdą legendę. A słowami Pana Jacka:
COMOY’S w edycji Tradition. Marka znakomita i rownie znakomicie „przepoczwarzana” w imie racji biznesowych po wlaczeniu jej w koncern Cadogan. Przy tej okazji bardzo serdecznie namawiam na zapoznanie sie z historia i sposobami datowania COMOY’S na tyle, na ile jest to możliwe
no i juz karuzela loterii zatacza mniejsze kregi, czytamy bowiem iz edycja TRADITION byla produkowana w latach 1925- 1970′. Fajka nie wyglada mi na „stara” niemniej jesli sie oprzec na podanym opracowaniu, mamy do czynienia z fajka ca 40 letnia. Jesli nie zostala spaskudzona w trakcie produkcji jakas chemia czy lakierami (niestety nie wiem kiedy Cadogan wprowadzil takie „nowomodne”chemiczne metody obrobki wrzosca w podleglych mu markach, ale samemu zdarzalo mi sie takie fajki „uczlowieczac” za pomoca cierpliwosci i spirytusu) , to znow pojawia sie szansa na „wygranie” fajnego uzytkowego wrzosca. Niestety, to nadal loteria.
Link do aukcji. Aktualna cena 3,53 funta (17zł) plus nieznane koszta wysyłki.
Nalezy jeszcze dodać, że fajka nie jest w takim kolorze, jak na zdjęciu. Sprzedawca miał kłopoty ze sprzętem fotograficznym.
Uwaga!
Przedstawiane w tej serii artykułów fajki z reguły wymagają podjęcia zabiegów przywracających im pierwotne funkcje użytkowe. Całe ryzyko związane z zakupem fajki ponosi kupujący, a rokowanie na podstawie opisu i zdjęć, pomimo olbrzymiej wiedzy i intuicji Pan Jacka, nie daje 100% gwarancji, że nabyta fajka będzie spełniała pokładane w niej nadzieje.
Normalnie – Comoy!
Pozwalam sobie niejako „odświeżyć’ ten wątek, gdyż, skoro tu mowa o Comoy’s to Osoby zainteresowane tą marką być może zainteresuje ilustrowany tekst i rozmowa na temat wykonywania sławnego oznakowania „C” znanego z ustników fajek Comoy’s.
On Making a Comoy’s “C” Logo
http://rebornpipes.wordpress.com/2014/03/11/on-making-a-comoys-c-logo-jacek-a-rochacki/
Panie Jacku widzę, że prężnie zaczyna Pan działać na stronie „rebornpipes” i część z tutejszych użytkowników z pewnością przekopuje się przez tą małą kopalnię wiedzy. Zatem zapytam czy jest możliwość aby Pańskie artykuły pojawiające się na „rebornpipes” mogły pojawiać się także w wersji polskojęzycznej np na fajka.net? Wiem, że znakomita większość z nas angielski zna, jednak na pewno są osoby, które chętniej zapoznałyby się z tą wiedzą w swoim ojczystym języku. Chyba, że jest to kwestia praw wydawniczych i artykułów kopiować oraz tłumaczyć nie można?
Bardzo dziękuję za zainteresowanie moimi tekstami. W świecie angielskojęzycznym jestem aktywny od wielu dziesięcioleci na długo zanim pojawił się internet, pierwsze teksty (też dla czytelnika angielskojęzycznego z kręgu osób związanych z Domem Fajkowym W.O. Larsen w Kopenhadze, gdyż polski aktywny publicznie świat fajki pozostawał na poziomie tekstów p. Turka) pisałem jeszcze na maszynie do pisania na przełomie lat 60/70, niestety zaginęły mi przy jakichś niedobrych okazjach. W latach ostatnich sporo pisałem na starym Smokersforum (np. pierwsza wersja tekstu na temat postępowania z pęknięciami w fajkach wrzoścowych), także na starym pipes org, coś tam na Brothers of Briar; to co widać u p. Steve Laug to wynik jego serdecznego zaproszenia oraz panującej tam kulturalnej atmosfery i trybu rozmowy, co jest dla mnie wielką wartością. Do kontynuacji pisania po polsku – co czyniłem czas jakiś i to intensywnie na FMS – nie zachęciło mnie bądź to minimalne zainteresowanie tekstami do dziś tam istniejącymi a nieczytelnymi w kontekście wielu wypowiedzi będących na pewno wyrazem szczerego zainteresowania fajkami i opisami eksperymentów o różnej wartości merytorycznej oraz zaskakującej mnie często swą kategorycznością „polemiki” np. na tematy postępowania konserwatorskiego czy narzędzi, prowadzone z pozycji których wartość merytoryczna jest dla mnie dyskusyjna. Pisząc dla czytelnika międzynarodowego piszę oczywiście od razu po angielsku i tak nie istnieją kopie polskojęzyczne. Niestety nie jestem w stanie podjąć się tłumaczeń, a jeśli o tłumaczenia w ogóle chodzi, to jestem zdania iż znacznie ważniejsze dla nas było by przetłumaczenie/stworzenie polskojęzycznej wersji Pipedii, co rozwiązało by wiele kwestii dotyczących wiedzy absolutnie podstawowej, materiałoznawstwa, wyboru fajki, etc. które to sprawy wciąż powracają w polskim internecie.
O ile jestem w stanie zrozumieć powody niechęci, czy niezachęcenia, do publikacji w polskim internecie (choć ich nie podzielam, moim zdaniem polemika – niezależnie od jej temperamentu – zawsze przynosi jakąś wartość dodaną, a mądre teksty bronią się same – przeczytałem i znam te Pana Jackowe, w tym te anglojęzyczne, jeśli są jakieś napisane w innych językach, to przyznaję, że władam oprócz angielskiego tylko jeszcze niemieckim i tych innych nie znam), to – sorry Gentlemen – niemożność podjęcia się przetłumaczenia na język polski angielskiego tekstu pisanego przez Polaka jakoś nie mieści się w mojej percepcji. Znana jest mi Pańska dewiza, że „im więcej wolno, tym mniej wypada”, ale może warto napisać wprost, dlaczego?
Wprost: jeśli wymieszamy w jednym garnku często sprzeczne ze sobą, a co najmniej różnej jakości i walorów składniki, to zawartość będzie niestrawna i będzie trzeba udać się do lekarza chorób systemu trawiennego a może i poddać się płukaniu żołądka. To nie złośliwość, to wnioski z obfitej korespondencji prywatnej od osób zdezorientowanych.
Jeśli chodzi o mój stosunek do publikacji w „polskim internecie” po doświadczeniach od czasu kiedy do fajki powróciłem, to jestem zdania iż wielokrotnie to wyjaśniałem jeszcze w wywiadze którym zaszczycił mnie Jacek „Jalens” Jóźwiak. Ostatnio wypowiadalem się po raz kolejny na ten temat tu, na fajkanecie. Niemniej z cierpliwością powtarzam, że
– jeśli publikowane dane charakteryzują się różnym poziomem poznawczym, a formuła publikacji nie rozgranicza tego, co w swej masie opublikowane, to wynika z tego galimatias; mam do dziś ciągłe o tym informacje od zdezorientowanych kontaktujących się ze mną w trybie korespondencji prywatnej. Jeśli publikuje się „koło siebie”, w takiej samej formule osobę A i Osobę B silnie się od siebie różniące poziomem kompetencji, to galimatias jest zastąpiony dezorientacją czytelnika, nie mającego narzedzia wiedzy do rozeznania kto dysponuje jakimi kompetencjami i jak (jeśli wogóle) należy się nim „przejmować”. Nie jestem zwolennikiem wzmagania szumu informacyjnego. Jeszcze Jackowi „Jalensowi” zwracałem uwagę na fatalne skutki braku rozgraniczenia pomiędzy otwartą formułą dyskusyjną będącą realizacją prawa do wolności słowa a zespołem wiedzy merytorycznej; Jacek podkreślał priorytet zasad medioznawstwa, to On tworzył tak zaprojektowany portal, no i są tego różne (w tym na pewno i dobre) konsekwencje.
Pipedia jest starannie prowadzona i teksty podające niepewne dane nie są tam publikowane, znamienne są losy tekstu na temat Charatana autorstwa p. Ivy Ryan. Zatem jeśli takie teksty jak moje ostatnie angielskojęzyczne wpisują się w charakter Pipedii, to nie powinny sie znajdować w miejscu prowadzonym według zasad medioznawstwa, i przypominam po raz kolejny, iż z tego powodu nie zalogowalem się na fajkanet, przyjąłem zaś zaproszenie do komentowania jako gość w roli komentatora – nie autora publikacji; owszem, podaje w komentowaniu linki do wartościowych moim zdaniem materiałów a rozwój sytuacji każe mi się nad tym zastanowić.
Patrzę na skutki moich niektórych wpisów bardziej skoncentrowanych na sprawach merytorycznych np. podstawach restauracji czy wiedzy o narzędziach na FMS. Co z nich wynikło ? – powstrzymam się od komentarza. Już nie dziwią mnie obiekty zniszczone bezrefleksyjnym używaniem urządzeń i materiałów ściernych, po prostu nie zwracam na to już uwagi co powtarzam po raz kolejny. Podobnie niektóre moje wpisy na fajkanet wymagały ode mnie przyjęcia postawy charakteryzującej się nie znawstwem tematu a dyplomacji dla nie zaburzania miru domowego dolewaniem oliwy do ognia. Nie jest to mnie mnie motywacja pozytywna.
Ciesze się zawsze z rozmowy merytorycznej, niestety jakoś nie zdarzało mi się takiej często doświadczać w polskim internecie fajkowym. Oczywiście nie biorę w takich „polemicznych/gorących” wydarzeniach udziału, ale sam fakt że takie coś się pojawia jednych być może zachęca, ale innych – nie. To co jedni nazywają temperaturą, inni widzą w innych jednak kategoriach.
Jeśli na dodatek tekst ma bronić się czy to sam (czy ma być przez innych broniony) to znaczy że będzie atakowany. Od dziesięcioleci biorę udział w rozmowach i dyskusjach z których wszakże żadna nie stwarzała konieczności obrony tekstu. Jeśli bowiem przedmiotowy tekst był durny, to nie było wogóle rozmowy, bo nie było o czym; ba, taki tekst po prostu się nie pojawiał na forum takim czy innym, w tzw. wirtualu czy realu. Jeśli tekst był niegłupi, to rozmowa czy to w gronie prywatnym czy na sesji naukowej rozwijała czy uzupełniała podane wiadomości, czasem wskazywała na korektę błędów biorących się np. z zdezaktualiowania się pewnych elementów wiedzy autora. Fakt, nie brałem często udziału w rozmowach na temat hipotez eksperymentalnych jeśli nie były oparte na solidnych podstawach tak nauki jak i zdrowego rozsądku. Sądze że obrona nie jest konieczna jeśli Rozmówcy operują na uzgodnionym „katalogu” pojęć i faktow podstawowych. „Kłócenie się” jest w moim pojęciu zjawiskiem bardzo medialnym.
Ponieważ czytam mocno w mych uszach brzmiącą wypowiedź na temat niemożności przetłumaczenia przeze mnie tekstów pisanych orginalnie po angielsku na mój język pierwszy, to po prostu pragnę przypomnieć iż fajki są dla mnie tylko miłym hobby, ostatnio bardzo marginalnym, gdyż już prawie nie palę a i nie jestem aktywny w pracowni, i sprawom fajkowym nie jestem już w stanie poświęcić zbyt wiele czasu. Pisuję do Steve Laug’a nie tylko na jego wyraźne zaproszenie, ale przede wszystkim gdyż znam tak jego jak i grupkę jego czytelników od lat. Proszę też porównać „temperaturę” dyskusji tam i w podobnych miejscach z tzw. polskim internetem. No i zostało mi czasu tyle, ile zostało, energii też mi już nie przybywa, mam wszakże poważny zamiar zakończyć większe prace z moich zakresów zawodowych a dopiero niewiele miesięcy temu ukazała się drukiem książka nad którą pracowałem 40 lat.
Na przywolanie mej sygnaturki odpowiadam innym z moich starych i bardzo lubianych powiedzeń: „ulan się nie cofa. Ułan – zawraca”. Tym bardziej, że jak powiedziałem na wstępie i szeroko w moim pojęciu uzasadniłem nie mam zwyczaju powiększania szumu informacyjnego.
Jeśli formuła komentatora w której jeszcze na usilne zaproszenie Jacka Jóźwiaka jakoś tu się próbuję czasem i to skrótowo wypowiadać nie jest właściwa, a co gorzej, jak to wyraźnie ostatnio czytam, powoduje ferment, to po raz kolejny w ciągu ostatnich dni upraszam o wyraźne powiadomienie. Mam nadzieję że sprawa zostanie wyjaśniona i ustalona definitywnie.
P.S. A tak z innej beczki: czy mamy świadomość, iż aby ten konkretny tekst miał sens, to należy – co postuluję od lat – poznać wpierw dobrze zawartość PIpedii ? inaczej to budowanie ostatniego piętra bez fundamentów. Czy macie Państwo tego świadomość ?
Dziekuje za wyczerpujaca odpowiedz. Bardzo prosze tylko o niedoszukiwanie sie podtekstow w moim komentarzu, bo tam ich po prostu nie ma. Szczegolnie mam na mysli kwestie Panskiej obecnosci na fajkanecie czy jej formy.
Ad dendum:
dla pełnej jasności ostatnich zdań: przypominam iż i Pipedia i tekst na temat sposobów wykonywania logo „C” są po angielsku.
Rozmowa Kolegów zainteresowała mnie na tyle, że pozwolę sobie dorzucić do niej swoje trzy grosze. Ja doskonale rozumiem stanowisko pana Jacka – publikowanie wartościowych merytorycznie tekstów równolegle i na równych prawach ze spontanicznymi wypowiedziami dyletantów prowadzi do szumu informacyjnego, który skutecznie utrudnia lub nawet uniemożliwia osobie mającej do rozwiązania jakiś problem zdobycie rzetelnej wiedzy na interesujący ją temat. Dotyczy to obecnie praktycznie wszystkich dziedzin naszego życia. Ponieważ ów sąd jest już truizmem, nie będę się dalej nad nim rozwodził, lecz od razu przejdę do oceny pod tym kątem portalu, na którym mamy obecnie przyjemność wymieniać opinie. Moim zdaniem przekształcanie go w polską Pipedię sensu nie ma, ponieważ Pipedia już istnieje, a jeśli ktoś z powodu nieznajomości języka angielskiego nie potrafi z niej skorzystać, to akurat ma doskonały powód do tego, żeby nadrobić braki w wykształceniu. Jakiekolwiek ograniczenia w dostępie do publikacji opinii, choćby mniej wartościowych, również nie powinny mieć miejsca, bo doprowadziłoby to w krótkim czasie do przekształcenia tętniącego życiem organizmu w scholastycznego kościotrupa.
Teoretycznie oddzielenie „ziarna od plew” ma na fajka.net miejsce, ponieważ wartościowa merytorycznie wiedza jest wyróżniona w kolumnie po lewej stronie portalu w postaci trzyczęściowego poradnika. Moim zdaniem brakuje jednak w owym poradniku dwóch istotnych zagadnień: wiedzy o technicznych aspektach renowacji używanych fajek, podanej w usystematyzowany i rozbudowany sposób, oraz rzetelnych recenzji tytoni, wystawianych przez doświadczonych palaczy z dużym obyciem. Ten drugi aspekt boli mnie szczególnie, choć nie dotyka bezpośrednio, bo od dłuższego czasu jestem tytoniowym „inżynierem Mamoniem” i lubię tylko te blendy, które wcześniej paliłem, a jeśli już zaczyna kusić mnie jakaś nowość, to kieruję się opiniami zamieszczonymi na TobaccoReviews. Ów ból wynika z troski o fajczarskich adeptów, którzy po omacku starają się znaleźć odpowiednią dla siebie mieszankę. Powinni mieć możliwość zapoznania się z jednoznacznymi opiniami starych wyjadaczy, określającymi (w stałej skali) moc, smak i jakości poszczególnych tytoni, a trafiają na (nie powiem, czasami interesujące literacko) opowieści, pisane nierzadko przez osoby palące fajkę od zaledwie kilku miesięcy.
I wreszcie, co do tłumaczenia na język polski specjalistycznych tekstów pana Jacka… Jeden z największych polskich filozofów XX wieku, Roman Ingarden, pisał na zmianę w dwóch językach: polskim i niemieckim. Nigdy nie tłumaczył ukończonych prac, ponieważ szkoda mu było na to czasu. Czynili to za niego inni. Może zatem lepiej zamiast pytać, dlaczego pan Jacek swoich artykułów nie przekłada na język ojczysty, stosowniej byłoby spytać: czy zgodziłby się, aby ktoś inny podjął się tego zadania, a potem opublikował w wyróżnionej, stałej kolumnie na niniejszym portalu? A jeśliby się zgodził, to na jakich warunkach? I wreszcie, czy z kolei znajdzie się chętny do wykonania tej pracy? Jako ciekawostkę, ale zdecydowanie a propos, dodam, że pewien mój znajomy, który dla specjalistycznego wydawnictwa tłumaczył fachowe teksty techniczne z języka niemieckiego, został wyrugowany z tej pracy przez młodą absolwentkę germanistyki, ponieważ zgodziła się robić to samo za 20% stawki. Problem zaczął się w momencie, gdy gotowe teksty trafiły do recenzji, ponieważ czytający profesorowie nie bardzo wiedzieli, o czym traktują… Pozdrawiam!
I znów nie pozostaje mi nic więcej, jak podziękować za mądrą radę.
Ze swojej strony mogę zapewnić, że jesteśmy w stanie wydzielić po prawej stronie strony głównej stosowny dział o charakterze repracyjno-renowacyjnym (najbardziej stosowna nazwa oczywiście do ustalenia), mogę również zatroszczyć się o wyszukanie odpowiednio wiarygodnej osoby, która przetłumaczyłaby interesujące artykuły. Możemy również, na specjalne życzenie zablokować możliwość ich komentowania, żeby można było traktować te artykuły jako swego rodzaju materiał referencyjny, podobnie jak ma to miejsce w przypadku wszystkiego, co zostało opracowane przez śp. Jacka Jóźwiaka.
Pozdrawiam
Paweł Jopkiewicz
Ps. W imieniu całej redakcji chciałbym jednoznacznie podkreślić, że obecność Pana Jacka Rochackiego jest na fajkanecie niezwykle pożądana, nawet jeśli tylko i wyłącznie w charakterze obserwatora i komentatora (choć prywatnie życzyłbym sobie tej obecności w znacznie szerszym zakresie, ale mój wpływ w tej kwestii niestey jest mniej niż infinitezymalny).